Aleksander Gawronik – z dziada pan, z pana dziad

2013-12-01 22:10

 

Pajacem być – rzecz ludzka, ale czemu się z tym obnosić?

 

Początek lat 90-tych XX wieku w Polsce… Szalejąca inflacja, skorumpowani urzędnicy i tysiące bankrutujących, państwowych firm. Zdaniem wielu – najlepszy czas do robienia interesów. Wtedy na liście pierwszych polskich milionerów pojawiają się nazwiska Bagsika, Gąsiorowskiego, Gawronika.

Prywaciarz i – na zmianę – geszefciarz robiący studia prawnicze, absolwent WUML[1], wychowawca więzienny, funkcjonariusz SB, dyrektor[2], właściciel sieci kantorów, rekin biznesu, aferzysta, senator, bohater kilku książek i filmów, wyrokowiec, więzienny poeta zdobywający nagrody w konkursie poezji w Krasnymstawie. Niezwykła łatwość robienia interesów i nawiązywania kontaktów czy to w polityce, czy to w świecie szemranym[3]. Aleksander Gawronik w 2009 wyszedł na wolność, po ośmiu latach odsiadki[4], po czym znów go zapuszkowano, tym razem za nieściągalny dług wobec fiskusa (wnioskował skutecznie o „zaobrączkowanie” i chodził z GPS-em po wolności)[5]. Na starość stał się mitomanem. Autor książki „TAM” – to wybór opowiadań i część dziennika więziennego pisanego przez Aleksandra Gawronika od 7 maja 2001 do 14 maja 2009 r.

Przebywanie „pod celą” przez kilka godzin – to trauma dająca wyobrażenie o tym, jak będzie wyglądał atak serca. Przebywanie przez kilka dni – to nauka pokory, dawana przez cztery ściany, z których każda jest zbyt blisko, oraz przez głównopilnujących, którzy rzadko zasługują na tytuł „człowiek”. Przebywanie w areszcie przez kilka miesięcy – to konieczność wyboru: albo będziesz wyobcowanym amatorem (frajerem), albo ustawisz się w jakimś miejscu społeczności za murami (grypsera).

Każde dłuższe niż pół roku odosobnienie w dowolnym systemie penitencjarnym – to dobry powód do leczenia, a przynajmniej terapii. Gawronik miał szczęście, że nie siedział w Tajlandii czy Rosji.

Prywaciarz z rozmachem: sklep, warsztat, pieczarki, kurnik. I sieć kontaktów. Jeszcze w szkole zapisał się do ZMS, potem do PZPR. Poznańscy cinkciarze mówili o nim Walizeczka. Skupował od nich dolary i marki, wpłacał na konto dewizowe, by po kilku dniach wypłacić i legalnie wywieźć za zachodnią granicę. Tam się kupowało towar. Problemu ze zbytem nie było, lata 80. to był u nas czas pustych półek. Zarobione pieniądze znów wymieniał na waluty. W latach 90. opowiadał, że poznał esbeków pracując w areszcie: „Na co dzień chodzili w garniturach, białych koszulach pod krawatem. Palili fajki, zagraniczne papierosy dobrych marek, a kiedy przechodzili więziennym korytarzem, ciągnęły się za nimi zapachy kosmetyków z peweksu”[6].

Rok 1988. Oszukany przez warszawskiego cinkciarza dochodzi do wniosku, że czas na zmiany. Po co drobni waluciarze mają na nim zarabiać? Robią swoje geszefty, bo oficjalny kurs złotego jest przeszacowany i nikomu nie opłaca się wymieniać złotówek na dewizy w banku. A gdyby tak przejąć obrót walutami, ale już w pełni legalnie? Warunek jest jeden: państwo musi zrezygnować z dziurawego monopolu.

Jeszcze rok wcześniej byłaby to mrzonka. Ale więdnąca komuna ratowała właśnie skórę pierwszymi rynkowymi reformami rządu Mieczysława Rakowskiego. Z dnia na dzień otwierały się gospodarcze nisze, a cały problem polegał na tym, aby je w porę dostrzec, a potem znaleźć dojścia i kapitał. W tym świecie Aleksander Gawronik stanie się wirtuozem.

Pisze więc list do samego Rakowskiego z propozycją zmiany prawa dewizowego. O dziwo, premier odpisał. W efekcie Gawronik staje przed obliczem wicepremiera Ireneusza Sekuły. Ten proponuje kolację. – I czy mógłby pan przywieźć prawdziwego cinkciarza? – pyta. Jadą do rządowej willi na Parkowej. Gawronik, jego współpracownicy Marek Roszak i Agenor Gawrzyał (późniejszy prezes Warty) oraz wiodący poznański waluciarz (dziś właściciel kantoru). Onieśmieleni wchodzą, a tam: wicepremier, minister finansów, prezes NBP, rzecznik rządu. Na stole zupa ze szparagów i suflety oraz gruziński koniak. Rozmowa jest obiecująca.

„Otworzyłem kantor na przejściu w Świecku, potem kolejnych 13, zatrudniałem około pół tysiąca ludzi i trzymałem za gardło cały rynek walutowy - tłumaczy "GW". Nie unikał opowieści o swoim majątku. - Mam koniec, w garażu limuzynę z kierowcą, mercedesa 500 dla żony, terenowego wranglera do jazdy po wiejskich drogach, range rovera do jazdy po lesie, małą wojskową amfibię do przejażdżek po jeziorze Golfa cabrio dla syna drugiej żony. Są dwie gosposie, koniuszy, ogrodnicy”[7]

Opowiada w wywiadzie, jak proponował reformy w systemie więziennictwa, Wykłócał się z dyrekcją o zwracanie uwagi na regulamin. Pisał wiersze, uczył czytać przestępców. No, harcerz i romantyk…

Kiedy znalazł się na równi pochyłej? Chyba po epizodzie z Art-B. Tracił rozmach i pozycję na salonach. – Opowiadał mi, że drogi w Polsce są fatalne, więc będzie wozić tiry pociągami, od zachodniej granicy aż do Brześcia i Terespola – wspomina poznański dziennikarz ekonomiczny Krzysztof Gołata. Pomysł lansował wspólnie z dawnym znajomym Ireneuszem Sekułą, wtedy prezesem Głównego Urzędu Ceł. Ale bez skutku. Już nie był ikoną wielkopolskiego biznesu. W połowie lat 90. Zaczynały się czasy innego poznaniaka, Jana Kulczyka.

Szersze tło

Od połowy lat 80. komuniści przygotowywali się do zmiany ustroju, szkoląc kadry, przygotowując je do nowych warunków ekonomicznych, transferując finanse na zagraniczne konta. Komuniści stworzyli także sieć spółek, których właścicielami zostały zaufane osoby.

Niepoślednią rolę w tym procederze odegrały służby specjalne, zarówno w PRL, jak też w III RP. Komunistyczne służby specjalne aktywnie uczestniczyły w tych zmianach, a po 1990 r., podobno zreformowane, często nie dostrzegały tych afer i patologii. Jednocześnie nastąpiło osłabienie pionów zwalczających przestępstwa gospodarcze w służbach specjalnych i policji. Osłabiona została także realna kontrola nad tymi instytucjami przez czynniki polityczne.

W pierwszych latach III RP wyłaniająca się elita polityczna nie była przygotowana do nadzoru tych urzędów, weryfikowania ich informacji i egzekwowania realizacji zadań. W ten sposób służby i policja uzyskały duży stopień swobody działania wobec konstytucyjnych organów i mogły realizować własne interesy, także w sferze gospodarczej, które niejednokrotnie pokrywały się z interesami uwłaszczonej nomenklatury. Należy jednak również pamiętać, że przez większość lat III RP te konstytucyjne organy były obsadzane przez polityków akceptujących taki stan rzeczy, porozumienia Okrągłego Stołu, patologiczne procesy uwłaszczenia nomenklatury i „prywatyzację państwowego kapitału”.

W okresie rządu premiera Jana Olszewskiego MSW opracowało raport, w którym uznano, że system finansowy Polski znalazł się pod kontrolą struktur i ludzi dyspozycyjnych wobec generałów Kiszczaka i Pożogi. Wskazywano również, że niekontrolowany obieg tajnych dokumentów jest m.in. źródłem wielu afer gospodarczych. Raport ten był swoistym wypadkiem przy pracy, bo po niespełna sześciu miesiącach Jan Olszewski został odwołany z funkcji premiera, a Antoni Macierewicz z MSW. Sytuacja powróciła na utarte tory. Wirus korupcji i patologii, który w 1989 r. został odgórnie wkomponowany w system polityczny III RP, mógł pustoszyć kolejne sfery życia publicznego[8].

 

*             *             *

Co teraz zamierza Aleksander Gawronik? żadnych bliższych szczegółów. Niech wystarczy hyr, że to projekt poważny, idący w miliardy euro. Gra idzie o to, aby odmienić rynek energii w Polsce. Gawronik zapowiada, że za rok, dwa znów będzie o nim głośno w związku z projektem, nad którym pracuje. Planuje też publikację 8 tomów dzienników z więzienia, gdzie jak sam mówi: "Życie jest niezwykle barwne". Dodaje, że przeżył dzięki surowemu wychowaniu babci i matki, które raz w tygodniu zabraniały mu jeść przez cały dzień i kazały spać pod jednym kocem przez wiele lat. – Dzięki temu, jeśli trafisz do więzienia – przeżyjesz – mawiała ponoć babcia Gawronika.

Znajomi Gawronika twierdzą, że próbując wrócić na salony, namawia ludzi do inwestowania w jego plany lub do choćby drobnej pomocy. W zamian kusi przyszłymi stanowiskami w swojej firmie, gdy ta odniesie spodziewany przez niego sukces. Ktoś pożyczył mu więc samochód i potem miał kłopoty z jego odzyskaniem. Komuś innemu nie zapłacił z kolei za noclegi w hotelu...

Forest Gump PL

 



[1] Wieczorowy Uniwersytet Marksizmu-Leninizmu;

[2] Po złożeniu legitymacji partyjnej w 1978 został zwolniony z funkcji dyrektora przedsiębiorstwa państwowego;

[3] fragmenty protokołu przesłuchania Jarosława Sokołowskiego ps. "Masa" z dnia 6 września 2000: "Gawronik powiedział , że potrzebuje od grupy pruszkowskiej dwóch milionów dolarów na rozkręcenie interesu a w zamian za te pieniądze grupa będzie czerpała określone korzyści . (...) . Te pieniądze były potrzebne na pierwszy sklep w Słubicach na pierwszy transport papierosów z wytwórni papierosów na terenie Polski , a także na opinie prawne , które robił dla niego profesor Modzelewski a także na łapówki dla Modzelewskiego i Goryszewskiego (...), źródło: https://niepoprawni.pl/blog/6206/czy-expose-kaczynskiego-opracowywal-modzelewski ;

[5] W 2011 orzeczono wobec niego karę zastępczą 350 dni pozbawienia wolności w zamian za grzywnę wynikającą z wyroku Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa;