Żądam nudnego życia

2014-05-22 12:02

 

Moje życie było nadzwyczaj ciekawe. Może dlatego, że kilkunastoletnią młodość spędziłem za Gierka, który z ludzkiego życia robił festyn, za studenta podejmowałem nadzwyczajne wyzwania, doświadczyłem eksplozji solidarnościowej i dla kontrastu stanu wojennego, w dorosłym życiu byłem dyrektorem, przedsiębiorcą, społecznikiem, autorem projektów dotowanych z UE – ale też pracownikiem, bankrutem, wykluczonym, frustratem. Dziś mam dość mocno „z górki”, choć nadal bardziej patrzę w przyszłość niż w lusterko wsteczne.

Wiem co mówię, kiedy żądam nudnego życia dla każdego obywatela. Oto lista postulatów mających to zagwarantować:

  1. Każdy powinien mieć gwarancję, że rano zje śniadanie, będzie odziany schludnie, będzie na wygodnych warunkach korzystał z publicznych instalacji (telefonia, transport publiczny, media elektroniczne) i będzie miał kąt, który kulturowo nazywa się „własny”;
  2. Każdy, w każdym wieku, powinien mieć możliwość bezpłatnej edukacji elementarnej, średniej, zawodowej i akademickiej;
  3. Każdy powinien móc bez większego upraszania się uczestniczyć w społecznym procesie pracy, na przykład w charakterze kontrahenta swojego pracodawcy;
  4. Każdy powinien mieć zagwarantowaną opiekę medyczną stosowną do jego sprawności psycho-fizycznej;
  5. Każdy powinien żyć na co dzień w poczuciu elementarnego bezpieczeństwa, szczególnie sąsiedztwo i służby zaufania publicznego powinny być człowiekowi przyjazne bezwarunkowo;
  6. Nikt nie powinien być osamotniony (nie mylić z „samotny”, „sam”), a wokół niego powinno być kilka – do wyboru – ścieżek samorealizacji, rozwoju własnego;

KOMUNIZM?

Nie, to jest minimum kulturowo-cywilizacyjne. Pozbawianie człowieka tego minimum – to barbarzyństwo.

Cały problem tych, którzy podejmują się zarządzać nawą publiczną – to wyważenie, co konkretnie powinno takie minimum zawierać. Dodajmy – nie arbitralne, uznaniowe, polityczne wyważenie, tylko na podstawie dostępnej wiedzy antropologicznej, ekonomicznej, medycznej, itd., itp.

Człowiek powinien zatem żyć – w powyższym sensie – nudno, a już od niego (i jego „sprawności rynkowej”, przedsiębiorczości) zależeć będzie, czy takie życie sobie uatrakcyjni. Jeśli nie zechce nic zmieniać – będzie żył „minimalnie”, jeśli jego pomysły zbankrutują – wróci do poziomu „minimalnego”, ale jeśli mu się uda – będzie współskładkowo finansował tych, którzy sobie radzą słabiej.

To się da narysować:

Poziom „czerwony” – to cywilizacyjno-kulturowe minimum. Powierzchnia obszaru między poziomem „zerowym” i minimalnym powinna być nie większa niż suma obciążeń (kolor jasno i ciemno szary) skierowanych do tych, co mają „ciekawe życie”.  Tak pojęty „system podatkowy” złożony jest jedynie z trzech pozycji:

  1. Pozycja ZERO – dla tych, co mają nudne życie (otrzymują minimum);
  2. Pozycja X – dla ludzi sukcesu, progresywna stawka od 1 do 50% „obrotu”;
  3. Pozycja Y – to opcja to wyboru dla ludzi sukcesu: każde ich zachowanie „pro publico bono” (zatrudnienie ponad stan, wsparcie komunalne, itd.) – przynosi np. dwukrotną ulgę podatkową z obszaru X);

O, i to jest miejsce dla twórców modeli ekonomicznych. Likwidujemy VAT, urzędy pracy, służby skarbowe ograniczamy do poziomu „rzadkiej” sieci, likwidujemy takie cuda jak NFI czy OFE albo ZUS (tu wystarczy jeden budynek dla tych wszystkich „służb”). Ale wzmacniamy rolę samorządu lokalnego, i to nie pojmowanego jako administracja służąca Państwu, tylko podmiotowy organ służebny wobec Ludności.

Jeśli suma obciążeń (podatkowych?) przekroczy sumę potrzeb na sfinansowanie – samorządy dokonują korekty

To brzmi jak opowieść SF, ale krytyka obecnych rozwiązań, które bardziej służą biurokracji i są podglebiem patologii oraz przestępczości – jest przebogata. Próby „leczenia” niszowo-enklawowego (np. resortowego) nic nie dają, reprodukują tak zwany system-ustrój. Najbardziej kosztowne są liczne i „na bogato” urządzone służby zwane publicznymi, których skuteczność najlepiej obrazuje tzw. system wspierania aktywności zawodowej.

Zostanę zapewne zapytany: no, dobra, więc jak ma to być zrobione? Odpowiedź: dajcie mi 1 promille tego, co pobierają z budżetu osoby mające w zakresie obowiązków „naprawę” – i wyłożę gotowe. Albo kiedy zechcę kandydować (a raczej nie zechcę). Niemniej zarys znajdzie się w książce „Orphania i orphanelle”.

Elementem „ciekawego życia” nie może być niewątpliwie ani nędza, ani opędzanie się od wierzycieli, którzy wcześniej wydusili zobowiązanie, ani walka z niesłusznymi decyzjami urzędów i sądów oraz służb, ani walka z „państwem w państwie”, ani samoobrona przed bezkarnymi zbójnikami, ani kolejne dramaty wywołane złą wolą czy zaniedbaniami ludzi (nie)odpowiedzialnych, ani darwinowska walka o byt. Chyba że inaczej zdefiniujemy człowieczeństwo. Bo określenie to (ciekawe życie) powinno mieć wymiar pozytywny: nie chcesz trwać w marazmie, w nic-nie-robieniu – rób coś dla siebie, funkcjonuj rynkowo. Natomiast „funkcjonuj rynkowo” nie może pod żadnym pozorem oznaczać „jeśli przegrasz – to zdychaj”.