Chuć wyborcza. Organizowanie „opinii publicznej”

2012-10-01 07:39

 

Rządy w Polsce są dość stabilne od ponad 20-lecia. Na tą stabilność składa się kilka obszarów oddziaływania poprzez „interakcję niesymetryczną” (ONI oddziałują władczo, MY oddziałujemy prosząco-pytająco).

W sferze „obywatelskiej” owoce Transformacji” zbierają organizacje zwane pozarządowymi oraz „towarzyskie” ekipy przechwytujące administrację samorządową, środowiskową, branżową, ale akurat te, które są „dobrze notowane” przez jeden z pięciu ośrodków, które pokoloruję symbolicznie: zielony, czerwony, niebieski, żółty i czarny, „odpadają” zaś inicjatywy na rzecz oddolno-samorządnego skorygowania sztywniejącego ustroju.

W sferze „biznesowej” dobrze mają się dwie kategorie: nomenklaturowi, ci którzy pozyskują wciąż od nowa szanse od miejscowych, regionalnych albo centralnych elit i umieją się podzielić z nimi swoim sukcesem oraz rwacze, czyli ci, którzy umieją wessać się we wszystkich innych aż do krwi i szpiku, ale przy tym nie tkną nomenklaturowych, „odpadają” zaś przedsiębiorcy, czyli ci, którzy w swoich środowiskach ukorzeniają się poprzez inwestycje oraz poprzez rzetelną, codzienną robotę na rzecz „swojej” społeczności.

W sferze światopoglądowo-duchowej sukcesy odnoszą ci, którzy znajdą mocodawców, zdolnych wspierać media, artystów i inteligencję reklamami, ogłoszeniami, dotacjami, zbiórkami publicznymi, czyli ci, którzy dobrze żyją z Polityką, Administracją i Biznesem oraz Kościołem, a to oznacza, że propagują ich postrzeganie świata, „odpadają” zaś ludzie myśli niezależnej, nie zwracający uwagi na „obowiązkowe konwenanse”.

W sferze władzy są to kliki, zarządzające nimi koterie oraz ugrupowana tworzone przez kamaryle, które pod różnymi szlachetnymi zawołaniami spięły się w tzw. Zatrzaski Lokalne (niepisane zmowy urzędników, funkcjonariuszy i mediów oraz biznesu), te zaś balansują między swoistym „powiernictwem” (delegują swoje interesy do szczebla regionalnego i centralnego) a klientyzmem (gotowością do usług na rzecz Państwa i Nomenklatury), „odpadają” zaś wszyscy, którzy tego nie akceptują.

W sferze społecznej zawsze na wsparcie mogą liczyć ci, którzy są dobrze zorganizowani w zespoły strajkowe, manifestacyjne, blokaderskie, rozbijackie, stanowią więc „siłę polityczną” i w ten sposób dysponują „zdolnością negocjacyjną”, natomiast „odpadają” ci, którzy zapewne najbardziej potrzebują jednorazowego czy trwalszego wsparcia, ale nie odnaleźli się w transformacyjno-modernizacyjnym systemie-ustroju.

Tych pięć obszarów zarządzania opinią publiczną skutecznie obudowują nasze życie codzienne coraz sztywniejszym murem, coraz krótszą smyczą. Ale co to znaczy: obudowują?

Otóż tworzą „pod siebie” rozwiązania ustrojowe, złożone nie tylko z Konstytucji i ustaw, ale też z jednostronnych obyczajów (władzy wolno, szarakowi nie wolno) jawnie przeciwstawnych zapisom konstytucyjnym i prawnym, ale którym trudno „podskoczyć” nie naraziwszy się na poturbowanie, albo nawet na wieloletnią porażkę.

Co to jest zatem owa opinia publiczna w Polsce, anno domini 2012? Otóż jest to głęboko wpojony w dusze, serca, umysły i sumienia zestaw odruchów, niewiele mających wspólnego z tym, co zwykło się rozumieć jako obywatelstwo. Odruchy te polegają na „orientowaniu się”, na odczytywaniu tego, co dziś myślą a jutro zrobią sukcesorzy Systemu-Ustroju i zamanifestowaniu, że „ja, oczywiście, jak najbardziej”.

„Pięcio-obszarowa dyktatura” organizacji pozarządowych (tych spolegliwych), biznesu (zorientowanego na Nomenklaturę i rwactwo), mediów, artystów i inteligencji (tej państwowotwórczej), polityków-gamblerów (tych skutecznie potrafiących się „zakręcić”) oraz roszczeniowców (tych zdolnych zorganizować się strajkowo, manifestacyjnie, blokadersko, rozbijacko) – nie daje żadnej przestrzeni na cokolwiek, co nie mieści się w powyższym „pięcioramieniu”. Przypomnijmy, że opisywany przeze mnie wielokrotnie PENTAGRAM, to Politycy, Mediaści, Biznes, Służby i Gangsterka – a znalezienie przełożeń pomiędzy Pentagramem i „pięcioramieniem” nie przysparza mi żadnej trudności.

Nałóżmy na to „pamiętliwość baz danych”, i to niekoniecznie tych, które prowadzą rozmaici szpiedzy, notując skrzętnie drobiazgi jak za cara, ale które są w dyspozycji poliszynela poprzez internet, system zatrudnienia, systemy konkursowo-przetargowe, itd., itp. Człowiek jest osaczony i ogłuszony nie tylko przez terroryzm „pięcioramienia”, ale też przez informacje na własny temat, które żyją własnym życiem zapełniając czeluście szaf i internetów.

Kiedy zatem przychodzi do głosowań, np. tych zwanych eufemistycznie wyborami, a nawet do „zwykłego” badania opinii publicznej – okazuje się, że wizerunek konkretnego człowieka jest dość klarowny. Zadęcia „nowych podmiotów politycznych” są przejawem ich chciejstwa zaledwie, a jeśli nawet pojawi się „rewolucyjna” siła roszczeniowa (ostatnio są to hunwejbinizujące się środowiska związkowców i „toruńskie”) – to ich starania, nawet jeśli zaowocują sukcesem wyborczym, nie przełożą się na skuteczne zmiany ustrojowo-systemowe. Tak jak autentyczny, solidarnościowy ruch z lat 1980-1989 nie przełożył się na rozbicie ówczesnego Systemu, który został jedynie fasadowo adaptowany do nowego języka politycznego.

Kieruję te słowa głównie do tych, którzy bez własnej winy, ze względu na niewielkie doświadczenie, uważają się za niezależnych od patologii świata politycznego. I w ogóle wyobrażają sobie, że „to ich nie dotyczy”, bo żyją „własnym” życiem.

Ale – ducha nie gaście.