Artes liberales. Nauki wyzwolone

2013-10-31 13:24

 

/minimum dla człowieka godnego zwać się wolnym/

Żyjemy w kulturze osobliwości językowych, idiomów, co Chińczycy znają jako 成語/成语 (Chéngyǔ), a Japończycy jako 四字熟語 (Yojijukugo). Aby to wyjaśnić, porównajmy język akademicko-biblioteczny i potoczno-ludowy. Otóż język potoczny odnosi się do rzeczy oczywistych, z którymi obcujemy „cieleśnie”, mamy je na co dzień, rozumiemy je „trzewiami”, bez konieczności angażowania umysłu. Koń – jaki jest – każdy widzi. Za to język naukowy opiera się na konstrukcjach myślowych, nierzadko zaopatrzonych w specjalne słownictwo, dla podkreślenia tego, że „moja” refleksja jest oryginalna, nieporównywalna, autorska.

Pomiędzy tymi dwoma sposobami wyrażania się funkcjonuje świat idiomów. Za Pedią przytaczam: piąte koło u wozu – osoba lub rzecz zawadzająca, ręka rękę myje – popieranie się przez ludzi w nieuczciwych sprawach, urwanie głowy – bezładny pośpiech, flaki z olejem – coś wyjątkowo nudnego, włosy stają dęba – być bardzo przestraszonym, na czarną godzinę – na trudny okres w nieokreślonej przyszłości, a także idiomy z innych języków: da liegt der Hund begraben (niem.), (dosł. tu leży pies pogrzebany) – „w tym sęk” – w tym problem, it rains cats and dogs (ang.), (dosł. pada kotami i psami) – „pierze żabami”, „leje jak z cebra” – ulewa, come hell or high water (ang.), (dosł. niech nastąpi piekło albo powódź) – „choćby się paliło i waliło” – nieważne co się stanie, revenons à nos moutons (fr.), (dosł. wracając do naszych baranów) – „wracając do rzeczy”.

Sięgam po przykład chiński, bowiem tam świat idiomów (chéngyǔ, czyli „gotowe wyrażenie”, półprodukt komunikacyjny) został przez wieki celowo, systemowo zaadoptowany do systemu kształcenia „maluczkich”. Jak wiadomo, chińskie (i japońskie czy koreańskie) ideogramy nie składają na techniczna modłę – jak Arabowie, Cyryl z Metodym czy Gutenberg – znaków odzwierciedlających poszczególne głoski, tylko na modłę duchową są ilustracjami, które w licznych językach chińskich pozwalają o tym samym myśleć i mówić różnie. Odnoszę wrażenie, że „pełnia sensu” jakiegoś ideogramu wciąż „staje się”, bowiem ilu ludzi – tyle osobnych, indywidualnych, choć zbliżonych co do sedna znaczeń ideogramu, coś jak „chmura pojęciowa”.

Otóż w odwiecznym chińskim systemie edukacyjnym mamy do czynienia z ułatwieniem dającym szansę „maluczkim” wzniesienia się ponad poziom ludowo-potoczny, a uczonym pozwala w uproszczony sposób prezentować swoje osiągnięcia i „górne refleksje”, aby było to zrozumiałe dla umysłów mniej wyrafinowanych, mniej wprawionych w ćwiczenia umysłowe. Taki jest sens chińskiego idiomu chéngyǔ. Jako, że w większości idiomy te odnoszą się do tradycji starożytnej – istnieją w żywym obiegu specjalne słowniki chéngyǔ tłumaczące ideogramy na znaki współczesne, podające źródło i objaśniające ich „podskórny” sens.

Chéngyǔ jest formułą językową bardzo konkretną, niemal sformalizowaną. Podstawową „jednostką komunikacyjną” jest cztero-ideogram, przenoszący wyobraźnię słuchacza-czytelnika w łatwy, uproszczony świat mitów, legend, bajek, popularnych lektur, przekazów historycznych. Oczywiście, ktoś wyedukowany na chéngyǔ nie zrobi doktoratu, zanim nie pogłębi wiedzy, począwszy od „wykucia-wystudiowania” tysięcy ideogramów rzadziej używanych, skończywszy na umiejętności operowania tymi ideogramami w taki sposób, by najcelniej poruszyć wyobraźnię słuchaczy-czytelników.

Wspominam o tym, bo w świecie, do którego przywykliśmy, mamy ten sam problem: tak jak chéngyǔ poddaje się co jakiś czas krytyce, bo uproszczenia zafiksowują słuchaczy i czytelników na niedojrzałych, potocznych odniesieniach (w tym sensie ogłupiają, ograniczają rozwój) – tak w naszej części świata krytyce podlega „kultura obrazkowo-znakowo-symboliczna”, serwowana przez media i reklamę, wchodząca w świat edukacji.

Aż chce się powrócić do czasów, które dziś postrzegamy jako „ciemne wieki”, ale w których zdefiniowano tak zwane „nauki wyzwolone” (ew. sztuki wyzwolone). W średniowieczu uzyskanie tytułu magistra siedmiu sztuk wyzwolonych stanowiło podstawę do dalszych studiów uniwersyteckich na kierunkach prawa, medycyny lub teologii.

„Licencjatem” tego systemu było tzw. „trivium”, które obejmowało GRAMATYKĘ, co w owym czasie oznaczało biegłość w łacinie, DIALEKTYKĘ (czyli logikę) oraz RETORYKĘ (sztukę układania mów). „Uzupełniające magisterskie” studia obejmowały tzw. „quadrivium”, uważane za przygotowanie do studiów filozofii i teologii. Obejmowało ono GEOMETRIĘ, ARYTMETYKĘ, ASTRONOMIĘ I MUZYKĘ. Quadrivium można traktować jako naukę o liczbach: czystych (arytmetyka), rozważanych w przestrzeni (geometria), w czasie (muzyka), ruchu i przestrzeni (astronomia).

 

*             *             *

A co dziś? Oto moja sugestia:  trzy poziomy nauczania. Powiedzmy: sylabus kształcenia ustawicznego:

  1. Na etapie prymarnym, podstawowym, człowiek powinien nabywać następujących umiejętności: TEKST (czytanie i pisanie), RACHUNEK (podstawowe działania arytmetyczne), PRZYRODA (różnorodność i komplementarność), KULTURA (historia, języki, narody, art), ISTOTA (chemia, fizyka, astronomia);
  2. Na etapie maturalnym - również obowiązkowo-powszechnym – człowiek powinien (kontynuując pogłębianie poprzednich dziedzin) zapoznawać się z takimi dziedzinami, jak SPOŁECZEŃSTWO (wspólnoty, zbiorowości, instytucje), GOSPODARKA (przedsiębiorczość, rynek, gospodarowanie), CZŁOWIEK (osobowość, podmiotowość, biologiczność, duchowość), POLITYKA (samorządność, obywatelstwo, państwo), CYWILIZACJA (tygiel kulturowy, imperium, megatrendy), PRAWO (obiektywizacja, reguły, standardy, normy, certyfikaty, procedury);
  3. Dopiero tak przygotowany człowiek może samodzielnie (wcześniej pod kierunkiem dydaktycznym i pedagogicznym) rozwijać swoje pasje. Te zaś – niezależnie od kierunku studiów – powinny być zawsze wspierane przez takie oto minimum: BIZNES (zorganizowany sposób kreowania dochodu), MEDYCYNA (choroby, patologie, immunologia, profilaktyka), ADMINISTRACJA (bazy informacji, alokacje, pragmatyka urzędnicza), GENDER (istota człowieczeństwa), TEOLOGIA (transcendencja, obrzędowość), FILOZOFIA (paradygmaty nauk), EKOLOGIA (człowiek pośród ekosystemów);

Uczeń-student nie musi być przeciążany rozbudowanym programem. Można stworzyć system punktowy, który zawiera wymienione wyżej „obowiązki”, ale też przewiduje „drugie tyle” przedmiotów do wyboru, przy czym moduł nauczania (np. trzymiesięczny) jest „zaliczony”, jeśli „obowiązek” opanowano na 60%, a suma „obowiązku” i „nad-edukacji” wynosi nie mniej niż 100%. To w tej przestrzeni jest miejsce dla sportu, języków, komputerów, harcerstwa, olimpiad przedmiotowych.

Największy nacisk w tej propozycji kładę na kształcenie które nazywa się ustawicznym. Uważam za wielki skandal, że człowiek, który – bardziej lub mniej zasłużenie – otrzymał świadectwo lub dyplom – do końca życia może się nim posługiwać bez konieczności odświeżania wykształcenia. Sądzę, że w 5-letnim interwale każdy powinien „nostryfikować” swoje wykształcenie, co jednocześnie daje dobry powód do ewentualnego przeprofilowania swojej wiedzy.

Tylko wtedy uniknie się rujnującego wpływu reklamy i masowych mediów na ludzką wiedzę i świadomość.

Szerzej ujęto ten temat w – mającym już niemal 10 lat – Narodowym Programie Kształcenia (Ustawicznego).