Boję się odtąd każdej brzozy

2012-10-30 11:48

 

Brzoza jest mi życiowo pisana. To moja ekologiczna małżonka. Mam z nią jak najlepsze kontakty ezoteryczne od dziecka.

Do rzeczy.

NIE MAM OSOBISTYCH POWODÓW DO OBAW! ŻYJĘ NORMALNIE…

Ale…

W moim nie całkiem długim życiu zdarzyło się kilka spraw dotyczących całego regionu Europy Środkowej (choćby poprzez echo albo jako ostrzeżenie: przyzwolone przez cały świat zbrodnie hegemona na Węgrzech i w Czechosłowacji, nieco nachalny eksport najlepszego na świecie ustroju do Angoli, zabawy Izraela kosztem Arabii i zabawy wściekłych Arabów kosztem Izraelitów, wycieczka Breżniewa do Afganistanu, ekspedycja amerykańska w Wietnamie, przywrócenie jedynie słusznej demokracji w Chile, rozpad radzieckiego mocarstwa przy nieskrywanym udziale innych sił globalnych, łupieżcza inwazja kapitału światowego na Europę Środkową, konkwista Bałkanów przez „zjednoczone siły pokojowe”, napaść Amerykanów na Arabów, a potem na Azję Środkową, przedziwne skutki w dziedzinie globalnych finansów wywołane amerykańską „biegunką”, spazm arabski zwany Wiosną.

Nie obyło się bez jawnych zamachów na osoby trzymające sznurki światowego teatrzyku i pomniejsze. Naliczyłem ich kilkadziesiąt. I zdarzyła się katastrofa lotnicza, wysuwająca Polskę na czoło stawki krajów nie umiejących bezpiecznie dowieźć Głowy Państwa ze świtą na uroczystość i z powrotem.

Nie umiem odesłać tego wszystkiego – wraz z milionami drobnych faktów towarzyszących i okoliczności – do kategorii „samo się dzieje”.

Moi Czytelnicy znają pojęcie Matrycy, czyli siły nie-ekonomicznej, nie-politycznej – ale zdolnej grać wielkimi regionalnymi i globalnymi zdarzeniami, interesami, ludźmi, państwami. Nie znam poważnego komentarza do tego mojego konceptu.

Szkoda. Ale pozostańmy przy skromnym „kimże ja jestem”

W tekście TO NIE MUSI BYĆ PRAWDA z 11 kwietnia 2010 roku napisałem (przytaczam początek notki)

/kiedy byłem dzieckiem, nieraz w towarzystwie dorosłych zadawałem całkiem nie na miejscu pytania, których nikt inny nie śmiałby zadać, ale czułem, że ułatwiam dorosłym robotę tymi pytaniami – i teraz czuję się podobnie/

Te pytania brzmią niewinnie, w dodatku jakby nie na temat:

  • Jakiego rodzaju sztamę ma Putin z Tuskiem?
  • Czy w Polsce już mamy neo-totalitaryzm, czy jeszcze za chwilę?
  • Jak długo ONI powstrzymają się przed obwinieniem śp. Lecha K. o katastrofę?
  •  

Ad 1: Megapolityka

Donald Tusk, człowiek niewątpliwie rozdający karty w Polsce, mimo nieciekawych stosunków polsko-rosyjskich, zdołał spotkać się z Putinem, człowiekiem niewątpliwie rozdającym karty w Rosji, w miejscu, które jeszcze dziś bardziej dzieli niż łączy racje obu państw. Skoro dla Rosji Polska jest takim samym „koralikiem” jak Ukraina, Iran, Turcja, Azja Środkowa, Kaukaz – co poważnego się stało, że Putin aż tyle uwagi oddał świętym sprawom Polski, do tego „wypinkował” Prezydenta (śp.) z tej uroczystości? Jak naiwne dziecko zadam teraz pytanie: czy możliwe, że Rosjanin powiedział Kaszubowi w smoleńskim lesie, „wrócimy do naszego planu, kiedy będziesz miał swojego prezydenta pod kontrolą, tak jak ja u siebie”? I cóż to za plan ważny, skoro obaj spotykają się w tym samym lesie po dwóch dniach, kiedy tylko warunek się spełnia po strasznej tragedii? Naiwność tych pytań wynika z mojego przekonania, zapewne durnego, że nawet najbardziej nadzwyczajne wydarzenie nie jest przez mocarstwa rozpatrywane w kategoriach duchowych, tylko jako „nowe pole do nowych wyzwań”.

Itd., można sprawdzić, polecam TUTAJ



* * *

Mnie to tylko interesuje: czy kolejny akt „seryjnego samobójstwa” oraz informacja o trotylu – to kroki ku prawdzie, czy jakaś gigantyczna manipulacja kosztem Polski, manipulacja jakiejś MATRYCY…?

Mam kolegę, uczonego, który od kilku miesięcy powtarza: Duda na Prezydenta, Pawlak na Premiera. Dziś ów kolega wzmocnił się w tym projekcie: jest oczywiste, że Tusk z Komorowskim (i paru pomniejszych mieszaczy) ostatecznie stracili moralne prawo trzymania sterów politycznych (choć ich główną winą jest zapuszczenie gospodarki i wpędzenie Kraju oraz Ludności w nędzę).

Jestem ostrożniejszy w „projektowaniu”. Mam do tego prawo.

Nie chodzi za mną – bo i z jakiegoż powodu – żaden staromodny inwigilator w długim płaszczu ani jakiś nowoczesny spryciarz z gadżetami, o wyglądzie Bonda. Chociaż do końca nie jestem pewien, miarkuję po tym, że już nie mam ambicji przerośniętych.

Nie doświadczam na sobie represji o charakterze oczywistym (zatrzymania, rewizje, „wydobywstwo”), co najwyżej w niektórych sprawach mam kilka „przewrażliwień”. Ale widzę i opisuję takie, niektóre z całkiem bliska.

Ślady cenzury, jakie można znaleźć na moich publikacjach, ograniczają się do „normalki”: nie jestem pieszczochem ani redakcji, ani wydawnictw.

Nie narzekam ani na brak, ani na nadmiar znajomości „nieco dziwnych”. Intuicja jednak nie podpowiada mi, że w moim otoczeniu jest ktoś z „sił ciemnych” (a bywało tak drzewiej).

Mam kłopoty z wymiarem sprawiedliwości i windykatorami - takie jak jak każdy: najpierw się czegoś czepią, a kiedy ostatecznie racja jest po mojej stronie – latami trwa „przyznawanie tego”.

Swobodnie i często podróżuję zarówno wewnątrz strefy Shengen, jak też na wschód od niej (aż po Magadan) albo na południe od niej (do Izraela jeszcze mnie nie poniosło). O wizę białoruską z osobistych powodów już nigdy nie poproszę, co trochę wydłuża mi „trasy wschodnie”. USA mnie nie interesuje z tych samych powodów, co Białoruś.

Jestem Polakiem, Słowianinem pochodzenia kresowego, wychowanym na Kaszubach, żyjącym w metropolii, ostatnio w jej otulinie. Nie dano mi nigdy znać, że to jest jakaś wada, zwłaszcza że polskość noszę w sobie nawet, jeśli jawi się nieco prowincjonalnie.

Poznawszy kraje Bałtyckie i krainy kozackie – mam pozytywnego zajoba na tle krajów Czyngis Chana i Timura, a to oznacza pasję poznawczą skierowaną ku Azji Środkowej i Kaukazowi. Najchętniej kupiłbym stado koni i kilkanaście jurt, po czym przez kilka lat cięgiem podróżował od Bajkału i Gobi po Morze Kaspijskie, od stepów kazachskich po pasma Kunlun, Hindukusz i pustynie Iranu. Tyle że pośrodku szaleją Amerykanie niczym pijane słonie w składzie bombek choinkowych. No, i tyle „drobnych” nie zdołam oszczędzić

Lubię muzykę fado, cygańską, żydowską, rosyjską, krainy łagodności, kameralną. Czasem taką wykonuję, bo mnie Mama upilnowała, bym zdobywał rozmaite umiejętności. Najczęściej nikomu te moje gusty nie przeszkadzają.

Moją „branżą” – spośród kilku wyuczonych – jest filozofia ekonomii, czyli poszukiwanie najbardziej prymarnych, podstawowych praprzyczyn i procesów rządzących tym, co najogólniej nazywam jako „gospodarowanie”, dorobiłem się ok. 400 własnych pojęć (to dużo): niektóre uczelnie i niektórzy tytułowani naukowcy to doceniają.

Moje życie rodzinne jest burzliwe, ale bez przesady: stabilizację na tym polu mam większą niż przeciętna.

I to jest wszystko normalne, fajne, ludzkie.

Ale przede wszystkim zaczynam się rozglądać, z oczami wokół głowy: czy gdzieś w pobliżu nie rośnie jakaś brzoza mi przeznaczona...