Narodami w państwa, państwami w narody
Dobrze jest rozumieć, że trzy ważne słowa oznaczają zupełnie co innego (nasz potoczny język stara się nie rozumieć tych subtelności):
- Kraj – to jest wszystko, co zawarte jest w politycznych granicach i w kulturowym dziedzictwie, zarówno to co naturalne (ekologiczne?), jak też to co jest dziełem i dorobkiem pokoleń funkcjonujących w tej a nie innej części świata, w tym a nie innym regionie. Dobrym zamiennikiem tak pojętego słowa Kraj może być słowo Substancja;
- Ludność – to wszyscy, którzy zamieszkują Kraj, związali z nim swoje losy, utożsamiają się z nim ściślej lub luźniej, współgospodarzą w nim, tu a nie gdzie indziej poddają się procesom uspołecznienia, tu staja się obywatelami lub są wyzuwani z obywatelstwa. Właśnie słowo Społeczeństwo jest dobrym zamiennikiem słowa Ludność, choć częściej używa się słowa Naród, nieco mylącego;
- Państwo – to jest polityczno-biurokratyczna formacja korporacyjna, która korzystając z różnorodnych legitymizacji zarządza Krajem i Ludnością. Formacja ta w swoistej dialektyce zarówno stoi na straży tzw. porządku konstytucyjnego (czyli systemu-ustroju), jak też tworzy go w codziennym działaniu, a część tego działania jest – paradoksalnie – w brew temu porządkowi (na przekór jego „redakcji”);
Należę – powszechnie wiadomo – do tych, którzy nie mają najlepszego mniemania o Państwie nazywanym Rzeczpospolita Polska (i o paru innych państwach świata), należę też do tych, którzy dają temu wyraz i obszernie, w różnych optykach, przedstawiają rzeczową, nie-emocjonalną krytykę RP. Oczywiście, jako że język potoczny jest z wielu względów mniej różnobarwny, uproszczony – robię „w towarzystwie” za tego, który jest wiecznym krytykantem, żelaznym dyskutantem, czepialskim „nie bo nie”. Trudno, net Hercules contra plures. Sam mam o sobie zdanie, że moja krytyka jest rzeczowa, logiczna i metodologicznie poprawna.
Podkreślę jednak, że u podstaw wszelkiej mojej krytyki leży Substancja i Społeczeństwo. Powołam się na przykład Gospodarstwa Domowego, łatwy dla każdego. Substancją Gospodarstwa Domowego jest jego Majątek (zgromadzone dobra fizyczne i finansowe, pamiątki, uprawnienia). Społeczeństwem Gospodarstwa Domowego jest najczęściej Rodzina, a szerzej: bliscy sobie krewni i współmieszkańcy. Odpowiednikiem Państwa jest właśnie Gospodarstwo Domowe, czyli regulowany przepisami, obyczajami i wolą Głowy Rodziny sposób zarządzania losami Rodziny i zasobami (Majątkiem). W takiej konwencji odpowiednikiem ustroju-systemu jest Dom, czyli to szczególne, kulturowo-cywilizacyjne spoiwo Rodziny, które zupełnie inaczej działa, kiedy dysponuje Majątkiem, a zupełnie inaczej, kiedy go nie ma (np. w sytuacji bezdomności, której najłagodniejszą formą jest przewlekłe podnajmowanie lokum mieszkalnego).
Wspominam o tym wszystkim, bo w dobie, kiedy publiczna dysputa w dużej części dedykowana jest globalizacji, zauważam kolejne „niedomówienia”. Pisałem o tym niekiedy: „Konsolidacja narodowa, kontynentalizacja i globalizacja – to trzy zupełnie różne jakościowo procesy polityczne. Pierwszy z nich jest w swej istocie organiczny, drugi ma charakter interesu ekonomicznego, trzeci – jest najpodlejszym, najbardziej parszywym procederem eksploatacyjno-zbójeckim” (https://publications.webnode.com/news/patriotyzm-kontynentalizm-globalizm/ ). Natomiast w artykule „Uoddolnić ONZ” (https://publications.webnode.com/news/uoddolnić-onz/ ) napisałem: „Można sobie wyobrazić, że najwłaściwszą podstawą podmiotowości na „rynku globalnym” jest niepodważalna wspólnota etniczna, zdolna wygenerować swoją reprezentację (rozumianą nie jako formalną strukturę, tylko „przywództwo”). To coś innego niż państwowość. W dobie, kiedy najwięksi globalni „mieszacze” są na najlepszej drodze do bankructwa, co stwarza realne zagrożenie, iż staną się nieobliczalni w polityce międzynarodowej – można próbować „namówić” ONZ do tego, by „pogodziła” swoje statutowe cele (Art. 1 Karty, pkt 2 i 3) z kryteriami członkostwa. W ten sposób „sala obrad” Zgromadzenia Ogólnego musiałaby mieć co najmniej 500 foteli, a przywódcy narodów (nie państw) musieliby mieć silną wolę rzeczywistego uwzględniania interesów małych etnosów (Amazonia, Indonezja, Afrykański Interior, etnosy polarne, etnosy zwane aborygenami). Wtedy ONZ stanowiłaby rzeczywistą przeciwwagę dla „czysto państwowych” gier polityki międzynarodowej”. Wskazuję też tam na problemy reprezentacyjno-przedstawicielskie wielkich żywiołów narodowych nie biorących udziału w międzynarodowej debacie globalnej, bo nie mają państwa (dobrą analizę zagadnienia daje Michał Missala: https://www.puls-swiata.subnet.pl/artykul.php?id=8&id_art=292 ).
Myślę, że jest już czas najwyższy, aby wypracować INNĄ NIŻ PAŃSTWO formułę podmiotowości politycznej, przede wszystkim międzynarodowej, ale też pamiętając, że zredukowanie Państwa do roli czystej administracji każe poszukiwać dobrej legitymizacji dla zarządzenia Krajami i ich Ludnością. Niezmiennie mam w tej sprawie wiele optymizmu co do fenomenu SAMORZĄDU, ale pod jednym warunkiem: samorządność jest atrapą, kiedy brakuje OBYWATELSTWA. Napisałem kiedyś książkę (nie wydrukowaną) pod tytułem „Demokracja Powiernicza”, i w tym miejscu potwierdzam, że powiernictwo jest optymalną formułą zarządzania ludzkim losem i dobrem publicznym, wspólnym.
A jak będzie – zobaczymy. Proces globalizacji trwa, i coraz jaśniej ujawnia rozmaite patologie związane z fenomenem Państwa. Zwłaszcza tę, która przeciwstawia Państwa – Narodom i Krajom.