100 dni do egzekucji

2015-07-20 14:30

 

Winien – taka jest sentencja wyroku wydanego przez System-Ustrój na Naród. W dniu 24 maja 2015 roku – w imieniny Joanny (hebrajskie יוֹחָנָה Yôḥānnāh oznacza: „Bóg jest łaskawy”), w drugiej instancji system zadecydował: nastąpi oczekiwana zamiana miejsc w Belwederze i Pałacu Namiestnikowskim (cóż za symboliczne nazwy!), a poza tym przyjmuje się do wiadomości, że Naród ma nieco ponad 20% racji wytykając systemowi-ustrojowi, że jest w ogóle do niczego.

Przez te 100 dni, zanim nastąpi październikowa egzekucja, system-ustrój będzie redagował uzasadnienie wyroku. Z tego, co słychać, można się domyślić, co tam będzie napisane:

1.       Dotychczasowa Nomenklatura przegięła do tego stopnia, że sama powtarza do mikrofonów, iż Państwo jest – hmmm – zaledwie teoretyczne, a najważniejsze jego dzieła to ch..., d...a i kamieni kupa;

2.       Najlepszym rozwiązaniem dla Państwa, a tym samym dla Kraju i Społeczeństwa, jest teraz powierzenie rządów konkurencyjnym zastępom, które idą po władzę z hasłem „Spotkajmy się w drodze”;

3.       W miejsce projektu „szarpajmy syfon na sztuki, niechaj naga sterczy rurka” (czy jakoś tak) będzie obowiązywał  projekt „sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie” (czyli kto nie z kaczorem, tego toporem);

4.       Trzeciej możliwości nie ma, a nawet jeśli by miała być – to nie będzie, i w to właśnie, by nie było, oba ugrupowania zainwestują, a gdyby nie dały rady – KTOŚ się tym zajmie;

„Słucham, Rozumiem, Pomagam” – próbuje popiskiwać  na to wszystko „przywódczyni” z nosem „pinokia”, co do której tuż po mianowaniu jej na „premierkę” podjąłem decyzję, że nie będę się wypowiadał (można sprawdzić) – i dotrwam do października.

Ja chciałbym przypomnieć, że idea zawłaszczenia Państwa  – na wzór, a jakże, amerykański – przez dwa ugrupowania, z których jedno jest budżetowo-nomenklaturowe, a drugie patriotyczno-chrześcijańskie (i wzajemnie korzystają ze swoich doświadczeń), znalazła swój wyraz już dawno, w koncepcie POPiS, 13 lat temu. Po sukcesie – choć miernym – w głosowaniach samorządowych, ugrupowania POPiS-owskie obrały zabójczą dla wszystkiego, co się demokracją zwie, drogę „koabitacji paradoksalnej”, czyli pożycia w toksycznym związku ale bez rozwodu.

Odtąd – patriotyczni, chrześcijańscy, sprawiedliwi, zawzięci – ustawili Polskę w konwencji IV Rzeczpospolitej (szkoda, że oddali ten projekt w ręce ludzi niedojrzałych emocjonalnie), a ci drudzy – europejscy, budżetowi, koniunkturalni, poprawni – poszli drogą kolonizacji, co dziś jest bardziej jasne niż na początku tej drogi (szkoda, że za bezcen, bo „żyje się lepiej” nielicznym).

Niech nas nie zmyli, że oni się ze sobą o cokolwiek istotnego spierają.

 

*             *             *

Mam skojarzenie. Aby nie pokpić tego skojarzenia, zważ Czytelniku, że mniej-więcej 9 godzin samolotem na wschód od nas panują inne warunki cywilizacyjne: przede wszystkim Państwo jest tam ZASADĄ, a dopiero potem konstelacją urzędów, organów, służb i prawa, a po drugie człowiek jest tam bardziej trybikiem w państwowej maszynerii a nie obywatelem. Można nad tym ubolewać, ale akurat takie tam są normy. Inne niż w Indiach czy Arabii.

Tylko dlatego w tym regionie świata, o którym mowa – rywalizacja dwóch-trzech-czterech partii o władzę jest zjawiskiem dziwnym, obcym, bo podważa Państwo jako Zasadę i przeistacza je w łup wyborczy (nomenklatura), co tam jest nie do pomyślenia. To jest bowiem domena europejsko-amerykańska, chyba że coś pomyliłem.

Pomijając te różnicę cywilizacyjną – wszystko inne się zgadza:

Podczas głosowania wyborczego w Chosŏn Minjujuŭi Inmin Konghwaguk (Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna), które odbyło się kilkadziesiąt godzin temu, do urn poszło 99,97 procent uprawnionych, a do tego, jak podaje miejscowa agencja informacyjna – wszyscy głosujący wzięli udział w wyborach z nadzwyczajnym entuzjazmem.  Czytelnik myśli, że kpię. Bo Czytelnik myśli, że „biedny lud Korei Północnej jest tak uciemiężony, że aż żal, ale nic nie da się zrobić”.

Jeszcze raz, swoimi słowami: tych ponad 24 miliony ludzi (jedynym poważnym zadaniem „wyborów” koreańskich jest policzenie tych ludzi) musi, niestety, dalej dożywać swojego szczęścia w ramach Dżucze, choć „najbardziej demokratyczne” siły zbrojne świata mogłyby w 10 minut wytłuc za pomocą dronów 100 tysięcy „panów kierowników” (szacowany koszt: 10 milionów dolarów), a potem – kosztem może 10 miliardów – możnaby tam zaprowadzić program rzeczywistej reedukacji obywatelskiej (nie niszcząc struktur, tylko stopniowo, w ciągu 1 pokolenia, przyzwyczajając ludzi do samostanowienia).

Wojny w Iraku czy Afganistanie kosztowały kilkadziesiąt razy drożej, tyle że efekt żaden, bo narody tam takie rozbisurmanione...

Dewizą (patrz: strona internetowa Korei Płn. – 조선민주주의인민공화국 – jest Korei „silne i dobrze prosperujące państwo” (강성대국). Skądś to znamy, nieprawdaż?

Północno-koreański hymn Aegukka (Pieśń patriotyczna), słyszymy słowa godne ustępującej „siły” politycznej:

O poranku jaśnieje bogactwo tego kraju,
   pełnego złotych i srebrnych skarbów,
ziemi ojczystej rozległej na trzy tysiące li,
   o historii długiej na pięć tysięcy lat!
Wychowani we wspaniałej kulturze,
   uszlachetnieni mądrością ludu,
poświęcając ciała i umysły, tę Koreę
   zawsze wspierajmy!

Zachowując atmosferę góry Pektu,
   mając w sobie ducha pracowitości,
złączoną z prawdą silną wolę
   nieśmy całemu światu!
Z coraz większą siłą pokonujący fale,
   z woli ludu ustanowiony kraj,
nieskończenie dostatnią tę Koreę
   zawsze chwalmy!
 

A my, jak zwykle, nadal ogłaszamy światu, że „Jeszcze Polska”.

Po co to piszę? Bo umiem odczytywać wyroki, a nieuchronność egzekucji znam z autopsji (politycznej). I nie umiem zaśpiewać „nic się nie stało, Polacy”.