Źródlany czy źródłowy

2012-10-08 07:57

 

Swoją wiedzę o świecie i rzeczywistości czerpię z głowy. I to nie dlatego, że wszystko sam wymyślam, ale dlatego, że cokolwiek do mnie dociera – staram się przepuścić przez takie podręczne urządzenie, które zwykło się nazywać inteligencją (czyli: zdolność do pozyskiwania i istotnościowej selekcji bodźców i informacji, do jej przetwarzania na wiedzę, do jej trafnego wykorzystywania dla celów własnych i innych, zespolonych wartościami moralnymi). Nie wiem czemu, ale mam zaufanie do własnej inteligencji nieco większe, niż do tego, co mi serwują na każdym kroku mediaści (nawet jeśli niektórzy z nich są rzeczywiście dziennikarzami, a nie płatnymi agentami rozmaitych interesów).

Czasy, w których byłem zdolny wyuczyć się rozmaitych „kompendiów” i w ten sposób wygrywać rozmaite konkursy wiedzy – dawno minęły. Dziś już nie wykuwam na pamięć tego, co mi podsuną, tylko STUDIUJĘ rozmaite źródła, a to każe mi owe źródła dobierać starannie. Jako niegdyś aktywny uczestnik (a nawet przewodniczący) ruchu młodej naukowości miałem do czynienia z rozmaita profesurą. Zrazu pozostawałem pod urokiem wielu z nich: ich wiedzy i elokwencji, zdolności do mówienia „z ręki”, logiki wywodów. Ale kiedy okazywało się z czasem, że równie mądrzy i elokwentni uczeni różnią się od siebie w istotnych sprawach, a nawet przeciwstawiają się sobie pryncypialnie – musiałem do całej sprawy podłączyć własny mózg, bo przecież niemożliwe jest, aby obaj mieli rację, a jednocześnie nie zgadzali się ze sobą co do istoty.

Oto dlaczego – po długim treningu własnych szarych komórek, mam zaufanie do siebie, i w ogóle mam dobre zdanie o swoim rozumku. Stąd odważnie sięgam po lektury, napisane przez osoby, o których wiem, że są „z tamtej strony”.

Nabyłem oto w wakacje w jakiejś namiotowej wyprzedajni trzy książki z serii „szklane domy”: Wiktora Osiatyńskiego „Rzeczpospolita Obywateli”, Jerzego Regulskiego „Samorządna Polska” oraz Aleksandra Halla „Jaka Polska”. Wiem skądinąd, że seria ta obejmuje również Marka Safjana „Prawa Polska”, Marcina Króla „Patriotyzm przyszłości”, Jacka Kuronia „Rzeczpospolita dla moich wnuków”. Dobra seria (Rosner & Wspólnicy). Teraz je wszystkie „ćwiczę”.

Mam nadzieję, że jeśli w ogóle jest tu ktoś, kto nie zna tych nazwisk, to szybko je sobie „wyczesze” z internetu. Ich wspólnym mianownikiem jest to, że uznani są przez tzw. mainstream za godne uwagi, a nawet za autorytety. Z mojego punktu widzenia zaś ich zaletą jest szczerość w ocenie 15-lecia Transformacji (książki wydano dość dawno).

Okazuje się, że zdaniem mainstreamowych autorytetów nie wszystko, dalece nie wszystko idzie w Polsce tak, ja możnaby oczekiwać, jeśli ma się na myśli interes ogółu, zwany niekiedy pogardliwie interesem elektoratu, mas, publiczności, szarych ludzi. Autorzy – będący wszak „z różnych bajek” ideowych i światopoglądowych, dość zgodnie wskazują zarówno na to, że Obywateli konsekwentnie, sukcesywnie eliminuje się z procesu współ-rządzenia Krajem i sobą samymi, że Państwo częściej i konsekwentniej okazuje się pasożytem niż dobrym gospodarzem, że Polskę trawią z cicha rozmaite patologie, które częściowo są „spadkiem” po PRL, ale w dużej części są też własnego, transformacyjnego „chowu”. Że tak zwana „władza” niekoniecznie znajduje się w rękach tych osób i ośrodków, do których została skierowana (powierzona) poprzez wybory i inne procesy legitymizacyjne, że często Krajem, Ludnością i ich Sprawami rządzą uzurpatorzy zakulisowi.

Można się domyśleć – pośród meandrów kulturalnego i nieco inteligenckiego języka tych książek – że zdaniem autorów „nie o take Polske” ubiegali się, kiedy mieli większy wpływ na decyzje polityczne, niż w chwili pisania.

„Trzeba rozdzielić sferę polityki lokalnej od administracji, aby decyzje administracyjne nie były w rękach polityków i aby były zachowane indywidualne prawa obywateli” – pisze J. Regulski pod koniec swojej rozprawy, dokumentując w ten sposób moje rozważania o Zatrzaskach Lokalnych i rozmaitych „satrapiach” zagnieżdżonych w polskiej rzeczywistości.

„Co po piętnastu latach od przełomowego roku 1989 pozostało z tamtego klimatu duchowego, z wartości wówczas deklarowanych i wyznawanych (samorządność, przedsiębiorczość – JH)? Niezbyt wiele” – czytamy u A. Halla, a ja znów znajduję potwierdzenie swojej diagnozy przemian trasformacyjnych, dodajmy, jest to diagnoza nieprzychylna dla kolejnych rządów.

„Kryzys. Kryzys gospodarczy. Kryzys społeczny. Kryzys państwa. Kryzys świadomości. (…) Wzrasta liczba Polaków, którzy z pesymizmem patrzą w przyszłość i z rozrzewnieniem wspominają czasy sprzed 1989 roku” – zauważa W. Osiatyński od pierwszych słów swoich rozważań. Jakże niepoważnie brzmią na tym tle zielono-wyspowe zaklęcia!

W swoim testamencie politycznym „Rzeczpospolita dla moich wnuków” J. Kuroń nie zostawia suchej nitki na ustroju-systemie, którego był współbudowniczym po 1989 roku. Podobnie jak M. Safjan w swoim dziełku „Prawa Polska”.

Więc jeśli ktoś chce mi wytykać moje MALCONTENTIA (o których wspominam w dość osobistej refleksji wczorajszej), zwłaszcza jeśli ten ktoś jest nadal zachwycony mega-osiągnięciami Transformacji-Modernizacji  – niech wie, że mu się odmachnę cytatami z autorów, których on nie zdoła nazwać „nieważnymi marudziarzami”.

I jeszcze go dobiję osikowym kołkiem: „Jedyną drogą do kierowania własnym życiem jest aktywne przekształcenie otaczającego nas świata przedmiotów, relacji łączących nas z partnerami i wreszcie świata stosunków społecznych. Swe życie zmieniać możemy pośród innych, dla innych i wspólnie z innymi”. To są słowa z inne rozprawy J. Kuronia: „Działanie”.