W kwestii praw człowieka

2020-12-15 08:31

 

Człowiek – w domyśle ten „szary, mały, przeciętny” – nadspodziewanie skutecznie  uzyskuje legalne (systemowo-ustrojowe i polityczno-społeczne) wsparcie dla swoich praw obejmujących:

  1. Wolność osobistą postępowania codziennego, przedsiębiorczości, wypowiedzi;
  2. Przestrzeni życiowej, w tym ograniczeń aresztowo-więziennych i przemocy cielesnej;
  3. Immunitet wobec opresji psychicznej i fizycznej oraz instytucjonalnej (urzędowej);
  4. W kwestiach obyczajowo-artystycznych i obyczajowo-rozrodczych, w tym płciowych;
  5. Świętego spokoju, w tym swobody korzystania z ciszy, czystego powietrza;
  6. Ochrony przed intrygami, pomówieniami, naruszeniami godności;
  7. Swobody wyznania religijnego i opowiadania się ideologicznego;
  8. Nieskrępowane inicjatywy publiczne-społecznikowskie (art, sacrum, edu, science);
  9. Prawo do informacji w ramach bezpośredniej kontroli społecznej;
  10. Prawo do swojszczyzny, obywatelstwa rzeczywistego (nie-rejestrowego);

Wyjaśnię: w każdej z tych spraw – oceniam – zwykły człowiek jest „panem” (kontroluje) zaledwie 30-70% swoich wyobrażeń osobistych i prywatnych (różnice procentowe wynikają ze specyfiki  – ale aż 90% z tych wyobrażeń (pewnie nawet więcej) nie budzi zdziwienia, jeśli zostaje przez niego samego lub „czynnik społeczny” wywołane, nazwane, roszczone.

Prawa człowieka – powyżej „skatalogowane” – zawsze były, są i będą zagrożone przez jednostki i grupy oraz środowiska władcze, mające pogardę wobec „innych”. Odbywa się to drogą usztywniania instytucji społecznych, które od zarodków w postaci Powtarzalności, Przyzwyczajenia, Oczekiwalności, Umowności – przechodzą ku silniejszym Normom, Regułom, Zasadom i Przepisom, aż osiągną etap Prawa, Ustroju, Systemu

Mowa zatem o przebiegłości monopolistycznej, kiedy to najpierw ogranicza się prawa Marginesu, potem Mniejszości, potem Alternatywy społecznej, potem Większości, na koniec Społeczności-Społeczeństwa.

Aby ten mechanizm uzmysłowić w jego przebiegłości, warto wspomnieć symboliczną przypowieść o tym, że nie reagujemy, kiedy przychodzą po Żydów, ale nie reagujemy, bo nie jesteśmy mojżeszowi, potem przychodzą po Cyganów, ale my nie żyjemy wbrew  powszechnym regułom, potem przychodzą po komunistów, ale my przecież co najwyżej biernie korzystamy z dobrodziejstw socjalistycznych, przychodzą po „kochających inaczej”, ale my żyjemy po bożemu, przychodzą po artystycznych i naukowych wolnomyślicieli, ale my jesteśmy do bólu „typowi”, potem przychodzą po następnych, ale my zawsze mamy dobry powód, by nie reagować, i kiedy przychodzą po nas samych – nie ma już komu zareagować.

Kto przychodzi? ONI, czyli monopoliści, budujący swoje monopole na drobnych, wykradzionych cząstkach „pożycia wspólnotowego”, które zagospodarowują dla siebie na wyłączność.

 

*             *             *

Narasta „pośród ludzi” (zwykłych, szarych, niewinnych) niepokój, niedowierzanie, rozgoryczenie, a z czasem – niezgoda na czyjąś władzę manifestowaną w opisany powyżej, przebiegły sposób. Opór bierny, potem tzw. obywatelskie nieposłuszeństwo, na koniec sprzeciw otwarty: bunt, rebelia, epanástasi (lubię to starogreckie słowo).

I dopiero wtedy okazuje się, że słowo „demokracja” (kolejne starogreckie słowo) od dawna stało na bakier z realnością, właściwie owo ludowładztwo (obywatelizm)  samo z siebie zrodziło, drogą partenogenezy, swoje przeciwieństwo, czyli totalitaryzm.

Najciekawiej robi się teraz dopiero, kiedy dialektyczne poczucie wbrew-sobie-sprawczości (Hegel) owocuje przewrotnym wnioskowaniem: skoro zupełny pluralizm i pełnia swobód doprowadziły nas do totalitaryzmu, którego wszak nie akceptujemy, to nie ma wyjścia, „prawda zwycięża nie bez oręża” (A. Zybertowicz), czyli ICH totalitaryzmowi trzeba przeciwstawić NASZE „non possumus”.

To nic, że „dorzynając watahy” totalitarne – sami stajemy się watahą zajadłą, bezkompromisową, opartą na zawołaniu „wypierdalać”. Że już nijak nie przechodzi nam do czoła pomysł dekoncentracji (rozproszenie ośrodków decyzyjnych, naszych i ichnich), a choćby decentralizacji (rozproszenie ośrodków menedżerskich, echo-sprawczych).

Na tym „lustrzanym odbiciu totalitarnym” poślizgnęła się Rewolucja Francuska, potem Rewolucja Radziecka, ale i nasza rodzima Solidarność, która przeciw reżimowi „komuny” wystawiła swoje warcholstwo, i do dziś chodzi dumna z tego.

Przeciwstawmy na chwilę sobie dwa fenomeny:

  1.  Władcy roztropnego;
  2. Samorządu-Komitetu Ludowego (obywatelskiego);

Władca roztropny uważa, by ze swojej władzy czynić użytek wyłącznie powszechny, dobro wspólne, a wszelkie odstępstwa w tej sprawie napomina pouczając. Taki władca prędzej czy później upadnie z powodu nienadążania za bogactwem interesów partykularnych, których nie nadąży zaspokoić. Sprawstwo przejmie Cezar.

Komitet ludowy nakłada na siebie wciąż nowe przepisy czyniące ze społeczeństwa współ-zarządców tego co publiczne, tak jak to czynił republikański Rzym. Taki komitet będzie strzegł ustroju powołując plenipotentów-rzeczników-komisarzy od wciąż nowych zagadnień pragmatyki-logistyki zarządczej. Sprawstwo przejmie Napoleon.

W następnym „odcinku” opowiem, jak obu ścieżkom wypaczeń – zapobiec.