Żelazny kandydat bez korzenia

2012-04-20 10:55

 

Jest wielu polityków, nawet pierwszoligowych, którzy nie są dobrze ukorzenieni w Polsce, choć co do ich polskości nie mam żadnych wątpliwości. I oni niech będą kanwą moich wyjaśnień, w odpowiedzi tym, którzy bombardują mnie po wczorajszym tekście (Ziobro Czarzastego), że przecież zapomniałem o Palikocie.

 

No, to powiedzmy o tych korzeniach.

 

Cokolwiek sądzić o Edwardzie Gierku, nawet jego najwięksi krytycy nie odmawiają mu tego, że był ukorzeniony w środowisku górniczym i w rzeczywistości śląsko-zagłębiowskiej. Każdy tam powie: jeśli ktoś może Gierka krytykować, to tylko my, a wam wara od niego.

 

Podobnie Władysław Gomułka: ciemny ślusarz spod Krosna i dogmatyczny komuch do kwadratu, ale nasz, z Podkarpacia. Nikt mu nie odmówi przynależności.

 

Wielu ludowców można obgryzać po nogawkach, ale co do ich korzeni nikt nie ma wątpliwości. Kaczyńscy – wywodzą się z wielkomiejskiej inteligencji, nieważne, co mają za uszami ich przodkowie. Wałęsa – „chłoporobotnik” spod Lipna.

 

Gorzej już z Bierutem (choć to chłopski syn spod Tarnobrzega), Jaruzelskiemu wypomina się „przymarsz ze wschodu” a nie pamięta się jego ziemiaństwa i przodków walczących przeciw Rusi. Kwaśniewski starannie unika wspomnień o swoim dzieciństwie i przodkach. Tusk odkrył jako całkiem dorosły polityk swoją kaszubskość. W tych krótkich zdaniach nie ma aluzji, tylko podpowiedź, że korzenie to ważna sprawa w Polsce, silnej ludowym, pobożnym konserwatyzmem. Dodam – choć nie politykuję – że urodziłem się na Opolszczyźnie, a wychowałem się na Kaszubach, w rodzinie repatriantów z Wileńszczyzny i Lwowszczyzny. Dlatego nie kandyduję (ha, ha).

 

Kiedy wczoraj analizowałem publicznie dwu-osobową listę kandydatów na lidera polskiej sceny politycznej, wymieniłem dwóch.

 

Czarzastemu połowa Polski raczej nie ufa ze względu na jego skłonność do pociągania za sznurki zza kulis: szare eminencje u nas są figurami cokolwiek podejrzanymi. Więc jego talenty w dużej części elektoratu trafią na betonowy mur.

 

Ziobrze inna połowa Polski długo zapamięta areszty wydobywcze, łamanie karier, atmosferę nagonki na przedsiębiorców, stronnicze służby, szukanie wrażej zmowy nawet pośród najbliższych współpracowników.

 

A Palikot? Pokażcie mi środowisko (nie koteryjkę, nie kamarylę, tylko społeczność), które go będzie bronić jako „swojego”. Przedsiębiorcy (wszak robił biznesy)? Dziennikarze (wszak był wydawcą)? Flibustierzy lewicy (wszak ujmował się za nimi)? Samorządowcy (wszak „racjonalizował” Państwo jako szef komisji)? Inteligencja (próbował być kantystą)?

 

Teraz już mogę dorzecznie.

 

Twierdzę, nie od dziś, że Palikot po kilkuletnich poszukiwaniach znalazł poważnych mocodawców. Ktoś postawił na niego, i nie są to ani górnicy, ani żadne soczyście oddolne środowisko polskie. Jest nową, lepszą niż poprzednik (zgadnijcie kto) twarzą pewnego silnego lobby, które w Polsce ma twarz „kondominium opiniotwórczego”. Wewnątrz tego „kondominium” mamy media, ale też fundacje i „zwykłe” przedsiębiorstwa. Jest to jednak jedynie jedna z głów tej hydry.

 

Zbiegła się tu nad-ambicja, swoiste ADHD polityczne sztukmistrza lubelskiego i potrzeba nowego „frontmena na Polskę”.

 

Nie wiecie, o czym mówię? Cytuję bez podawania źródła, ale nie po to, by zapłacić grzywnę, tylko żeby skłonić Czytelnika do poszukiwań:

 

„Moim zdaniem, TC  jest umiejętnym skoordynowaniem wysiłków na rzecz przejęcia kontroli konsolidowania czterech centrów władzy:, Monetarnej, Intelektualnej, Kościelnej i Politycznej. Konsolidacja ta (pod postacią Komisji) ma być sporządzona by bardziej cicho, bardziej wydajnie działać dla tworzenia społeczności światowej. To co naprawdę zamierzają członkowie TC., to stworzenie na świecie przewagi politycznej osób zaangażowanych w ów projekt. Komisja jest wysiłkiem mającym zbudować przewagę nadrzędną wobec narodowych centrów władzy politycznej. Ideolodzy TC uważają, że obfity materializm który proponują stworzyć, pokona istniejące różnice (w polityce światowej). Jako zarządcy i twórcy systemu, będą rządzić przyszłością poprzez utworzenie światowej władzy ekonomicznej”.

 

Brzmi znajomo, prawda? Może ktoś zapoznał się z Imperium A. Negri i M. Hardta?

 

Byłby Palikot głupi, gdyby przynajmniej nie rozważał tego, że jest powoli, nienerwowo wkomponowywany w te żarna w roli naganiacza karmy. Lista członków tej ogólnoświatowej Megastruktury jest długa na 17 stron znormalizowanego maszynopisu (Palikot ma tam status „byłego”, Polaków jest tam kilkanaścioro, np. Marek Belka).

 

Palikot gra dwudzieste szóste skrzypce, ale przy większym stole niż Tusk (ten zaledwie zabiega o europejskie ochłapy), połowy z tej gry nie rozumiejący. Oczywiście, przyznaję się, że powyższe – to „opowieść z psychiatryka”. Ale nawet, jeśli zabrnąłem dalej niż pozwalają poszlaki – to nie wróżę Palikotowi trwałego sukcesu. Bo go tu nikt „wewnętrzny” nie ma za swojego, i w tym ustępuje on zarówno Kaczyńskiemu, jak też Pawlakowi, Czarzastemu, Millerowi, a nawet Delfinowi, choć wszyscy oni to dla TC są prowincjuszami.