Łowisko

2010-10-06 04:56

 

Nie ma przestojów. Tutaj cały czas coś się dzieje. Tu jest miejsce dla profesjonalistów i dla zupełnych amatorów, dla uczciwych i dla tych, którym względy moralne nie przeszkadzają w tańcu. Dla grubych i dla chudych, dla przy-ciężkich i dla pucho-podobnych.

 

Co dzień, ledwo oczy odpluszczywszy, wielkie stada i pojedynczy snajperzy wyruszają ku rozpoznanym punktom i odławiają, co się tylko da. Jedni zasadzają się na Byle-Szare-Co, inni są bardziej wybredni i czają się na coś wykwintnego. A są i łowcy nocni, którzy w ciemności lepiej się czują niż w blasku dnia, kierują się innymi racjami, stosują inne techniki.

 

Cokolwiek tu jest – natychmiast zostaje oszacowane. Warto-nie-warto. Jedni oceniają, że warto, wtedy walczą ze sobą o kęsy, pozostali odpływają w inne zakamarki, może tam im się powiedzie. Żer – tylko to się liczy.

 

Jeszcze niedawno, w czasach opisanych jako fatalne, łowisko nie było łowiskiem, tylko wspólnym dobrem. Potężne wieloryby i pozostające na ich służbie rekiny pilnowały dobytku i ustalały kolejność karmienia: dla pomniejszych zostawało niewiele, ale każdy swój przydział miał, nikt nie chodził o pustym ryju, każdy miał swoją norkę, a rozrabiaków się stanowczo dyscyplinowało.

 

Po każdym karmieniu trzeba było odsłużyć swoje w trudzie i znoju, każda sesja przy korycie – nie zawsze suto zastawionym – oznaczała, że teraz trzeba będzie zapracować na następne rozdanie. Tłuste wieloryby i spasione rekiny tasowały się między sobą i nierzadko kąsały boleśnie, ale pozostali znali swoje miejsce w szyku i w miarę posłusznie gospodarowali na przydzielonych dobrach, by je dla pożytku wspólnego trzymać w gotowości do użycia.

 

Stało się tak, że drobne płocie, śledzie, nieco roślejsze makrele i dorsze, a i flądry, zebrały się w wielkie ławice i zaczęły dokuczać tłuściochom i ich asystentom. Co kilka lat kotłowało się zatem i kipiało, życie normalizowało się na lepszych zasadach, choćby na krótko – po czym historia się powtarzała.

 

Kolejny ferment okazał się zgubny dla starych, wypasionych tłuściochów. Poprzewracało się wszystko, sposobem i podstępem, wchodząc w układy lub jakoś inaczej, drobnica wymusiła na wielorybach, że całe to gospodarstwo inaczej będzie funkcjonować. Że więcej do powiedzenia będzie miała drobnica, że będzie sprawiedliwiej, zaś łowisko stanie się kolegialnym dobrem, a nie tylko bufetem z łakociami dla jednych i okruchami dla pozostałych.

 

Zawarto odpowiednie porozumienie, ugodę.

 

A już po roku-dwóch płotki, śledzie, dorsze, makrele i flądry odkryły straszną prawdę: oto same stały się łakomym kąskiem, a łowisko zyskało nowe dziwne prawa, w wyniku których nie zabrania się, by wieloryby i rekiny zjadały drobnicę!

 

Tu już nie ma mowy o gospodarzeniu! A tym bardziej wspólnym! Tu już „ratuj się kto może”, a kto sprytniejszy, postępuje według zasady „tyle zysku co w pysku”!

 

I nie wszystkim się udaje, daleko nie wszystkim. Wiele sztuk drobnicy ginie w paszczach olbrzymów albo miażdżonych jest przez nowy System. Pozostała drobnica żyje na takim samym poziomie jak poprzednio, nędznie i bez planów na jutro, choć w nowym, nowocześniejszym otoczeniu. I każdy nauczył się wciąż rozglądać czujnie wokół siebie, bo teraz nie wiadomo, skąd nadejdzie nagłe niebezpieczeństwo.

 

A rekiny i szczególnie wieloryby, niektóre przebrane spośród starych, inne – nowego chowu, teraz spasły się już niewyobrażalnie, zaś ich buta, bezczelność i zupełny brak poczucia wspólnoty gorzej doskwierają, niż dawniej. Wciąż urządzają igrzyska na wspólny koszt, ale dla swojej jedynie uciechy, nawet nie udając, że chcą się tym dzielić ze wspólnotą. Jaką wspólnotą?

 

Nie, nikt już z drobnicy nie myśli nawet o powrocie do starych czasów. Ale czarna rozpacz ogarnia, bo okazuje się, że w nowych czasach nikt już nie myśli o gospodarzeniu wspólnym dobrem (zresztą, rabunkowo sprywatyzowanym). Teraz każdy tylko patrzy swego łupu, a łowisko marnieje. I co chwile poddawane jest „restartowi”, nowemu przetasowaniu, co nie wiedzieć czemu nazywają demokratycznymi wyborami.

 

I to jest Polska właśnie…

 

Może i znalazłby się sposób…?

 

 

 

Kontakty

Publications

Łowisko

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz