Ale i tak nie macie racji. Nie bo nie

2013-09-12 07:38

 

Minął pierwszy dzień dudziarskiej akcji protestacyjnej. Media – powalone faktami – teraz starają się uciekać w statystyki i liczby. Zatem wiemy, że nie było żadnej zadymy, tylko zablokowany fragment centrum miasta, że wstępnie zjechało się ponad 20 tysięcy osób, że około 600 osób pełni stałą „wachtę” w obozowisku obok Sejmu.

Zatem można spokojnie mówić o argumentach. Tych merytorycznych. Związkowcy mają dwie grupy zarzutów do rządzących: ekonomiczno-pracownicze (wiek emerytalny, umowy śmieciowe, drożyzna, wielkość wynagrodzeń, bezrobocie) oraz polityczno-systemowe (referendum, jakość rządów, kierunki polityki rządowej, edukacja).

Na zarzuty natury gospodarczej apostołowie Rządu odparowują pokazując narastające nierównowagi-napięcia budżetowo-bilansowe. Skoro wpadamy w deficyty – trzeba je łatać, powiadają. O tym, jak te deficyty powstały oraz ile już działań obciążających „wszystkich” podjęto dla ratowania równowagi gospodarczej – dyskutować nie chcą. Podobnie jak o tym, czy w końcu mamy ten kryzys czy nie, a jeśli mamy, to „z importu” czy „krajowy”. Konsekwentnie apostołowie Rządu odmawiają rozmów nt. stanu Gospodarki i kondycji Państwa. Jest dobrze, koniec, kropka.

Na zarzuty i postulaty natury politycznej – zestaw argumentów jest bogatszy. Że związkowcy przekraczają swoje ustawowe uprawnienia, że miejscem rozmów jest Komisja Trójstronna i Centrum DIALOG. Że nie ma jak rozmawiać o tym, że mnie będą odwoływać (to rzecznik w imieniu Tuska). Zupełnie pominięto – brawo, fachowcy – jaki jest powód, że rozmowy wielostronne przestały zadowalać związkowców. A powód jest prosty, to nie były rozmowy przed decyzją, tylko wmawianie, że już podjęta decyzja (niekorzystna dla Ludności) jest jedyną słuszną.

Na chwilę załóżmy, że związkowcy (i popierająca ich większość Ludności, jeśli wierzyć sondażowniom) nie mają ani grama racji. Skoro jednak przyszli, w liczbie imponującej, to jednak może wypadałoby stawić czoła tym, którymi sobie gębę wyciera Rząd uzasadniając swoje nieludzkie decyzje? Podejść, może zaprosić liderów na herbatę, powiedzieć im, że się chyba mylą?

Zwykle jest tak, że w obliczu ważnych świadectw ważnych spraw – ludziom na chwilę mija podłość, nawet tym najbardziej nieprzyzwoitym. Widocznie nasi rządowcy i ich apostołowie są niezwykle przyzwoici, bo im podłość nie mija. Buta, arogancja, wrzucanie do kosza milionów apeli o referendum („bo wiadomo, jaki będzie wynik”), niechęć do jakichkolwiek kontaktów „pierś w pierś” (odsyłanie rozliczeń do wyborów, które przecież są ustawiane od fazy montowania list kandydatów). Tak się nie robi polityki, wiem to nawet ja, który polityki nigdy nie robił (choć czasem uczestniczyłem).

Najbardziej fikuśny jest przekaz, który głosi, że demonstranci zakłócają warszawiakom spokój. Potwierdzam, to prawda. I pytam warszawiaków: czy bardziej dolegliwy jest ktoś, kto również w ich interesie idzie pocisnąć rządzących, czy liczne przecież awarie oraz wykluczenia, które blokują miasto i niosą ryzyko dla zdrowia i życia? Przecież dopiero co uwolniono wielotygodniową blokadę kolejowej linii średnicowej, metra, tunelu na Wisłostradzie. Wszyscyśmy widzieli panikę, kiedy metro „podkopało” się pod budynki przy Świętokrzyskiej grożąc ich zawaleniem. Kilkadziesiąt razy w roku ten sam rejon miasta jest blokowany pod „ważniaków” (przejazd 3 minuty, blokowanie około pół godziny, rozładowywanie drugie tyle). Już nie pamiętamy Euro czy wizyty Obamy? Pół miasta stało w poprzek, nie tylko Centrum. Ktoś, kto wiedząc od kilkunastu tygodni, że w tym rejonie miasta „będzie się działo” – mógłby o tej porze, tego dnia, nie ładować się tam w beznadziejny korek. O tym, że dzisiejsi apostołowie Rządu (z Tuskiem i HGW) uczestniczyli całkiem niedawno w równie wielkich i dokuczliwych dla stolicy manifestacjach – nie wspominam.

W Polsce mamy do czynienia z żenująco niskim uzwiązkowieniem (kilka procent) i z równie żenującym członkostwem w organizacjach dobrowolnych (kilkanaście procent). Czyli – na zdrowy rozum – Polacy nie umieją czy nie chcą aktywizować się nawet we własnych sprawach, we własnym piekącym interesie. Skoro więc dochodzi do tak ewidentnego przejawu niezadowolenia, jak dziś – to jednak daje do myślenia…

Doprawdy, medialne upieranie się przez Władzuchnę, że w dzisiejszym proteście „dudziarze” nie mają ani słowa racji – pozwala mi na apel do kilku specjalistów medycyny pracy, by społecznie podjęli się zbadania przydatności top-grupy rządzącej do pełnienia obowiązków „służby Krajowi i Ludności”, przecież odpowiedzialnej, stresującej, mającej wpływ na nasze losy. Piszę to jako 1/38 milionowa część pracodawcy tego towarzystwa. W trosce o nich – i o moje własne interesy.