An Inquiry…

2014-02-10 09:09

 

250 lat po Smith-sie sformułowałem pojęcie „rwactwa dojutrkowego” (P. Bożyk w rozmowach Instytutu Badań nad Społeczną Gospodarką Rynkową zauważył nieprzetłumaczalność tego pojęcia na żaden ludzki język). Przeciwstawiam to pojęcie – pojęciu Przedsiębiorczości.

Przedsiębiorca to taki ktoś, kto wyrasta w konkretnej wspólnocie (środowisku) i nabrawszy zdolności rozeznania tej rzeczywistości bierze na siebie (na własne ryzyko, na własny rachunek) zaspokojenia jakiejś części społecznych potrzeb, gromadząc w tym celu rozmaite czynniki swojego biznesu, między innymi aprobatę, czyli przyzwolenie środowiska na jego działalność, wywiedzione z zaufania do niego, ze znajomości jego kwalifikacji i postawy.

Rwacz dojutrkowy to taki ktoś, kto nie ma zamiaru „wywodzić się” ze społeczności, w której zarobkuje. Przyjął biznesową formułę „skubnij i zmykaj”: zastawia na klientów pułapki formalno-proceduralne, likwiduje firmy i w ich miejsce powołuje nowe, zaciera ślady swoich złych praktyk biznesowych. Jego celem nie jest zaspokajanie jakichkolwiek potrzeb, tylko własny zysk: w tym celu gotów jest nawet „wmówić” klientowi jakieś potrzeby albo podstępnie uzyskać klienta zobowiązanie do płatności: płatność wyegzekwuje, a nad realizacją swoich zobowiązań – pomyśli.

Przedsiębiorca organizuje Naturalną Żywotność Ekonomiczną (Natural Economic Vitality, NEV) i w podziale korzyści, jakie odniósł ze swojej działalności, jest sprawiedliwy. Rwacz dojutrkowy nie inwestuje w zakotwiczenie się w środowisku, a wszelkie zasłużone i niezasłużone korzyści zagarnia dla siebie, pod siebie. Rwacz dojutrkowy – to gospodarcze tornado: swoje zrobił i zarobił, a winą za ruiny jakie pozostawia – obarcza nieprzezornych klientów. I udowadnia, że wszystko jest „lege artis”.

Używając innego języka Smith pisze to samo. Wyróżniając trzy warstwy społeczne (właścicieli ziemskich, kupców oraz pracowników najemnych) ostrze krytyki dzieła skierowuje w stronę kupców popierających różne formy protekcjonizmu (monopolizujących „rynek”, a jeśli krytykuje właścicieli ziemskich, to za naśladowanie rwackich-rwaczych narowów kupieckich.

W postulatach Smitha ktoś, kto jest „panującym” (ruler) ma użyć swojej władzy dla ochrony Rynku, czyli swobodnej podmiotowości każdego uczestnika życia publicznego. Ma przewidywać i zapobiegać monopolizacji i uzurpowaniu monopolistycznej władzy „dużych” nad „małymi”. Zadaniem władcy jest ochrona każdego obywatela przed "niesprawiedliwością lub uciskiem" (w oryginale opression) ze strony innych obywateli, czyli obowiązek utrzymania wymiaru sprawiedliwości oraz obowiązek budowy i utrzymania infrastruktury oraz instytucji publicznej.

W postulatach Smitha – to już zupełnie zaniedbali liberałowie – jest państwowa gwarancja  zapewnienia wyposażenia jak największej liczby obywateli w wiedzę na pewnym minimalnym poziomie, i to w warunkach szkolnictwa publicznego. Odróżniam „obywatelstwo rejestrowe” od „obywatelstwa rzeczywistego”. Rzeczywisty obywatel ma rozeznanie w sprawach publicznych wystarczające do świadomego, kompetentnego współzarządzania nimi. Obywatel rejestrowy jest zakuty w cztery obowiązki: melduj o tym co masz (np. PIT), płać co ci nakazano (podatki, akcyzy, opłaty, cła), głosuj w reżimie zadanym odgórnie (wybory) i pokornie znoś okowy narzucone (wspieraj państwo nawet kiedy obraca się przeciw tobie). Otóż Smith-owi zależało na rozwijaniu rzeczywistej obywatelskości.

W postulatach Smitha odnajdujemy tzw. „laborystyczną teorię wartości”, czyli wywodzenie istoty najgłębszej wszelkiego bogactwa z ludzkiego zaangażowania (NEV, Przedsiębiorczość) w wytwarzanie dóbr, wartości i możliwości. Ani Smith, ani Ricardo nie zauważali (bo nie czas był wtedy na to), że wiele bogactwa wynika z tzw. „nominacji”, z arbitralnego, kulturowego nadawania wartości różnym obiektom i rzeczom[1], co przeistacza je w towary po przechwyceniu („zagospodarowaniu”) przez czujnych rwaczy, zwanych w zdemutualizowanym świecie współczesnej gospodarki – inwestorami.

Choćby te trzy postulaty zawarte jawnie (explicite – wyraźny, jasny, precyzyjny) w „An Inquiry…” – wskazują na głęboko etyczne, wręcz humanitarne pojmowanie gospodarowania i gospodarki przez Adama Smitha. Powiada on przecież: obowiązkiem rządzących jest zapewnić każdemu rozwój świadomości i postaw obywatelskich, a następnie chronić obywatelską (prospołecznie „kodowaną”) przedsiębiorczość przed zakusami rwaczy, aby ludzka praca włożona w bogactwo dawała ekwiwalentne owoce w postaci proporcjonalnego dostępu do społecznej puli dobrobytu.

Stało się inaczej. Wymachując sztandarami wolności i swobód gospodarczych, doprowadzono to totalnej monopolizacji wszelkiej gospodarki i to tak „gęstej”, że na zachowania rynkowe (swobodne, podmiotowe, obywatelskie) zostały wyłącznie enklawy i nisze.

Liberalizm okazał się utopią w tym sensie, że przemyca w swych konceptach założenie, iż każdy człowiek jest od urodzenia dojrzałym, stuprocentowym obywatelem, potrafi zatem „rynkowo” zadbać o umiar i harmonię wszelką, stąd monopol jest chwilowym „wypadkiem przy pracy”, a nie patologiczna „normą” społeczną, normalnością gospodarczą. Liberałowie nie dopuszczają do siebie komentarzy wskazujących na to, że w interesie monopolistów jest to, by obywatel nigdy nie był obywatelem rzeczywistym, bo gotów jest upomnieć się o sprawiedliwość rozumianą jako proporcjonalność tego co się wkłada do puli z tym jaki się uzyskuje potem dostęp do niej.

Albo liberalizm nie jest utopią, tylko teoretyczno-ideologicznym wsparciem Orphanii?

 

 

 



[1] Rozróżniam cztery źródła wartości: praca, inwestycja, gra oraz nominacja. W miarę postępu zwanego „cywilizacyjnym” punkt ciężkości w teoriach ekonomii przesuwa się od Pracy ku Nominacji. Np. obecnie wmawia się (reklama, marketing) „rynkowi” jego potrzeby (popyt), a następnie podsuwa się mu towary „zgodnie z potrzebami”. Wcześniej Nominacja była bardziej naturalna, np. ogień stał się z zagrożenia dobrem pożądanym, podobnie ropa naftowa, właściwie wszystkie „pierwsze” towary;