INTERWENCJA USTROJOWA
Wstyd
/kiedy w zdrowym politycznie kraju obywatelskim ktoś ma zatarg z kolejarzem, strażnikiem miejskim, kontrolerem ZUS albo skarbowym, strażakiem pożarowym, politykiem lub kimś podobnym – to wystarczy, by on sam lub ktoś z bliska powiedział: urzędniku, funkcjonariuszu, zbastuj – ale w kraju takim jak nasz w tej sytuacji obywatel powinien zacząć się zastanawiać, czy scysja pozwoli mu, by przeżyć dalsze życie w spokoju, zdrowiu, dobrej kondycji psychicznej/
Szanowni urzędnicy i fukcjonariusze!
Jestem w sporze (wywołanym przeze mnie jako reakcja na podłe, bezprawne, niesprawiedliwe postępowanie organów), który można opisać jako Herman versus Szymacha-Zwolińska (pojedynczy obywatel versus funkcjonariusz Państwa). Z konstytucyjnego punktu widzenia jest to spór jednostek równych sobie, tyle że Konstytucja nie jest w Polsce stosowana, choć powinna (patrz: art. 8 Konstytucji). Z logiki zaś ustrojowej wynika, że suweren (obywatel) ma pretensję do plenipotenta (powołanego do służby na koszt podatnika). Ale też z codziennej praktyki wynika, że jest to beznadziejny spór Poddanego (człowiek) z Panem (funkcjonariusz wyposażony w aparat państwowy).
Napisałem do Was niedawno pismo, zatytułowane ZAPYTANIE. 12 identycznych w treści pism do 12 organów i urzędów. Zaznaczyłem wyraźnie (2 strona pisma, 2 akapit): zapytanie nie ma charakteru urzędowej skargi, wniosku, petycji. Po pierwsze: wysłałem to m. in. do rejonowej prokuratury i sądu w miasteczku, gdzie dokonano na mnie rytualnego utarcia nosa, nauczenia moresu czy jak to się nazywa. Rytuał polegał na tym, że spełniono życzenie urażonego na ambicji bufona, któremu wypomniałem, że działa nieprzepisowo na moją szkodę w niedzielne popołudnie, rękami równie aroganckiego co durnego funkcjonariusza policji. Pech chciał, że rytuału dokonano na tak prymitywne[1] skróty, że najbardziej cierpliwego by ruszyło, a co dopiero mnie, raptusa. To, co w kolejnych etapach wyprawiali policjanci, prokuratorzy i sędziowie – stukrotnie przekroczyło początkową pomstę „prywatnie ugodzonych” funkcjonariuszy i stało się dintojrą, vendettą grodziskiego „wymiaru” na podskakiewiczu. Po co to komu? Ano: dla zasady.
Po drugie: wysłałem to też do 10 organów wyższego rzędu, konstytucyjnie stojących do dyspozycji obywatela, gdyby coś w ustroju się „zacięło”, gdyby suweren traktowany był przez plenipotenta jak Poddany, a sam plenipotent uzurpował sobie rolę Pana.
Prowokowałem, przyznaję się. Mówiłem swoim listem: SPRAWDZAM. Byłem pewien, że macie w nosie obywatelskie sprawy, że pielęgnujecie swoje świetnie zaopatrzone i świetnie obudowane ideowo role społeczne, ale bez związku z rzeczywistością. Na mój koszt, i na mój pohybel. No, i potwierdziliście, mając na to, co oczywiste, bardzo dobre uzasadnienie formalne.
Otrzymałem 10 odpowiedzi na 12 wysłanych pism. Rzutem na taśmę, w dniu dzisiejszym, tuż przed zakończeniem redakcji niniejszej notki, podesłano do mnie list z Kancelarii Prezydenta, datowany na 7 marca 2014 roku. Pani Magdalena Kycia pisze w imieniu Prezydenta, że „zgodnie z art. 47 Konstytucji RP każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym (mój komentarz: święta racja – JH). Jednocześnie (doprecyzowuje pani Magda – JH), jak Panu wiadomo, wypowiedzi zawierające nieprawdę, pomówienia lub naruszające czyjeś dobra osobiste podlegają odpowiedzialności (…) karnej i cywilnej”. Tylko cielę nie zrozumie, że Pani Magda przestrzega mnie, abym sobie za dużo nie pozwalał. A nie mogła znaleźć formułek, z których wynikałoby, że jeśli wymiar sprawiedliwości, np. policja, prokuratura, sądy, poprzez swoich urzędników i funkcjonariuszy, naruszają integralność obywatela i działają na jego szkodę, to mogą zostać zdyskwalifikowani? Wszak jest też art. 30 Konstytucji: Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych. Czyżby Pani Magdzie moje pismo kojarzyło się wyłącznie z napadem Hermana na Szymacha-Zwolińską, a nie odwrotnie? Czyżby działała zasada, że funkcjonariusz ma zawsze rację, bo jest „nasz”, nawet jeśli tak naprawdę tej racji nie ma?
Taki ton i taką niechęć do mnie, niekiedy starannie skrywaną, prezentują wszystkie otrzymane odpowiedzi, a jest między nimi pismo z sądu rejonowego, którym kieruje Szymacha-Zwolińska, czyli mój przeciwnik w sporze, o aroganckiej treści: „W odpowiedzi na pismo z dnia 17 stycznia 2014 roku zatytułowane „Zapytanie” uprzejmie informuję, iż w przedmiotowej sprawie nie będzie prowadzona korespondencja i wszelkie pisma pozostawiane będą bez dalszego biegu”. Podpisane nie przez kogo innego – tylko przez nią samą. Znaczy: gnido upierdliwa, pluskwiaku, nie chce mi się z tobą gadać. Stało się i nie rób zamieszania, bo mam poważniejsze tematy.
Jestem pewien – i bezskutecznie wnioskowałem innymi drogami do organów by to zbadać – że Grodzisk Mazowiecki i okolice są pełne ofiar, które w spreparowanych na skróty postępowaniach zostali nauczeni moresu, wskazano im kto rządzi na tych ziemiach. Łatwo to sprawdzić, kontrolując 100 dowolnie wybranych postępowań w trybie nakazowym. Tutejszy „wymiar” jest na usługach miejscowej sitwy, a jeśli już nadepnie się na odcisk komuś z samego „wymiaru” – to mogiła.
Mam być szczery, to stawiam sobie i przyjmuję z pokorą zarzut następujący: nic nie rozumiem z tego, co się nazywa ustrojem RP, jeśli ten ustrój pojmować jako dopełnioną sieć urzędów, organów i służb wyposażonych w kompetencje mające składać się na samo-naprawialne funkcjonowanie Państwa na rzecz Społeczeństwa i Obywateli. Bo jeśli bym chciał rozumieć – to ustrój ten daje dowody na to, że zawiadują nim osoby o skłonnościach przestępczych (na przykład może być ich w strukturach ustrojowych 10%, ale są nad-mocarne ze względu na „synergię”), a pozostałe osoby biernie się przyglądają tym pierwszym znajdując dobre powody (i formalno-prawne usprawiedliwienia), by nie reagować, markować reakcję, udawać że dzieje się co innego niż się faktycznie dzieje.
Na moje oko coś, co w teorii nazywa się feudalizmem, znakomicie zagnieździło się pośród jakże „demokratycznych” zapisów Konstytucji RP i w tak zwanym porządku konstytucyjnym, systemie-ustroju. Feudalizm – to wg słowników ustrój społeczno-polityczny rozpowszechniony w średniowiecznej Europie, opierający się na systemie hierarchicznej zależności jednostek, z podziałem społeczeństwa na stany, a systemy o podobnej konstrukcji i działaniu odnaleźć można również w innych okresach i w innych kręgach kulturowych. Podstawą feudalizmu było (jest?) rozdrobnienie władzy na szereg „seniorii” (wydzielonych części Kraju i Ludności), utrzymujących się z narzuconego lenna, a w sferze stosunków społecznych ma miejsce Patrymonializm, oparty na zasadzie, że Pan w swoim dominium (na swoich włościach) dysponuje losem, a nawet życiem poddanego poza wszelką kontrolą.
Z oczywistych powodów „wymiarem” grodziskim (służby publiczne mające uprawnienia do składania wniosków o ukaranie, policja, sąd i prokuratura w formule nadzoru) zarządza szefowa miejscowego sądu rejonowego. Czyli Anna Szymacha-Zwolińska, znana moim blogowym-internetowym Czytelnikom jako przestępca oraz załgany pajac. Powtórzmy (jeszcze będę powtarzał): kiedy zapytałem Sąd w Grodzisku, co sądzi o tym, że ją obrażam tak okropnie, odpowiedziała sama, biorąc to na klatę, nie angażując w to nikogo innego: „W odpowiedzi na pismo z dnia 17 stycznia 2014 roku zatytułowane „Zapytanie” uprzejmie informuję, iż w przedmiotowej sprawie nie będzie prowadzona korespondencja i wszelkie pisma pozostawiane będą bez dalszego biegu”. Albo ja nie umiem myśleć logicznie, albo napisała tym samym: pisz o mnie co chcesz, nie będę reagować”. Może na ulicy, w knajpie czy na plaży miałoby to sens (po co z chamem dyskutować), ale ona to podpisała na urzędowym druku jako Sędzia Sądu Okręgowego, a nie jako – skądinąd urocza – kobietka zaczepiana prywatnie przez trolla. Napisała to w odpowiedzi na pytanie obywatela, skierowane do organu, a nie do niej.
Pisałem do Was, urzędnicy i funkcjonariusze: „Mam przekonanie, że Sędzia Sądu Okręgowego, który nie interweniuje na publicznie rozpowszechniane słowa o treści podanej powyżej – w rzeczywistości nie jest człowiekiem honoru, nie jest też w rzeczywistości godzien przyznanego mu przez Prezydenta tytułu zawodowego i pełnionej funkcji. Podobne uwagi mam do innych osób wymienianych przeze mnie w publikacjach.
Jeśli bowiem mam rację merytoryczną (prawną) w sprawach, o których piszę – to obowiązkiem wymiaru sprawiedliwości, niezbędnym elementem systemu-ustroju powinna być niezwłoczna reakcja, bez czekania na starania obywatela, przywracająca elementarne poczucie sprawiedliwości i po prostu normalność. Jeśli zaś w tym co czynię nie mam racji – powinienem już dawno być poddany surowemu osądowi wymiaru sprawiedliwości, w trosce o dobre imię jego samego, organów, służb, urzędów, a także dobre imię funkcjonariuszy, urzędników, plenipotentów”.
Wyszło na to, że nie mam racji, przynajmniej Waszym, urzędowym zdaniem, co stwierdzam na mocy spostrzeżeń co do Waszej postawy w tej sprawie.
Dla mnie Anna Szymacha-Zwolińska – od czasu podpisania pisma w imieniu sądu do mnie z powyższą odpowiedzią (mogła to dać do podpisu komukolwiek) – jest nikim, chyba że głupią gęsią (kobietką nie rozumiejącą co się wokół niej dzieje, choć udającą mądralę[2]) albo wredną suką (zimną i cyniczną członkinią sitwy, mściwą w imieniu tej sitwy[3]). Wyjaśniam: nie rozumie prawa, nie dba o jego zasady, nie rozumie pojęcia „sprawiedliwość, toleruje w „swoim” sądzie prywatne bezprawie z użyciem „aparatu” i „potencjału”, to jest polowania z nagonką na podpadniętych albo „wytypowanych” obywateli, pozwala miesiącami pisać o sobie plugawe epitety, nie ma krzty honoru[4], jest biurokratą w najbardziej obelżywym znaczeniu tego słowa, nie ma dobrych, nie ma wystarczających, nie ma minimum kwalifikacji do reprezentowania Państwa przed Obywatelem, a to jest przecież esencjalna treść jej społecznej roli jako nosiciela tytułu Sędzi Sądu Okręgowego. Pisze Obywatelowi, że w jego potyczkach z sądem wszystko ze strony „wymiaru” jest „lege artis” – i albo wie, że łże, albo tylko udaje sędziego, prawnika, absolwenta ośmioklasówki – bo nie czyta ze zrozumieniem.
Może czyha na swój „strzał”? No, to go daję, powyżej. Zamiast potyczkować się o sens i istotę sprawiedliwości – przyłapie mnie na pierdułce, na użyciu słów „gęś, suka” i załatwi „obejściem”, jak – nie przymierzając – załatwiono Ala Capone (władze federalne, nie mogąc udowodnić mu innych przestępstw, w tym zbrodni, oskarżyły go o unikanie płacenia podatków i wsadziły za to właśnie na długie lata do więzienia). I na tej podstawie będzie potem opowiadać, bez logiki, ale machając wyrokami, że nie mam racji nazywając ją przestępcą i załganym pajacem, bo zostałem skazany za nazwanie jej głupią gęsią oraz wredną suką. Można i tak…
Tfu…!
W takim Państwie siedzieć za obrazę takiego kogoś to honor.
Mamy do czynienia z niemal klasyczną Felonią (z fr., wiarołomstwo) – jest to pojęcie średniowiecznego prawa lennego oznaczające złamanie zobowiązań lennych przez wasala lub seniora. Karą za niewywiązanie się z umowy była utrata lenna lub zwierzchnictwa lennego. W moim przekonaniu Anna Szymacha-Zwolińska naruszyła, i to rażąco, swoje obowiązki wasala wobec mnie, opłacającego jej dostatek lennika. Chyba, że się mylę, i nie jestem jako obywatel nawet lennikiem, tylko parchem na zdrowym ciele ustrojowym.
A kim Wy jesteście, pozostali adresaci mojego pisma-zapytania?
W tabeli przedstawiam historię mojej korespondencji w sprawie wyroku, jaki zapadł na moją niekorzyść, w sprawie wykroczenia, którego nie tylko mi nie udowodniono, ale też nie wskazano czynu, który jakoby popełniłem dokonując wykroczenia.
* * *
Przecież pisząc do Was, Urzędnicy i Funkcjonariusze, nie spodziewałem się pomocy czy interwencji. Ale miałem obywatelskie prawo spodziewać się, że zdziwi Was zachowanie SSO Anny Szymacha-Zwolińskiej! Jakże się zawiodłem! Wasze odpowiedzi mieszczą się w konwencji „dużo gadać nic nie powiedzieć”. No, to za co bierzecie pensje w wysokości niewyobrażalnej dla przeciętnego zjadacza chleba, który zresztą te pensje finansuje pod przymusem i w tym sensie jest Waszym pracodawcą?
Wstyd!
Próbowałem zapytać w tej sprawie swojego kolegę, Sędziego Trybunału Stanu, doświadczonego prawnika. Chyba straciłem kolegę, bo kontakt się urwał.
Nauka z tego wszystkiego płynie taka: jeśli zostałeś „wytypowany” do ukarania (np. za przemądrzałość, podskakiwanie, zbytnią wiarę w swoje prawa) – to nie ma takiej siły, byś nie został ukarany. Wszelkie racje wynikające z faktów, zasad prawa, procedur, a nawet przepisów prawa – są drugorzędne wobec „imperatywu”, jednoczącego wszystkich uczestniczących w „łańcuchu logistycznym” od „podpadki” po wyrok i jego egzekucję.
Mechanizm-receptura tego zbójeckiego procederu jest następująca: wytrącać „podpadniętemu” z ręki wszelką możliwość skutecznego reagowania, zakładać zawsze, że dopóki „podpadnięty” ma proceduralno-formalne możliwości – popełniać „pomyłki”, grillować go pytaniami i odpowiedziami „nie na temat”, a ostatecznie uznać jego argumentację za nic nie wartą „linię obrony”, a racje „łańcucha” uznać za wiarygodne, choćby się kupy nie trzymały. Aż dochodzi do momentu, że „podpadnięty” – tu już skazany prawomocnie – nie ma praktycznie żadnych możliwości poza „przerysowanymi”, a wtedy albo mu się grzecznie wyjaśnia, że „nie możemy się zająć sprawą”, albo się go ignoruje, albo pozostawia mu się drogę kosztowną powyżej granic możliwości.
Proceder ten jest obliczony na to, że „każdy kiedyś odpuści”.
Ja założyłem sobie, że na tym przypadku sprawdzę, jak bardzo wymiar sprawiedliwości jest w stanie „pudrować” ewidentną opresję systemu wobec obywatela. Jak dotąd – w moim przekonaniu – eksperyment przynosi skutki w postaci „zapętlenia” się wymiaru w coraz większą obłudę.
Na tym tle interesująca jest postawa osoby, która od pewnego momentu stała się „osobą centralną”, czyli SSO Anny Szymacha-Zwolińskiej. Jak widać powyżej, w tabeli, we własnej sprawie podpisała krótkie oświadczenie, które – na zdrową, żelazną logikę – oznacza: możesz mnie nazywać przestępcą, możesz mnie nazywać zakłamanym pajacem, a ja wiem, że to nic nie da, bo pies z kulawą nogą ciebie nie wysłucha, nie dam ci też satysfakcji w postaci wytoczenia procesu o znieważenie. Ja dodam: wytoczenie takiego procesu (a przecież należy mi się) spowodowałoby praktycznie wiwisekcję postępowania „łańcucha logistycznego”, który wszczął akcję przeciw mnie i doprowadził ją do punktu nieodwracalności.
Gram w otwarte karty: wystąpię przeciwko grupie funkcjonariuszy państwowych i publicznych, którzy z naruszeniem doprowadzili do wszczęcia postępowania karnego (wykroczenie) przeciw mnie, podczas postępowania łamali przepisy prawa i wspierali się wzajemnie, ostatecznie doprowadzili do kuriozalnego, prawomocnego skazania mnie bez wskazania czynu, który popełniłem i który byłby przedmiotem postepowania. równolegle – skoro RPO otworzył furtkę – skorzystam z możliwości wniesienia kasacji.
Na pewno nie zrobię jednego: nie odpuszczę, nie dam się „zagrillować”. Rzecz bowiem – mimo błahości (ostatecznie grzywna 200 złotych) – ma charakter ustrojowy: wymiar sprawiedliwości i jego prerogatywy nie mogą być „poletkiem dla swoich”, nie mogą być narzędziem rażenia wytypowanych obywateli niczym „bejsbol” w ręku bandyty. Błahość sprawy nie ma tu nic do rzeczy, a nawet pomaga.
Media są pełne dramatów ludzkich, dziesięć, sto razy poważniejszych. To są setki spraw „medialnych” rocznie (niemedialnych tysiące): w tym sensie problem jest ustrojowy, oparty na specyficznym rozumieniu przez funkcjonariuszy i urzędników swojej społecznej roli, roli w państwie, roli w kształtowaniu ustrojowego „tła” codzienności. „Odpuszczając” – dajemy przyzwolenie na tę patologię, reprodukujemy ją, otwieramy drogę do dalszej niecnoty.
Na rysunku przedstawiam Obywatela, zanurzonego w „błękitnym” (kolor obywatelstwa, przedsiębiorczości, podmiotowości) systemie-ustroju, otoczonego „diamentowymi” instytucjami zaufania publicznego, konstytucyjnie postawionymi przed wymogiem najwyższej deontologii i służebności (potwierdzonej przysięgą-ślubowaniem-przyrzeczeniem) – które nie odpowiadają na postawione przez Obywatela pytanie ustrojowe, grzecznie go odsyłają „na Berdyczów”, nie zamierzają zareagować na ewidentne naruszenie prawa (przez obywatela lub przez ludzi wskazywanych przez niego). Oczywiście, znajdują dla takiej postawy jakieś formalno-prawne uzasadnienie, ale przecież „łańcuch logistyczny” lokalnego „wymiaru sprawiedliwości” doskonale antycypuje taką postawę, w związku z tym „na swoim terenie” robi co chce!
Oto rysunek, sytuujący Obywatela pośród Systemu-Ustroju (aż dziw, że da się to udowodnić na przykładzie banalnej, błahej, duperelnej wręcz sprawy postępowania o wykroczenie, którego zresztą nie było):
Na rysunku Obywatel jest zanurzony pośród „kulturowo-cywilizacyjnego” dorobku pokoleń, w postaci Systemu-Ustroju. Jest w tym kontekście nikim, szarakiem. Wewnątrz „błękitnego pola” Ustrój-System może z Obywatelem robić co chce, tyle że Obywatel ma też w ręku narzędzia prawne (przepisy) i polityczne (np. media, rekomendacje). Kiedy wewnątrz „błękitu” Obywatel przegra (np. niesłusznie, na skutek zamachu na niego) – jest jeszcze „otulina ustrojowa”, diamenty w postaci nad-ciał, nad-organów. Te zaś – zamiast reagować na to, co obywatel ma do powiedzenia w sprawach ustrojowych, na „swoim” przykładzie – pozostają pod magicznym wpływem „czarnych diamentów”, co oznacza, że nie reagują na obywatela (patrz: tabela powyżej). Zbóje z obszaru „niebieskiego” wiedzą to, wiedzą, że pozostaną bezkarne, bo „diamenty” zlekceważą, zignorują Obywatela, choćby metodą „ale o co chodzi”, albo „to nie ja, to kolega” i podobnymi spychotechnikami. Na tym opiera się bezkarność „niebieskich” (systemowo-ustrojowych) wynalazków kulturowo-cywilizacyjnych buszujących po codzienności-rzeczywistości niczym po własnym folwarku.
Deontologia, prawda-logika, temida, służebność – mają „naznaczać” system-ustrój, szczególnie diamenty demokracji, mają pokazywać „tao”. A niestety nie naznaczają, więc wewnątrz niebieskiego pola można człowieka „spokojnie” zagrillować – a potem jesteśmy bezkarni
Oczywistym staje się wobec tego pytanie: po co cały ten „demokratyczno-obywatelski” sztafaż, skoro lokalne spiski, zatrzaski, mafie, sitwy robią sobie co chcą, nie nękane przez instytucje powołane do sterowania systemem-ustrojem w pożądanym kierunku? Ich jedyną kwalifikacją – zakładając, że lokalne urzędy, organy i służby nie są zaludniane przez świętych – jest ogłupić i stłamsić obywatela, który odważy się w jakikolwiek sposób nadepnąć im na odcisk. Im bardziej rację ma obywatel – tym wyższe „kwalifikacje” potrzebne do jego wytłumienia, kosztem wszystkiego, na co się przysięgało.
Życie w Polsce pełne jest paradoksów, które zresztą nie tylko Polski dotyczą. Rząd markuje zajmowanie się sprawami Kraju i Ludności – a zajmuje się wyłącznie Budżetem, tą jego częścią, którą Rząd sobie dysponuje poza kontrolą Obywatela-Podatnika. Samorządy są coraz ciaśniej podporządkowane opresyjnemu „zarządzaniu” przez Rząd, który przerzuca nań obowiązki, pozbawia możliwości ich wypełnienia i kontroluje każdy ruch wykonawczy. Przedsiębiorcy są wypierani z „rynku” przez Rwaczy Dojutrkowych, zainteresowanych szybkim i łatwym zyskiem a nie zaspokajaniem społecznych potrzeb, i dzieje się tak nie tylko na bazarach, ale w największych korporacjach, w tym w bankach i ubezpieczalniach. Rynek jako przestrzeń swobodnej wymiany i ucierania się towarów, usług, koncepcji, poglądów, racji, wyborów – jest romantycznym pozorem, bowiem cała przestrzeń publiczna wypełniona jest Monopolami, i nawet tam, gdzie ich „nie ma” – wszystko jest podporządkowane ich regułom i interesom. Państwo Adekwatne (resorty tematyczne, np. gospodarki, handlu, infrastruktury, rozwoju, kultury, edukacji, nauki, środowiska), gdzie jest możliwość (rzadko realizowana) obywatelskiej kontroli nad poczynaniami Rządu – jest zaledwie „mało ważnym tłem” oraz „służebnym podnóżkiem” dla Państwa Stricte (resorty siłowe, służby, dyplomacja, organy kontroli, trybunały, wymiar sprawiedliwości), gdzie niepodzielnie rządzi tajemnica państwowa, certyfikaty dostępu, nikomu bliżej nieznana racja stanu, sekretne załączniki do sojuszy międzynarodowych, zmowy grup interesów, nadzwyczajne misje – co oznacza zupełny brak społecznej kontroli nad Państwem jako takim. Skazuje się niepełnosprawnego umysłowo delikwenta za kradzież batonika (99 groszy) na grzywnę 100 złotych, po czym, jako niewypłacalnego, wsadza do więzienia na 5 dni. I to wszystko są zaledwie przykłady licznych, wręcz masowych, rutynowych działań państwowych. Deklarowana jako demokratyczna, władza Państwa nad Społeczeństwem i Krajem – jest w rzeczywistości bardzo konkretną władzą konkretnego urzędnika, funkcjonariusza, pracodawcy, dostawcy, nauczyciela, dziennikarza – nad równie konkretnym petentem, interesantem, pracownikiem, klientem, uczniem, widzem-słuchaczem-czytelnikiem. Jest w swej istocie władzą przestępcy nad ofiarą, a cała konstrukcja konstytucyjno-prawna stanowi nie tylko zasłonę dymną tego stosunku, ale też generuje, daje „okazję” do takich procederów.
W tym kontekście los pojedynczego obywatela, rodziny, grupy, firmy, organizacji, środowiska – zależy od kaprysu „właściwego” władcy, w którego „obszarze wpływu” się znalazły. I to jest esencja ustroju w Polsce, nie mającego nic wspólnego z demokracją. Taki ustrój wymusza na obywatelu wybór: albo „wchodzi w to” i stara się odnaleźć, a może nawet zrobić karierę pośród tej patologii – albo nie wchodzi i naraża się na to, że prędzej czy później dostanie cięgi. To nie jest wybór, na który zasługuje człowiek i obywatel: to nie jest godny wybór.
Kiedy rozpoczyna się myślenie o naprawie takiej Rzeczpospolitej – zawsze w grę wchodzi znalezienie kogoś, kto jest winien tych patologii (nie tworzą się wszak one same z siebie). I odsunięcia go od możliwości czynnego reprodukowania systemu-ustroju. Karanie jest mniej istotne, będzie wynikiem procesu. I za każdego odsuniętego potrzebny jest ktoś dający nadzieję – niestety, tylko nadzieję – że będzie działał nie tak jak odsunięty.
W kolejnej tabeli przedstawiam rozwój, nienormalną wręcz eskalację problemu: od scysji balkonowej, zwykłej i zawinionej przez działającego na skróty strażaka, poprzez narastające naruszenia prawa w postępowaniach przeciw obywatelowi, aż po kuriozalny wyrok (nie wskazujący czynu karalnego, wydany bez dyspozycji przez sąd kompletem materiałów) i lekceważenia problemu przez organy „trybu interwencyjnego” i organy strzegące (mające strzec) ustroju Rzeczpospolitej.
* * *
Przedstawiony opis procesu jest opisem postępującego, eskalującego bezprawia w wykonaniu Policji i Sądu, nakierowanego na konieczne skazanie wytypowanego obywatela.
* * *
Dobrze byłoby, gdybyście się nad tym wszystkim zastanowili
Wasz, szczerze oddany, Obywatel
Jan Herman
[1] Prymitywny: banalny, barbarzyński, byle jaki, chamski, ciemny, domorosły, głupi, grubiański, karczemny, knajacki, nie na poziomie, niecywilizowany, niedouczony, nieociosany, nieokrzesany, nieoświecony, nieprzyzwoity, nierozwinięty, niesmaczny, nieuczony, niewybredny, niewykształcony, niewymyślny, niewyrafinowany, niewystawny, niewyszukany, obskurancki, ograniczony, ordynarny, pierwotny, plugawy, płaski, prosty, prostacki, przaśny, pospolity, rynsztokowy, rażący, siermiężny, szmatławy, tani, tępy, trywialny, w złym guście, wulgarny, zacofany, żenujący;
[2] Głupia gęś «lekceważąco o kobiecie uważanej za ograniczoną, naiwną, łatwowierną» (Słownik Języka Polskiego), kobieta ograniczona, naiwna, głupia, niedoświadczona (Słownik Frazeologiczny Języka Polskiego;
[3] Nie znalazłem w posiadanych słownikach opisu tego pojęcia, opieram się na intuicji;
[4] Woli hańbę niż wychylić się zza immunitetu i stanąć w szranki o rację z obywatelem, zmierzyć się z jego prawdą: w szrankach przegrałaby z kretesem, a to oznacza przynajmniej zachwianie karierą zawodową;