Sprawiedliwość a Natura
Istnieje w ludziach odruchowe wyobrażenie – nazwijmy je spółdzielczym – że człowiek człowiekowi równym jest pod każdym względem. Niezależnie od wzrostu, wagi, wieku, zaradności, koloru skóry, płci, majątku, przeszłości, narodowości, profesji.
Może to nawet nie jest wyobrażenie, tylko postulat tych, którzy są niżsi, lżejsi, nieletni, niezaradni, kolorowi, slabopłciowi, niemajętni, niedoświadczeni, kiepskonarodowi, niewykształceni.
Takie wyobrażenie-postulat nazywam spółdzielczym nie dlatego, że w spółdzielni każdy zrzeszony ma jeden głos, niezależnie do swojego doń wkładu, tylko dlatego, że mimo wszystko w spółdzielni każdy ma teoretycznie równe szanse osiągnięcia pożądanego dochodu.
W rzeczywistości w spółdzielni chodzi o swoisty mechanizm samonapędzający, który ja nazywam syndromem, a który pojawia się, kiedy odpowiedni dobór i „dotarcie” poszczególnych osób stwarza nową jakość, i wtedy potęga, duch, moc sprawcza tej całości jest dużo większa niż prosta suma elementów składowych.
To tak, jak z konstruowaniem samochodu: trzeba precyzyjnie dobrać poszczególne części, odpowiednie dla umyślonego modelu, bo wystarczy cokolwiek podmienić – i samochód traci na jakości, a jeśli takich odstępstw zastosujemy więcej – może się okazać, że samochód z tego nijak nie wyjdzie.
Spółdzielnia jest jak mrowisko: każdy osobnik ma swoją rolę do spełnienia i swój grafik obowiązków oraz pakiet uprawnień, będąc przystosowanym odpowiednio do tego wszystkiego. Sprawiedliwym w mrowisku jest to, że ono całe jako biologiczno-społeczny organizm jest po wielekroć sprawniejsze niż suma osobników, na czym każdy korzysta. I nic tu nie ma do rzeczy to, że każdy ma jeden głos. Zaś sprawiedliwość widziana oczami pojedynczego osobnika (mrówki) w ogóle nie istnieje.
Człowiek jednak uparł się i basta! Skonstruował pojęcie sprawiedliwości, z którego nijak nie można zaspokoić choćby takiej różnicy, jak różnica w wielkości osobniczej: ktoś kto waży 120 kg niewątpliwie więcej zjada ( i więcej kosztuje w „utrzymaniu”) niż ktoś, kto waży 70 kg. Nie ma takiego systemu zatrudnienia czy wynagrodzeń, nie ma takiej sieci transportu publicznego, który uwzględniałby tę oczywistą okoliczność.
Ogrom „koniecznej” niesprawiedliwości można „mierzyć”, badając swoiste napięcie pomiędzy ŁADEM a RYNKIEM. Obie kategorie zakładają, że u zarania mamy do czynienia z elementami odrębnymi, autonomicznymi, niezależnymi, spontanicznymi.
- ŁAD jest fenomenem przyrodniczo-techniczno-społecznym wychodzącym z założenia, że „na zróżnicowanie nie ma rady” i dąży do stworzenia mechanizmów (opartych na doborze, rugowaniu i przymusie), w wyniku których odpowiednio pielęgnowane zbiorowości przeistoczą się w społeczności;
- RYNEK jest fenomenem techniczno-kulturowo-cywilizacyjnym wychodzącym z założenia, że „każda podmiotowość jest jednaka” i dąży do tego, aby jakakolwiek forma uspołecznienia (więzi społecznych) nie ograniczała nikomu podmiotowości, nie przekreślała równości szans w obcowaniu zbiorowym;
Jako, że oba te fenomeny mogą występować łącznie tylko w obszarze ludzkim, a zarazem są sobie na wiele sposobów przeciwstawne – zestaw złożony z ŁADU i RYNKU nazywam HUMANOŻARNEM (może lepiej z angielska HUMANO-QUERN, w skrócie H-Q). Żarna H-Q, w zależności od tego jak „mielą”, mogą wypracowywać albo WSPÓLNOTY, czyli formacje wyposażone w cechy przyrodnicze, albo sieci monopolowe MONOPOL-NET(S), czyli formacje oparte na zinstytucjonalizowanym wyzysku, czyli na „filozofii” brania bez dawania.
W ustawicznym kontredansie Ładu i Rynku nie ma miejsca na Sprawiedliwość. Jest dla niej miejsce wewnątrz dowolnego Ładu, jest też dla niej miejsce wewnątrz dowolnego Rynku. Tyle że obie te sprawiedliwości wykluczają się wzajemnie (pierwsza jest oparta na doborze, rugowaniu i przymusie, druga zaś na pryncypialnym zachowaniu pełnej podmiotowości jednostki), zatem ich „mieszanie” powoduje w rzeczywistości ich wzajemne znoszenie się, tak jakbyśmy chcieli wymieszać czerń i biel.
Człowiek powiada o sobie, że potrafi wznieść się ponad swoją naturalność w taki sposób, że przeciwstawia się swojej „ekologicznej” naturalności, wznosi się ponad nią i tworzy nową jakość, w jego mniemaniu o niebo lepszą, nawet jeśliby ona kulała. Przy czym ludzie wierzący poszukują lepszego niż Natura spoiwa gwarantującego Ład, a ludzie narcystycznie upojeni fenomenem Człowieka uważają i głoszą, że najlepszym spoiwem jest Wolność, czyli brak jakichkolwiek krępujących więzi, wciąż odnawialna możliwość ich dobrowolnego zawiązywania.
Na tym tle gotów jestem do poważnych rozważań o tym, czym w swej istocie jest Demokracja. Ale to już jest nowy wątek.
/notka jest streszczeniem pełniejszego artykułu/