Bezpłatność

2013-08-24 10:15

 

Pojęcie „bezpłatności” ma trzy konotacje społeczne: ta najważniejsza kojarzy się z pojęciem „darmozjada” i wyznacza kierunek obrzydzenia społecznego skierowywanego do tych, którzy „korzystają bez zobowiązań”. Jest jeszcze konotacja związana z pojęciem „przywileju”, czyli zasłużonego lub ugranego prawa do większej porcji niż wypracowana. No, i konotacja socjalno-humanitarna, przyznająca „niektórym” charytatywno-filantropijne prawo do życiowego minimum.

Dziś – kiedy rosnące miliony Polaków niezasłużenie i bez dobrego powodu żyją w nędzy, biedzie, a przynajmniej w niedostatku – warto temat bezpłatności podjąć choćby przyczynkowo.

To proste – piszę w nieopublikowanej (jak zwykle) książce „Demokracja Powiernicza”: nikt nie powinien żyć w nędzy, bo nie ma już takiej obiektywnej, „naturalnej” konieczności. Nikt nie powinien być odosobniony, dyskryminowany, wykluczany – bo to nieludzkie i wbrew „kalkulacjom społecznym”. Kluczowe elementy „kokonu cywilizacyjnego”, takie jak internet, dziedzictwo kultury, itd., itp. – to dobro na tyle wspólne, że powinno być każdemu bezwarunkowo dostępne. I od tego minimum „startujemy” z Demokracją.

To, że powstaje Infrastruktura (drogi, mosty, porty, koleje, elektryczność, łączność, wodociągi, kanalizacja, utylizacja odpadów) – oznacza, iż przez wieki podjęto wysiłek cywilizacyjny w imieniu, na rzecz i kosztem WSZYSTKICH. Dlaczego zatem powszechny jest NIERÓWNY dostęp do tych dóbr? 

To, że powstaje dorobek kulturowy, którego najlepsze „kąski” gromadzone są w placówkach pielęgnujących dziedzictwo – jest dziełem WSZYSTKICH. Dlaczego zatem powszechny jest NIERÓWNY dostęp do tych placówek?

To że człowiek poznaje dziś świat poprzez rozliczne info-media (prasa, telewizja, radio, internet, książki) – jest wielopokoleniowym dziełem WSZYSTKICH. Dlaczego zatem powszechny jest NIERÓWNY dostęp do mediów?

Argumentacja władców i doradców oraz ich entuzjastów na rzecz nierówności jest przebogata, ale jej motorem jest zawsze odpłatność i przywileje. Okazuje się, że zjawisko „dziedziczenia biedy” zaczyna być problemem społecznym. Łatwym do rozwiązania, jeśli zdjąć z piedestału takie wytwory ludzkiej pożądliwości jak Pieniądz, Budżet, Monopol – a w to miejsce wywyższyć Człowieka, przywrócić mu pierwotną i od zawsze po wieczność NALEŻNĄ pozycję w procesach gospodarczych, społecznych, cywilizacyjnych.

Jeśli założyć, że istnieje kanon elementarnych potrzeb człowieka, bez zaspokojenia których człowiek się odczłowiecza, dehumanizuje – to rozmaite cywilizacje, w tym ta najbardziej „humanitarna” europejska, wystarczająco długo trwają– by zaspokojenie tych elementarnych potrzeb stało się oczywistością nie podlegająca dyskusji. A tymczasem nie dość, że dyskusja taka odbywa się półgębkiem, to jej wynik wyłania się – jak dotąd – przeciwstawny cywilizacyjnym zawołaniom, a praktyka zmierza ewidentnie w kierunku barbarzyństwa. Dojmująco aktualnym, widomym znakiem tego barbarzyństwa jest cena biletu komunikacji miejskiej równoważna dwóm bochenkom chleba (w jedną stronę), z jednocześnie penalizacja „gapowiczostwa” (trzykrotne niezapłacenie kary ok. 150 złotych za przejazd bez biletu traktowane jest jako „wyłudzenie usługi” i ścigane sądownie). W taki przewrotny sposób penalizowana, a już na pewno stygmatyzująca jest również bezdomność i bezrobocie, na co codziennie życie dostarcza nam dowodów.

Całkowita bezpłatność podstawowych, elementarnych usług byłaby kosztowna społecznie, to jasne. Pytanie, czy brak tej bezpłatności jest na pewno mniej kosztowny?

 

https://publications.webnode.com/news/cesarzom-co-cesarskie-/

https://publications.webnode.com/news/minimalne-warunki-demokracji/

https://publications.webnode.com/news/co%20powinno%20być%20za%20darmo/

https://publications.webnode.com/news/cztery-aspekty-polityczne/

https://publications.webnode.com/news/dobra-rada/