A ten znów rezygnuje

2010-02-21 00:11

 

Koleżanki i Koledzy!

 

Na tej sali jest duszno od polityki, i to w tej najbardziej jednoznacznej, wulgarnej formie, bez subtelności i jakiejkolwiek inteligenckiej intrygi. Po prostu przepychanka zwykłych interesików.

Jedną z definicji polityki jest ta, która mówi o sztuce osiągania celów w warunkach silnej konkurencji. Moim celem w Stowarzyszeniu Ordynacka jest budowa organizacji silnej dobrą robotą w „kotarbińskim” rozumieniu, organizacji mocarnej stojącymi ramię w ramię równymi sobie, przyjaznymi duszami, organizacji dojrzałej w partnerskiej współpracy i przejętej misją czynienia dobra dla kraju. Miałem na uwadze, że funkcjonuję w organizacji inteligenckiej, to jest w stowarzyszeniu ludzi zawodowo parających się pracą umysłową, zajętych nauką i nauczaniem, organizowaniem życia publicznego, analizami przeszłości i projektowaniem przyszłości, stowarzyszeniem ludzi poczuwających się do misji wobec kraju i jego mieszkańców, odpowiedzialnych za bieg spraw, nosicieli etosu narodowego i kultury. Zdolnych udźwignąć sprawy kraju nie tylko we własnym interesie, ale w interesie wszystkich patriotów i społeczników.

Tak, społeczników właśnie. Ordynacka tymczasem wydaje się firmą powołaną dla zawłaszczenia przez wąską grupę byłych prominentów SZSP/ZSP prawa do reprezentowania całego ruchu akademickiego lat powojennych (i legitymizowania się jego fenomenalnym, jedynym w swym rodzaju dorobkiem), a po otrzymaniu od Historii szansy politycznej, Ordynacka kosztem etosu, tradycji i rzesz autentycznych społeczników służy tej grupie do kolejnego odbicia w politycznej grze wielkich liczb i wielkich liter. W nieczystym tyglu wydarzeń medialnych Ordynacka nie znajduje chwili na refleksję nad sobą i swoim środowiskiem, nad losami kraju, nie przejawia zdolności do sformułowania idei, a tym bardziej do rzeczywistych działań dla dobra społecznego, na rzecz ludzi. Chyba że wybranych.

W oligarchiczno-politycznej strukturze najwyższej władzy funkcjonuje około 200 naszych, czyli członków Stowarzyszenia Ordynacka. Około 30 z nich zajmuje/zajmowało najbardziej prominentne funkcje i stanowiska, w tym najwyższe przewidziane w konstytucji. Może warto sobie zadać pytanie, czy – będąc członkami inteligenckiej organizacji, przywołując tradycję i etos jako swoją moc, w tym otwartość, pluralizm, wrażliwość społeczną, zdrową rywalizację idei i projektów – używali tej broni właściwie, i czy w ogóle jej używali? Czy zatem są przegrani – jak my wszyscy – w walce o lepszą Polskę, a może są po drugiej stronie, może ponoszą współodpowiedzialność za nienajlepszą kondycję większości ludzi i podmiotów gospodarujących, za dramat w obszarze majątku narodowego, za obecność złodziejskich i zdradzieckich klik i koterii w polskiej gospodarce i polityce, za rozkład instytucji państwowych? A może – czego nie zauważyliśmy – dramatycznie występowali w obronie polskiej Racji Stanu, w obronie upadającej Moralności, w obronie degradowanego Człowieka, na rzecz Transformacji z „ludzką twarzą”, na pohybel Wszelkiemu Złu? Nie wierzę. W codziennych rozmowach wyrażają oni przekonanie, że do swojej – delikatnie powiedziane – ustabilizowanej sytuacji życiowej doszli dzięki własnej przemyślności, talentom i zasługom, odmawiając nam wszystkim, którzyśmy jako wspólnota tworzyli wielki ruch społeczny, nie tylko prawa do bycia dumnymi ze wspólnych osiągnięć, ale też prawa do wspólnego ich pożytkowania, choćby poprzez dostęp do współtworzenia polskiej rzeczywistości. Owszem, pozwalają nam być dumnymi z tego, że ich znamy, wybitnych mężów, ale na tym koniec. Oni naprawdę uważają, że swoimi osobami iluminują Ordynacką!

Nie ma innego sposobu uświadomienia naszym luminarzom, że bezczelnie nas wykorzystują, niż tylko w ten sposób, że pozostawi się ich samym sobie. Kto z nimi będzie konsultował nowe rządy i prowadził różnorodne gry o stanowiska, jeśli zostanie ich tylko 200? Nie godzi się używać naszego zaangażowania, wiary w lepsze jutro, aktywności intelektualnej i liczebności na użytek wyłącznie nielicznej grupy. Zadaniem Kongresu jest zatem nie tyle uchwalenie pięknych uchwał, ile znalezienie dla nich możliwości realizacyjnych, aby uchronić te uchwały od fasadowości. Dziś jest tak, że kierownictwo Ordynackiej łaskawie przystaje na to, że podejmujemy różnorodne inicjatywy, ale na każdym kroku zaznacza, że nie kiwnie palcem dla ich wsparcia, choć są to inicjatywy niejednokrotnie ważne dla kraju, a oni w tym kraju coś przecież znaczą. Czyli mamy zgodę na to, aby własnym przemysłem, bez jakiejkolwiek pomocy od możnych, uruchomić dobrą robotę. Jak się nie uda – to jesteśmy fajtłapy. Jak się mimo wszystko uda – to pośród zachwytów nasi wybrańcy znów poprawią swoją pozycję polityczną w kolejnych wyborach i przetasowaniach, a nam pozostanie dalsze podziwianie ich karier, oczywiście zawdzięczanych wyłącznie ich własnej zaradności, talentom i zasługom, bo przecież to oni łaskawie uchwalili zgodę na to, żebyś Ty, Ja, On, Ona orali ten ugór i dali plony.

Podczas różnych spotkań wewnętrznych Ordynackiej najczęściej słychać słowo: elita. Zapewne ci, co je wypowiadają, myślą tak o sobie albo o całym naszym stowarzyszeniu. No, to ja dodam, że elita nigdy nie istnieje sama z siebie, tylko na szerokim tle tych, którzy elitą nie są. Jeśli zatem mówimy o naszej wewnętrznej, stowarzyszeniowej elicie, to już niedługo zada ona dramatyczne pytanie, „za co oni nas tak nienawidzą”: podobnie pyta Ameryka po 11 września, kraj zbudowany na gruzach odwiecznych cywilizacji, na niewolniczej pracy milionów Afrykanów, na drenażu z całego świata z tego, co tam cenne, jednym słowem, na arogancji i bezczelnym wyzysku, na wyobrażaniu sobie siebie samej jako wybrańca Losu, upoważnionego do wdeptywania w ziemię każdego nie-Amerykanina. Jeśli zatem za elitę mamy siebie wszyscy razem – to zachowajmy się jak elita i zróbmy cokolwiek dobrego dla kraju, zanim zaczniemy od niego nachalnie domagać się nagrody w postaci dostępu do sterów i fruktów.

Od około 18 miesięcy rzuciłem niezły kawał swojej własnej energii na rzecz Ordynackiej, z zamierzeniem obudowania sztucznie nadmuchanej marki konkretną robotą. W tym czasie niemal na moich oczach w pokoiku w Jankowicach została dokonana zmiana naszego prezesa, wyrugowano na margines profesora mającego inny pogląd na politykowanie Ordynackiej niż nasi „mieszacze”, skanalizowano działalność niby-gospodarczą w fundacji, która miesiącami zamarła w hibernacji, konsultowano z kandydatem na premiera sprawy wielkiej polityki i bywano w najważniejszych gabinetach kraju, z merytorycznej, miesiącami przygotowywanej konferencji gospodarczo-społecznej z wicepremierem zrobiono podstępnie i w ostatniej chwili wazeliniarski cyrk, sprowokowano żenujące „wycinanki” na spotkaniu środowiska warszawskiego (a mnie samego oskarżono o współkierowanie ruchawką), ustanowiono liczne fakty dokonane w sprawach członkostwa, interpretacji statutu, procedur wyborczych, życia wewnętrznego, wytyczania programu, polityki wielkiej i tej codziennej. Odfajkowano kilka fasadowych przedsięwzięć wyłącznie na potrzeby zaistnienia w mediach. Pogłębiała się zadziwiająca niemoc naszego biura na Ordynackiej 9, które służy wszystkiemu, tylko nie merytorycznej robocie (oczywiście, nie mówię tego o tych sympatycznych dziewczynach, tylko o swoistej polityce administracyjnej). W sprawach pomocy bratniackiej, realizacji inicjatyw społecznikowskich czy budowania algorytmów inteligenckiego awansu – stoimy w miejscu, a cokolwiek się robi na tym polu, to jakby wbrew grupie trzymającej nieformalnie rękę na wszystkim. Czy jest sens reprodukować stare sztuki niby-demokratyczne?

 

Koleżanki i Koledzy!

 

Ten list jest głosem w dyskusji. Może zbyt dramatycznym. Na wszelki wypadek pisemnym. Mam jednak wrażenie, że Ordynacka stoi przed historyczną szansą stania się jedną z czołowych platform realizacji Narodowego Programu Przywracania Polsce Dumy A Polakom Czci, ruchem ludzi uczciwych w swej robocie, skutecznych w czynieniu dobra krajowi, zasługujących na miano inteligencji nie z tytułu bywania kiedyś na uczelni, tylko z tytułu godnej inteligenta pracy na rzecz publicznego dobra i takiejż moralnej postawy.

Już słyszę szyderczą zachętę: o co ci chodzi, Jaśku, rób swoje, kto ci w tym przeszkadza. Otóż to: nikt mi nie przeszkadza wygadać się, ale to nie zmienia w niczym tych subtelnych okoliczności, stanowiących razem pajęczynę nie do przebycia, przeistaczających Ordynacką w zwykłą maszynkę polityczną w rękach zręcznych manichejczyków, mających na ostatnim miejscu swojej listy sprawy ludzi i kraju, a nawet nasze rodzime bolączki.

Jeśli Ordynacka nie wyzbędzie się aroganckiej maniery zawłaszczania dla siebie (dla swojej kamaryli) wszystkiego, co związane z niegdysiejszym ruchem akademickim i co jawi się jako inteligenckie, jeśli nie zamieni fasad i medialnego zadęcia na realną robotę pożyteczną dla kraju, jeśli nie zrówna w realnych szansach wszystkich swoich członków, jeśli nie uruchomi rzeczywistego „frontu robót” dla każdego z nas – to pozostanie koniunkturalnym narzędziem w rękach naszych obytych w grach kolegów, używanym dla celów wybitnie politycznych, byle do kolejnych wyborów, byle do kolejnego układu gabinetowego. Tak jak to ma miejsce dotąd. A wtedy nie ma tu miejsca dla nikogo, kto nie załapał się do karuzeli polityczno-oligarchiczno-menedżerskiej, kto nie chce być karmą dla swoich prominentnych koleżków, kto nie chce być własnością na użytek bieżących rozgrywek niezrozumiałych dla zdrowego na umyśle zjadacza chleba.

Apeluję – po raz ostatni – do kolegów grających tu dziwne gry, aby zajęli się tym, czego od inteligencji oczekuje umęczony kraj, a nie pierdułami personalnymi, przy całym szacunku dla person, który mi zaczyna się kończyć. Mam niezliczone sygnały co do tego, że owszem, niezły jestem, ale nie zrobię nic pod firmą Ordynackiej, na co nie wyrazi zgody dość konkretne grono, na co dzień mieszające gdzieś w polityce wielkich liter i jeszcze większych liczb. Rozumiecie? Rozpisane tu są nawet role aktywistów, ten będzie, a ten nie będzie, choćby żyły wypruł. To jest organizacja kadrowa, w dodatku rządzona nie wprost, tylko zza kulis.