Blablologia

2016-02-13 12:12

 

Rzadko ostatnio oglądam, słucham i czytam o tym, co nazywamy „political news”. Ogólnie jestem w fazie przegrupowywania swoich priorytetów co do źródeł pozyskiwania elementarnej informacji. Jest dla mnie jasne, że w polskiej prasie dominuje właścicielstwo niemieckie, a w telewizji… eeeech…

Więc choć stać mnie na to, by strugać inteligenta i wydawać 50 złotych tygodniowo oraz poświęcać 15-20 godzin na media – to jednak mam wrażenie, że przebywam „nie na tym bazarze”: tu się handluje interesami dawców reklam i właścicieli, a nie obiektywnymi racjami.

Oto w jednej z telewizji widzę na żywo debatę kilkorga prezydentów w ramach konferencji bezpieczeństwa w Monachium. Ukrainiec, Polak, Niemiec, Litwinka, Fin. Mowa o postawie Rosji (w tym o energetyce i o Syrii), o problemach ukraińskich (wojna, kondycja państwa), o roli Niemiec w Europie, o roli Ameryki na naszym kontynencie. Mam wrażenie, że prowadzący powinien był wcześniej napisać do mnie prośbę o krótką notatkę i ją odczytać, a nie fatygować tak ważne persony. Albo o to samo poprosić dowolnego rozgarniętego człowieka.

Jedyne, czym różni się to zebranie od spotkań z gwiazdami polskiego „dziennikarstwa”, to koszty oraz widoczna „taktowność” sformułowań. Niepotrzebna, wiadomo o co chodzi.

Dom, w którym mieszkam, z kilkudniową wizytą gościnnie nawiedziło dwoje kotów, Gucio i Lola. Ich obecność w tym miejscu jest naprawdę wydarzeniem, a jego rola edukacyjna – przewiduję – będzie ogromna. Kot ma naturę kota, czyli najpierw musi zapoznać się z miejscem, a jeśli je zaakceptuje – z domownikiem. Pies zaś nastawia się na stosunki z domownikiem, i jeśli te są poprawne, budzą nadzieje – to i miejsce staje się OK.

Takiego rozróżnienia zabrakło podczas debaty prezydenckiej. A szkoda: niektórzy reprezentowali wyraźnie naturę psa obrażonego – inni kota w obcym miejscu. .

Aha, teraz czas dla fachowców.