Będąc młodą lekarką…

2014-06-18 21:35

 

Ekonomiści mają wiele okazji, by podręcznikową i wykładową wiedzę weryfikować „w praniu”. Na przykład obserwując reformy gospodarcze, analizując pracę banku, urzędu statystycznego, rządu, monopoli, przemysłu.

Mediaści mają mniej po temu okazji, ale o to mamy do czynienia ze znakomitym  przykładem „operacji na żywym ciele”. Chodzi o akcję ABW, prokuratury i cholera wie kogo w redakcji „Wprost”.

Zanim jednak „do meritum” – dwie uwagi. Badania robione (przeprowadzane?) na Polakach pokazują, że „naród” zniósłby ewentualnie dalsze rządy Platwormy, ale nie premierowanie Tuska, podobnie nie ma wiele przeciw rządom PiS, ale bez premierostwa Kaczyńskiego. Hmmm. Widać, jak wielki błąd popełnili odstępcy z obu partii: myśleli, że odcinają się od wodzów, a odcięli się od elektoratu. Przy okazji widać, że ciężko uzyskana dwubiegunowość POPiS-owa okazała się zgubna dla kraju: wydrenowana z kadr lewica – gierkowska, millerowska, flibustierska – nie jest dziś żadną alternatywą, zwłaszcza po potwornym zamieszaniu, jakiego w tej niszy narobił Palikot, jak wiadomo, od dziecka lewicowy.

Właśnie mamy do czynienia z „likwidowaniem” Tuska i Kaczyńskiego (tak, obu!) rękami Sienkiewicza pod nadzorem murgrabiego z Chobielina, na zlecenie…, no na pewno nie znad Wisły. Tylu błędów i pomyłek, a właściwie tak wielkiej buty pozaprawnej i zwykłej wściekłości przekładającej się na użycie Państwa (organów) w bezprawnych poczynaniach – nie da się wyjaśnić inaczej, jak celowym, zorganizowanym działaniem, zwłaszcza że opinia publiczna ma uciechę i satysfakcję zarazem, co zdarza się nieczęsto.

50 minut – już to jest niezwykłe – dwaj byli ministrowie spraw wewnętrznych (Kaczmarek i Kalisz), którzy są postaciami absolutnie „politycznymi” (jeden – przyboczny Kaczyńskiego, drugi – Kwaśniewskiego) – zgodnie wspierali Latkowskiego (postać niejednoznaczną, tu mającą świętą rację) oraz blondynkę (symbol tego co nazywam z obrzydzeniem „mediaści” – TUTAJ).

Sienkiewicz jest – formalnie – ciamajdą, który będąc nadzorcą służb specjalnych – dał się nagrać. A jednak pozostał na stanowisku, do tego jako „ostatnie zlecenie” (sam tak powiedział, Tusk był ostrożniejszy, może tego nie wiedział nawet) dostał „złapać nagrywacza”.

Po 100-150 minutach od otrzymania tego zlecenia drogą telewizyjną (wywiad Tuska na trawniku) służby przeszukały kilka „wytypowanych” mieszkań.

Zatrzymano menedżera z kawiarni „podsłuchowej” i postawiono mu zarzuty – po czym udano się do Wprost po dowód, na podstawie którego zarzuty postawiono, a „zainteresowanego” – zatrzymano do dyspozycji (oj, areszt wydobywczy?).

Zwizytowano redakcję „Wprost” i osiągnięto NIC. Redakcja deklaruje współpracę, ale oryginałów taśm nie da, zgodnie z przepisami prawa.

Po kilkuset minutach, na mocy „innych przepisów”, do redakcji wchodzą już prokurator i ABW (która statutowo ma walczyć z terroryzmem, a nie z przestępstwami zagrożonymi do 2-3 lat). Żądają „wydania dowodu”, nastają na Latkowskiego, by oddał swój laptop. Ale jednocześnie redakcja pełna jest mediastów z innych redakcji, pismackich, radiowych, telewizyjnych, internetowych.

Sprawa nabiera dopiero rozpędu, ale widać, że istotą dzisiejszych poczynań nie jest żadne dochodzenie, tylko ostateczne skompromitowanie Państwa i Rządu. Wystawienie na próbę przepisów prawa, podgrzanie szarej masy publiczności, połaskotanie pod pachami zagranicy, która już zwija się ze śmiechu. Powtórzę prapoczątek: niezbyt wierzę, że Sienkiewicz „dał się nagrać”, jego pełnokrwiste zdania w nagranej rozmowie są wyraźną podpuchą (TUTAJ i TUTAJ).

Najbardziej mnie bawi zupełna indolencja jednego z wicepremierów, który postuluje abolicje dla nagrywaczy. Gościu chyba przeżywa wysyp kurek w pobliskich lasach, bo bredzi jakby miał hemoroidy.

Ale bawi też Guział, podstawiający w sprawie nóżkę (jest kandydatem na Prezydenta Stolicy). I różni zabawiacze publiczności, na etatach poselskich, medialnych, rządowych, partyjnych.

Pomysł „prezesa”, by „naród” wstawił się za wolnością słowa – no, dobry on jest, ten pomysł…