Pośród staroprzemian. Żarty – żartami

2020-08-10 08:22

 

Niezbyt wierzę w szczerość publicystów i komentatorów, którzy od lat „wspierają moralnie” społeczeństwo białoruskie przeciw „dyktaturze” Łukaszenki. Zwłaszcza jeśli ci publicyści i komentatorzy nie chcą zrozumieć, skąd dlaczego bierze się przyzwolenie w Polsce na „dyktaturę” Kaczyńskiego.

Tu nic nie pojmują, a o Białorusi, której zwyczajnie nie znają, wiedzą wszystko…? I, oczywiście, najmądrzej…?

Łukaszenka i jego drużynnicy (wiem z praktyki, że to nie są ślepi nomenklaturszczycy) całą środkowo-europejską Transformację przetrwali poprzez niemal podręcznikowe uśpienie „podopiecznych” metodą ćwiczona niegdyś przez cały Kraj Rad: dać wystarczająco „chleba” (niekoniecznie do syta), a jeśli już „igrzyska” – to tylko pod patronatem oficjalnym. A wszelkie pretensje do intelektu i art-kultury – to wyłącznie jako nagroda za zaangażowanie społeczne w wyznaczonych ramach, wcale nie tak wąskich, jak sobie tu wymyślamy.

U polskiej wyniosłej nad-inteligencji wielkomiejskiej stosunek do „mirnego ludu” białoruskiego jest identyczny, jak do polskiego „elektoratu” formacji rządzącej: mali, ciemni, siermiężni, wsiowi, parafialni, oszukiwani, mamieni socjalem.

A może jest po prostu tak, że u białoruskich „parafian”, podobnie jak u polskich – nieufność do europejskich „metod wychowawczych” jest większa niż obawa przed skutkami „kaczyzmu” (łukaszenkowszczyzny)?

Mimo, że od wielu lat byłem na (całej) Białorusi częstym gościem, a kontakty miałem i z biurokracją, i ze świadomymi swojej narodowości, tymi „tęskniącymi za europejskością”, i z ludźmi wiernymi pani Borys – to z własnej woli, na skutek pewnego zdarzenia „wizowego” – zerwałem kontakty z białoruskim państwem, co oznaczało też zaprzestanie codziennych tam wizyt, czego nie mogę odżałować, bo i kraj, i ludzie piękni. Kto chce i technicznie może – trzyma stamtąd kontakt ze mną. Teraz (obecnie) to osłabło, bo jestem związany (np. poprzez projekt Książnicy Puńskiej) z Litwą, a nie wszyscy Białorusini mają w sobie siłę, by żywić sympatię do Bałtów.

 

*             *             *

Moja „wykładnia” spraw białoruskich, niestety nie obowiązująca w polskiej doktrynie, składa się z kilku punktów:

  1. Kilkanaście milionów ludzi – to zbyt wiele, by byli tam sami uciemiężeni gamonie, prowadzeni na postronku przez wrogą narodowi władzę;
  2. Białoruski Kraj Rad Bez Rad – jest dla walnej większości mieszkańców krajem znośnym, a nawet dostatnim (po tamtejszemu);
  3. Jak przy każdym autorytaryzmie – również Białoruś ma swoich demokratów, a kiedy „dociska” – robi z nich dysydentów, czasem bez ich woli (casus Kuronia);
  4. Doświadczenie rosyjskie (smuta jelcynowska) czy polskie (kolonizacja balcerowiczowska) świetnie wspierają wątpliwości Białorusinów;
  5. Jak dotąd – wszelkie (nawet wczorajsze) białoruskie „dysydencje” są bardziej „reakcją” niż wynikiem dojrzałego, samodzielnego projektu społeczno-politycznego;
  6. Putin mógłby z Białorusi uczynić forpocztę staro-przemian, ale mu się wyraźnie nie chce zastępować Łukaszenki kimś innym;

Okazuje się więc Białoruś – krajem wygasających staro-przemian, czyli kontynuacji „radzieckości” pośród fatalnych prób ustrojowych w całym regionie. Najważniejsze, że ma tę świadomość (wygasania) Switłana Cichanouska: mówiąc „wygraliśmy”, mówi swoim zwolennikom: poczekajmy, samo się dokona, a wtedy tylko przyłożymy rękę do tego procesu, i wyjdzie na nasze.

 

 

PS

Po raz kolejny zwracam uwagę na pewną ledwo zauważalną manierę językową Polaków: jeśli szanujemy jakiś kraj to mówimy „w tym kraju” (w Niemczech, we Francji, w Czechach, w Rosji, w Chinach), kiedy zaś mamy „wyższościowy” doń stosunek, a znamy kraj z bliska – to mówimy „na tym terenie” (na Litwie, na Ukrainie, na Słowacji, na Białorusi, wyjątkowo: na Węgrzech). Traktujemy państwo – jak zwykłą krainę geograficzną. To uwaga „nie-naukowa”, oczywiście.