A O CO NIBY CHODZI, HĘ…?

2018-01-08 00:39

 

W tak zwanej Historii zmieniała się „głowa ustroju”, czyli Instytucja Kluczowa (wypadkowa i zarazem wieniec sploty wszelkich wyobrażalnych stosunków społecznych).

1.       Kiedy głową był Przywódca – instytucją kluczową była Supremacja (wspólnota pierwotna oznaczała że Decydentura na bieżąco, doraźnie dzieliła obowiązki i korzyści);

2.       Kiedy głową był Pan – instytucją kluczową było Niewola (niewolnictwo oznaczało, że wszelkie przymioty „maluczkiego” i on sam były przedmiotem obrotu handlowego;

3.       Kiedy głową był-jest Feudał – instytucja kluczowa to Urodzenie (feudalizm opierał się na pojęciu „tytuł do dochodu” – dystrybuowany w formie nadań wedle „noblilistacji”) ;

4.       Kiedy głową stał się Komercjusz – instytucją kluczową jest Własność (kapitalizm jako tygiel tytułów do dochodu stworzył powszechny ekwiwalent tytułu w postaci aktu własności);

5.       Kiedy głową jest/będzie Powiernik – instytucją kluczową jest-będzie Kompetencja (powiernictwo polega na „demokratycznej uzurpacji” tytułów do dochodu wedle certyfikatów, wtajemniczeń, dopuszczeń, dyplomów, świadectw);

Współczesny świat – w tym Polska – żyje fetyszem Własności, ale sięga po jej redakcję feudalną (nie każdy kapitalizm jest modelowy), czyni też próby gry Kompetencjami (patrz: społeczeństwo oparte na wiedzy).

Będę udawał, że mamy oto „czysty-modelowy” kapitalizm, więc dwu-słowo Komercjusz-Decydent wykładam jako właściwe, w miarę poprawnie opisujące przedmiot niniejszej notki.

 

*             *             *

Źródłem-generatorem zła-patologii społecznych jest „umowa” (boję się ją nazwać „społeczna”), na mocy której Komercjusz swobodnie, bez skrępowania, odrzucając jakąkolwiek społęczną kontrolę, realizuje trzy postulaty własne (zadość czyni im):

Ø  Określa „regulamin” współ-obcowania w przestrzeni jego Własności, przy czym ów regulamin nie musi dotyczyć jego samego;

Ø  Ustanawia-nominuje kadrę menedżerską doglądającą procesów wytwarzania dochodu i pozycjonowania tytułów do dochodu;

Ø  Przejmuje wszelką „nadwyżkę” (zysk), przy czym bywa, że do zysku przenosi też dochód, który służy(łby) odtworzeniu kondycji załogi i maszyn, gruntu, instalacji;

To w naukowym, ale też w ideologicznym języku – nazywa się WYZYSK (wobec ludzi) oraz RABUNEK (wobec „ekologii” oraz wobec środków materialnych).

 

*             *             *

Lekarstwem na tę patologię jest albo zniesienie instytucji kluczowej (Własność, wcześniej Supremacja, Niewola, Urodzenie, w przyszłości Kompetencja), albo wprowadzenie Alter-Instytucji, która minimalizuje znaczenie instytucji kluczowej. Na przykład prosty przepis konstytucyjny, że praca własna (osobisty trud) powinna stanowić nie mniej niż 80% tytułu do dochodu. Przykład ten realizują – koślawo – niektóre „systemy podatkowe”, w których najwyższe dochody są opresyjnie, drakońsko opodatkowane.

Próby zniesienia instytucji kluczowej (np. w Imperium Romanum albo w dobie Rewolucji Francuskiej, podobnie w Kraju Rad) – kończyły się wprowadzeniem „tylnymi drzwiami” instytucji zastępczej (Konsul w Rzymie, Dyrektor w Paryżu, Komisarz w Moskwie).

Dlatego jedynym sprawdzonym rozwiązaniem znoszącym patologię okazuje się „zrzeszenie zrzeszeń wolnych wytwórców”, co w praktyce oznacza nierozerwalnie splecioną samorządność ze spółdzielczością.

Takie rozwiązania, jak związki zawodowe, rady pracownicze, komitety partyjne – są połowiczne, ale przede wszystkim defensywne: musi nastąpić Wyzysk-Rabunek, aby związek-rada-komitet miały podstawę do reagowania, przy czym jest jasne, że interwencja następuje po fakcie, czyli szkoda już „się stała”.

W spółdzielni współwłaścicielami są wszyscy (oczywiście, nie brakuje tu pozycjonowania, omijania równości), podobnie w samorządzie współdecydentami są wszyscy (znów mowa o pozycjonowaniu). Na poziomie modelowym mówimy zatem o „doskonałej prewencji” (zanim zło się zalęgnie – już jest rozpoznane i odrzucane w stadium embrionalnym).

 

*             *             *

Istota projektu politycznego „na wybory 2018” (Osada Obywatelska) jest wprowadzenie rozwiązań defensywnych, ze „skłonnością” do ofensywności. W skrócie:

Kandydaci sami zgłaszają się nie czekając, aż „warszawka” ogłosi listę łże-kandydatów gotowych za wybór na lojalność wobec Decydentów. Jeśli kandydatów zgłosi się „za dużo” – we własnym gronie ustalają „baraże”. Kandydowanie oznacza obowiązkową umowę z wyborcami, jak poniżej.

Kandydaci zawierają umowę z wyborcami w trzech punktach: (1) budżet pod bezpośrednią kontrolą obywateli, (2) zatrudnienie realizują spółdzielnie uruchomione przez administrację, (3) każdy ma prawo do ustawicznej edukacji obywatelskiej, mogą też w lokalnych zespołach kandydackich doredagowywać te trzy punkty.

Kandydaci nie muszą być lojalni wobec „swojej” listy obywatelskiej: jeśli uznają, że jakieś ugrupowanie „warszawskie” daje im dobrą obietnicę – mogą „wyjść” z listy obywatelskiej, ale ich umowa z wyborcą nie traci ważności.

Uważna analiza powyższych trzech akapitów pozwala sądzić, że nawet jeśli 10% głosów (przeciętnie w całym kraju) otrzyma lista obywatelska – treść umowy kandydatów z wyborcami stanie się poważnym atutem politycznym. Im więcej głosów – tym bardziej „ofensywne” rozwiązanie ustrojowe, a to dopiero przygrywka przed wyborami parlamentarnymi.