Cena intrygi

2017-03-05 11:55

 

Jacek Saryusz-Wolski. Doktor nauk, ekonomista, łodzianin, człowiek nurtu pragmatycznego, nosiciel kilku odznaczeń, w tym Krzyża Komandorskiego Orderu Odrodzenia Polski, tak zwany państwowiec. Człowiek pod 70-tkę. Człowiek zatem – wedle kryteriów powszechnie przyjętych – poważny.

Bierze udział w intrydze, która polega na powiedzeniu aparatowi Unii Europejskiej „sprawdzam”. Otóż UE – choć zorganizowana jest na sposób teutoński (wszyscy kraczą, ale rządzi ścisła kamaryla) – robi wszystko, by przekonać Ludność w liczbie kilkuset milionów oraz rządy suwerennych krajów, że jest wehikułem Demokracji, Wolności, Rynku. To jest oczywista bzdura, owo europejskie nosicielstwo, ale zmasowana propaganda miesza ludziom w głowie.

Jacek Saryusz-Wolski wystawia się przeciw Donaldowi Tuskowi. Człowiekowi, który brał aktywny udział w paskudnym usunięciu rządu Jana Olszewskiego,  który założył z pomocą sekretnych organizacji partię, która miała nie być partią, który konsekwentnie usuwał w niebyt lub cień zarówno dwójkę koronnych współ-założycieli (Płażyński, Olechowski), a potem wszystkich, którzy stanowili dlań „konkurencję” (Rokita, Piskorski, Schetyna, itd.), który patronował kilku poważnym aferom gospodarczym, który w ostatniej chwili, tuż przed wyborami 2005, „wypowiedział” znaną powszechnie umowę PO-PiS w sprawie konceptu IV RP, który w tzw. drugim exposé zainicjował podejrzany projekt Polskie Inwestycje Rozwojowe, stawiając na jego czele niedouka, narcyza, ale „do usług”, po czym w połowie drugiej kadencji premierowania porzucił rząd i pojechał „na saksy” do Europy.

Pogrzebał swoje własne ugrupowanie polityczne.

Za to wszystko powinien być – zwyczajnie, jak to pracownik polskich organów – rozliczony. Metodą A, B, C, D: efekt, szkoda, czy można było inaczej.

Jako wysoki funkcjonariusz aparatu UE nie reprezentował interesu pojedynczego kraju (RP), co jest zrozumiałe. Ale za to reprezentował interes innego kraju, czy raczej grupy krajów kontynuujących skompromitowaną i wygasającą formułę teutońską. I to już wymaga rozliczenia.

Kiedy on uczył się w UE języka i tamże uczył się, z kim trzeba, a z kim nie wolno – w Polsce odesłano w głosowaniach wyborczych do lamusa całą tę politykę i całą tę formację, które on firmował, reprezentował i – kosiwszy „konkurentów” – brał na siebie bardziej niż jakikolwiek inny przywódca. W odpowiedzi na zmianę kamaryli rządzącej Polską Tusk zareagował wrogo, a biorąc pod uwagę pracę, jaką wykonywał – powinien być chyba rzecznikiem interesów nowego rządu. Nie nachalnym, ale rzecznikiem. On tymczasem jawnie, otwarcie, aktywnie negował nowe władze polskie. I wspierał wyraźnie anty-polskie (anty-RP) działania aparatu unijnego.

Aktyw Platformy Obywatelskiej – mimo że Tusk traktował tę formację instrumentalnie, tak samo jak Polskę i jej Państwo – broni jego samego i jego zachowań jak przysłowiowej Częstochowy. To jest sprawa tego aktywu, a słowo „leming” powinno wystarczyć.

Ale jeśli UE nadal chce uchodzić za nosiciela Demokracji, Wolności czy Rynku – to powinna – poprzez oświadczenia ciał kolegialnych – w kilka godzin po „wystawieniu do gry” przez rząd RP osoby Jacka Saryusza-Wolskiego – wygasić rozważania o Donaldzie Tusku w roli reprezentanta RP. Niech go sobie promuje jako swojego wiernego i gotowego do służby aparatczyka, ale niech zapomni, że jest to przedstawiciel rodzimego kraju.

Ileż to słychać, że Jacek Saryusz-Wolski jest niepoważny, że nie ma szans, itd. Otóż nie sądzę, by ten dojrzały polityk nagle stracił rozum i orientację. Ale skoro bierze udział w tej intrydze, to chyba nie dla jakichś PiS-owskich obiecanek, bo – z tego co widać – nie jest to koniunkturalista-oportunista, jak Donald T., nie zbzikował też chyba na starość, tylko wie co robi. Poczekamy, zobaczymy.

Nie jest jakąś nadrzędną wartością, by koniecznie Polak zastąpił na drugą kadencję Donalda Tuska. Jest za to wartością wielką, by o tym, który Polak sprawuje ważne funkcje w aparacie UE, decydowała formacja rządząca w Polsce. I na tym polega owo „sprawdzam”.