A ja ich nawet rozumiem

2011-09-19 08:15

 

Niedoświadczonym publicystom, co to wiedzą wszystko, muszę wyjaśnić: nawet jeśli przez kilka lat było się u najwyższej władzy i znało się na pamięć sekretne dane, do tego ma się w świeżej pamięci rozmaite „sztuki” i ekwilibrystykę budżetową, funduszową, administracyjną, dyplomatyczną, polityczną, inwestycyjną, medialną, zatrudnieniową, podatkową, socjalną, itd., itp. – to po kilku kolejnych latach „posuchy”, odłączenia od „cyklu treningowego”, jest się zawodnikiem co najwyżej drugoligowym, mającym jako takie rozeznanie w szczegółach, ale na pewno nie wiedzę.

 

Nie po to wymyślono tajemnicę państwową, by opozycja, Ludność, „przekaziory” wiedziały wszystko.

 

To wyjaśnienie jest potrzebne do poniższego.

 

Otóż – pisałem o tym jakiś rok temu, może mniej – że kiedy się obejmuje we władanie nawę publiczną, to podstawowym zadaniem „politycznym” jest „inwentaryzacja” tego, co będzie służyło zaspokojeniu interesów swoich kamaryl i koterii, tych mocodawców, którzy „nas” wynieśli do władzy.

 

Ekipa Nieskalanie Eleganckiego nie miała nawet zbytniego doświadczenia: za czasów AWS byli to nie-pierwszorzędni politycy (może poza samym Nieskalanie Eleganckim), a dodajmy, że Buzkowi wprowadzili aż 4 reformy na gigantyczną skalę (szkolnictwo, emerytury, zdrowie, samorządy), po każdej takiej reformie długo, dłużej niż kadencja, „układają” się rozmaite strumienie i beneficja, nawet jeśli te reformy byłyby całkiem udane.

 

Kiedy więc Donald spisywał swoje expose jako świeżutki premier, to pisał „z ręki” oraz ewentualnie z oficjalnych statystyk (każdy średnio zdolny Czytelnik napisałby równie ekscytujący monolog), poza tym chciał i musiał wypaść obiecująco na tle Antyukładu, właśnie obalonego, organizowanego przez ludzi może i światłych, ale mających w kadrach hunwejbinów trojakiego chowu (tu użyję skrótów krzywdzących, ale obrazowych: to byli hunwejbini moherowi, buraczani i kibolscy, a kto tam hunwejbinem nie był, ten niewątpliwie leczył kompleksy). Przywódcy hunwejbinów – każdy na swój sposób – to ludzie bez wątpienia ideowi i pryncypialni (Kaczyńscy, Lepper, Giertych), ale ich zaplecze z drugich i trzecich ław, a nawet niektórzy z pierwszych – to porażka polityczna.

 

Donald wygłaszając DYRDYMAŁY O CUDZIE, miał raczej jedynie blade pojęcie o tym, co ma „na gospodarstwie”. Po czym uformował rząd i wypuścił to towarzystwo „na resorty”: chłopaki, bez bilansów tego, co da się złupić, nie wracajcie. Tak robi każda nowa ekipa, w gminie i w powiecie, i w kraju.

 

Po miesiącu-dwóch, owe chłopaki wracają i mówią: szefie, pustynia i ruina, od czasów buzkowych wszystko się starzeje i przewraca, nie było ci tu gospodarza, może i jest co do skubnięcia, ale wszystko murszeje i może nas przygnieść. Lepiej było siedzieć w opozycji.

 

Co robić, co robić?

 

Nie, panowie szlachta, odezwał się bohaterski i Nieskalanie Elegancki. Mamy do spłacenia towarzyskie zobowiązania, trzeba zamówić solidne podpórki, zabezpieczyć się przed ruiną. Wielkich spraw i zamaszystych projektów nie zrobimy, bo to robota na kilka kadencji, ale kiedy już to podeprzemy – coś dla nas przecież zostanie. Kupujta lakier i farby dodatkowo, będziemy zamalowywać zgniliznę i próchno, będzie weselej ludziom i raźniej.

 

I tak zrobili, i widzieli, że dobre to jest. I smakowite

 

Ja bym zrobił inaczej: narobiłbym rabanu, sporządził bilans otwarcia, naskarżył na poprzednie ekipy (dwie, trzy poprzednie ekipy miały swój walny udział w postępie „kapitalizmu z twarzą chciwca” oraz/lub w zaniedbaniu bieżącego doglądania gospodarskiego). Powiedziałbym: abdykujemy, niech się inni bujają. Tu jest stajnia Augiasza.

 

Tyle że mnie nikt nie wybierze.

 

Po takim numerze, przy swoich zdolnościach w dziedzinie marketingu politycznego, przy sprzyjającej polityce mediów – Nieskalanie Elegancki wygrałby przyspieszone wybory w cuglach (choć jakieś tam ryzyko było, że posądzą go o strachy-na-lachy). Wtedy nie musiałby się dzielić władzą i informacją strategiczną z Waldemarem Milczącym.

 

Zwyciężyła chciwość, może zresztą PO była „na musiku”, żelazny elektorat wygłodniały, żądny geszeftów, cisi mocodawcy machają wekslami. Nie da się wycofać.

 

No, dobra, wobec tego nie ruszamy nic, co się może zawalić, żeby nie było na nas. Robimy rzeczy nowe, takie jakie się uda. Jakieś mistrzostwa, jakieś orliki. I z Unii wyciskamy ile się da. Może tego wszystkiego starczy na pokrycie zobowiązań z kamarylami. A stare niech się starzeje, podejdziemy do tego, kiedy się ustabilizujemy.

 

Czytelniku! Nic nie wymyślam! To jest realna polityka!

 

Ekipa Nieskalanie Eleganckiego popadła w nic-nie-robienie nie (tylko) z lenistwa, ale też z konieczności: za mało środków i czasu, by wszystko ponaprawiać, a rozgrzebywać – strach.

 

Mimo to niektóre sprawy, zwłaszcza infrastrukturalne, musiały się zawalić, jak każda nadgniła stodoła: kolej jest tu tylko symbolem. Cała polska infrastruktura jest – średnio – dawno zamortyzowana, z oszczędności „odłączono” nawet codzienny gospodarski dogląd dobytku, przedłuża się „księgowo” i „a nuż się uda” działanie różnych obiektów i „odcinków” na słowo, z konieczności, bo jak stanie – to dramat.

 

A na to jeszcze się nałożyły światowo-europejskie perturbacje. Z nieba spadły, będzie na kogo zwalić. Ale ciążą na ogólnym wizerunku i na poczuciu bezpieczeństwa, jak ten nieszczęsny frank, jak rura rusko-niemiecka, jak restrykcje Rosjan na żywność, jak amerykańska bomba zadłużeniowa. Uuu, jaki fart, że nie śpieszyliśmy się z walutą europejską!

 

I tu pojawiła się – mimo przychylności inteligencji opiniotwórczej – krytyka. Coraz bardziej nieprzychylne i nieufne kolejne środowiska, nowe media pozostające poza kontrolą „swojaków”. Było co krytykować, bo kiedy DZIEJE SIĘ NIC pośród bałaganu i nierazbierichy – to pod skorupą dojrzewa DZIEJE SIĘ ŹLE. A jeszcze durne „wpadki”, cmentarne konszachty polityczno-biznesowe czy katastrofy drogowe, kolejowe, budowlane i lotnicze, z tą kuriozalną na czele. No, nie wszyscy są gotowi nadal stać murem, choć straszak ziobrowo-wełnowy nadal przyprawia o ciarki.

 

Unio, pomóż. Oddamy co chcesz, ale pozwól pomanipulować statystykami, żeby nam się parametry zgadzały (pamiętacie „operacje przesunięciowe” w ubezpieczeniach społecznych?), pozwól przegrupować fundusze pomocowe, a przynajmniej pozwól przyśpieszyć projekty rządowe, bo te są w pełni „pod kontrolą”.

 

I teraz mamy coś, co trzy lata temu byłoby gospodarczo jedynie słuszne, ale politycznie wielce ryzykowne: cała Polska zamienia się w plac budowy. Wszystkie ręce na pokład. Niech ludzie psioczą, złapiemy ich na tym, że psioczyli kiedy nic się nie robiło. Nawet może się coś zawalić, kiedy rozkopiemy. UWAGA: tu powinienem teraz podać listę wpadek, jak te schody na Stadionie Narodowym czy masowe kradzieże materiałów drogowych albo Chińczycy autostradowi, ale powiem tylko jedno: jak się nagle po długiej drzemce porywa z motyką na słońce i rusza się z wieloma dużymi projektami, to nie ma takiego żołądka, który by to przetrawił bez biegunki albo zaparcia. Musi się coś tu i tam rozszczepić, zapaść, nawet na nowej inwestycji.

 

Może bym uwierzył w to, że po spłaceniu towarzyskich zobowiązań Nieskalanie Elegancki zabrał się na koniec do roboty, ale czytam raport za raportem, produkcji made in MRR: śliczna Bieńkowska na pewno nie jest blondynką, choć tak wygląda. Tyle że „jej” raporty – to polityczna piąta kolumna. Nawet okrągłość sformułowań nie zakryje ogromu ruiny w każdej dziedzinie, jaka dotyczy naszej zielonej, tyle że stepowiejącej, zwietrzałej wyspy. Wtóruje jej z cicha Janusz Piechociński na swoim blogu, który nie jest już, jak jeszcze niedawno, sumą opinii Posła na różne tematy, tylko cyklem „antyrządowych” raportów i analiz, zupełnie nie-blogowym.

 

Szczytem zaś picu nazwę numer z odchudzaniem państwa: uchwalamy kilkuprocentową redukcję, ale zanim ona wejdzie w życie, szybko zatrudniamy rozmaity drobiazg, niech się nachapie, niech sobie poprawi CV, za kilka miesięcy ich zwolnimy i zadowolimy naród. Wszyscy zyskają.

 

Szczęściem Nieskalanie Eleganckiego jest, że opozycja nie umie czytać ze zrozumieniem. Ja na miejscu opozycji nic bym nie wymyślał, tylko cytowałbym te raporty.

 

Nie, Czytelniku, nie zreformował się ku lepszości psycho-mental chciwców i drapieżców, którzy rozwinęli skrzydła „przy Eleganckim”. To sam Elegancki rzucił wszystkie siły na to, by wydać to co do wydania w obszarze publicznym, zagroził pomniejszym swoim, że ich w nowej kadencji pogoni, jeśli będą się lenić, a wszystko po to, by za fasadą wioski potiomkinowskiej choćby rozpocząć, zamarkować jakąś budowę. By udowodnić to, co oczywiste, że w porównaniu z poprzednimi 2-3-ma ekipami ma o niebo większy ruch w interesie. Po wyborach zapłacimy za to WIELKĄ ZAPAŚCIĄ, niezależnie od tego, kto ugra najwyższe stawki.

 

Nie ma takiej gospodarki, która bez perturbacji wchłonie podobną dawkę inwestycji i poza-inwestycyjnych przedsięwzięć (polecam nauki światowej sławy Michała Kaleckiego). A nasza gospodarka jest dodatkowo umęczona starością i awaryjnością wszystkiego, co zostało – jeszcze raz powtórzmy – zaniedbane przynajmniej od czasów buzkowych, przygniecione jego reformami (pamiętacie „dziurę Bauca”?) i jego niefrasobliwością, mniej widoczną niż ta obecna Tuskowa, bo wszyscy mieli „focus” na reformy.

 

Z tego wszystkiego interesuje mnie tylko jedno: jakie siły, szemrane, niejawne, stoją za ewentualnym zwycięstwem wyborczym Nieskalanie Eleganckiego? Czego tym razem zażądają?

 

Oraz: czy te siły „mają warianty”? Czy raczej wszystkie nadzieje wiążą z jedyną formacją, która tak pięknie buduje w mętnej wodzie?

 

Kontakty

Publications

A ja ich nawet rozumiem

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz