Kuriozum Wyborcze. Dać znak widomy

2020-08-05 10:38

 

Pewnie jest za późno na dobre rady, ale skomentuję ów warcholski sarmatyzm tych, którzy w ramach „wyższości nad niższościami” zamierzają „nie uczestniczyć” w państwowej (nie zaś plemiennej) ceremonii rozpoczęcia kolejnej kadencji Głowy Państwa.

Kilka założeń wstępnych:

  1. Terminem głosowań prezydenckich konstytucyjnie przyjętym i powszechnie zaakceptowanym w ramach Państwa (RP) – był 10 maja 2020;
  2. „Wybory” te zostały fizycznie uniemożliwione poprzez nie otwarcie na potrzeby głosowań lokali wyborczych, co jest przestępstwem przeciw wyborom;
  3. Rzeczywistą funkcją głosowań 28 czerwca 2020 był plebiscyt plemienny, przekreślający równość stawianą na piedestale „demokracji” współczesnych;
  4. Sens konstytucyjny tych głosowań przekreślony został przez bezprawną umowę kamaryl i kandydatów, umożliwiającą „podmianę zaprzęgów podczas przeprawy”;

Całe to kuriozum (czekam z niecierpliwością na rzeczowy memoriał organów takich jak Trybunał Konstytucyjny i Trybunał Stanu oraz Sąd Najwyższy, a przede wszystkim Zgromadzenia Narodowego) – poprzez konwalidację licznych nieprawidłowości – stało się ważnym punktem historycznego, światowego dorobku (tradycji) demokratyzmu. Podręczniki powinny ten moment uwzględnić. Dla młodzieży (a Pedią: „konwalidacja to ogólnoprawne pojęcie oznaczające uzyskanie pełni wartości prawnej przez czynność prawną dotkniętą wadą. Konwalidacja może nastąpić zarówno na skutek innej czynności prawnej (akt staranności, oświadczenie woli, wydanie orzeczenia), jak i na skutek określonego zachowania zainteresowanych podmiotów (np. konwalidacja umowy międzynarodowej czy woli testamentowej albo wyroku (anatemy, linczu, banicji) wyrażonej bez należytego dopełnienia formalności) bądź nawet bez jakichkolwiek działań (np. przez sam upływ czasu).  

Jeśli Państwo o nazwie Rzeczpospolita Polska uznajemy za naszą wspólną wartość – a powinniśmy przez szacunek dla samych siebie – to obecność na „ślubowaniu” jest „obowiązkowa”. Tak jak równie obowiązkowe jest danie widomego znaku o swojego stosunku wobec kuriozum, które powyżej określiłem jako „historyczne”. Nie, nie chodzi o odwracanie się plecami, siedzenie kiedy „się wstaje”. Chodzi o jakiś znak, na przykład nie zajęcie „wskazanych” miejsc i pozostawanie w roli biernych obserwatorów „stojących pod ścianą”. Może jakiś „ponury kotylion” (pamięta ktoś oporniki w klapach marynarek, a nawet na swetrach, w czasie stanu wojennego?). Byle nie „plemienny”, bo to wypaczy całą ideę. Jakieś może „pinsy” (małe szpilkowe lub dokręcane bolce, agrafki, szpilki, identyfikatory)…?

Akurat ci, którzy na skutek tego Kuriozum zyskali najwięcej – powinni siedzieć cicho w tej sprawie, podobnie jak główni aktorzy tego Kuriozum.