Chyba lubię dra Żukowskiego

2015-12-20 11:36

 

Transformację można rozumieć jako rewolucję z kilkoma denkami. Denko pierwsze – to zmiana suwerena z Nomenklatury Partyjnej (wspieranej przez „międzynarodówkę socjalistyczną”) na Megabiznes (zatrudniający niegdysiejszą Opozycję Demokratyczną nad-używającą imienia Solidarności i wspierany przez globalne sieci gospodarczo-polityczne). Denko drugie – to zmiana paradygmatów ekonomicznych: od państwa socjalno-opiekuńczego po twardą grę wszystkich ze wszystkimi o wszystko, pełną ofiar w postaci „odpadów” społecznych. Denko trzecie – to kolonizacja polskiej przestrzeni gospodarczej przez sprawniejsze i cwańsze siły polityczno-gospodarcze z zagranicy (to denko jest identyczne w całej Europie Środkowej). Denko czwarte – to amerykanizacja (macdonaldyzacja) kulturowa, przenosząca społeczeństwo w inne, absurdalne (a’rebourystowskie) przestrzenie użytkowości i estetyki niż te spotykane w Europie lub Rosji (mowa o przestrzeniach znanych Polakom).

I tak dalej.

To nie jest wcale tak, że u prapoczątków transformacji, czyli w tych kilku miesiącach, kiedy postawiono na Balcerowicza, a ten bardziej lub mniej wyrachowanie skupił się na kalkowaniu rozwiązań stosowanych już na świecie (z różnym skutkiem) lub wymyślanych w amerykańskich gabinetach – że w tamtym mgnieniu Historii każdy prawy i świadomy fachowiec mógł przewidzieć, że oto wprowadza się Polskę z zawiązanymi oczami na Orlą Perć, by ją tam zostawić samej sobie. Mimo to jednak znane są „nazwiska” (np. w Parlamencie: Modzelewski, Bugaj, Małachowski), które czuły pismo nosem już wtedy.

Potem nastał czas, który jedni wspominają lepiej, inni gorzej, a który został chyba podsumowany dwoma podejściami wyborczymi 2015: formacja zwycięska zagląda pod denko pierwsze (megabiznes), trzecie (kolonizacja), dostrzegając w nich jednak wspólną osnowę tkacką: przeistoczenie się Państwa we wrogą wobec Kraju i Ludności korporację (Pentagram). Denko drugie (paradygmaty ekonomiczne) i trzecie (macdonaldyzacja) nie interesują zwycięzców wcale lub tylko śladowo. Zresztą, poczekajmy na efekt pracy młodego Morawieckiego.

Kaczyński Jarosław – dość powszechnie uważany w wielu środowiskach za „demiurga” polskich przemian, w które właśnie się zanurzamy – odmawia dotychczasowej formacji (nomenklatura plus kiście biznesowo-pozarządowe) prawa do bycia suwerenem (reprezentowania suwerena) i w to miejsce deklaruje wstawić Naród, co się kojarzy jako faszyzm, a ja sobie wyobrażam, że będzie to tygiel samorządnych wspólnot obywatelskich. Odmawia też globalnym rekinom prawa do dalszej kolonizacji Polski.

Jest jasne, że w tej sprawie powstanie ruch „samoobronny”, bo żaden geszefciarz gospodarczy czy uzurpator polityczny nie odda pokornie „swojego” (Czyja jest Polska, TUTAJ), tylko rozpaczliwie zainwestuje w zanegowanie nawet najbardziej niepodważalnych wyników głosowań.

To, co mamy od czasu, kiedy jasne już było, że nie tylko Prezydent, ale i Parlament zostanie „wyrwany spod buta” formacji ustępującej – czyli od połowy września (tydzień w tę, tydzień wewtę) – rywalizacja polityczna przeistoczyła się w wojnę. W użyciu są:

1.       Doświadczenia z bardziej lub mniej znanych eksperymentów socjologiczno-psychologicznych;

2.       Dorobek nauki znanej m. in. pod nazwą Cybernetyka Społeczna;

3.       Rezerwy finansowo-kapitałowe i organizacyjne chowane przez mega-biznes na czarną godzinę;

4.       Media, a zwłaszcza korpus „mediastów”, czyli lobbystów politycznych i biznesowych (czasem współpracujących z kimś zakulisowo), używających na wyrost nazwy „dziennikarz”;

5.       Inteligenckie hufce służebne;

6.       Ustępująca, czująca zagrożenie bytu Nomenklatura;

7.       Ogromadzane przy tej Nomenklaturze kiście biznesowo-pozarządowe;

8.       Pożyteczni idioci, ostatnio nawet niebożęta kilkuletnie, plotące wyuczone zawołania;

I to nie tylko nie dziwi, ale wymaga od – symbolicznie – Jarosława Kaczyńskiego programu swoistej socjatrii skierowanej do ludności skupionej w kategorii oznakowanej powyżej jako 5-6-7-8. Nie ma co robić sobie wrogów tam, gdzie ich wrogość jest formą manifestowania zwykłego ludzkiego przestrachu.

Ale między wrogami pozornymi, w jakimś sensie rozpaczliwymi, KOD-owanymi, są wrogowie cyniczni, bezczelni, wiedzący dokładnie o co chodzi.

Podesłano mi internetowo artykuł, w którym opisano, jak Dr Żukowski – nie kryjący sympatii pro-PiS-owskich, rozprawia się z redaktorem Pacewiczem. Ten redaktor jest z wykształcenia psychologiem, i to pogłębiającym swoją profesje w reżimie akademickim, zanim nie został dziennikarzem (w jego wypadku: propagandystą, czyli mediastą). W Berlinie Zachodnim wykładał psychologię społeczną, pokrewną z cybernetyką społeczną. Jest wraz z rodziną od lat beneficjentem kiści biznesowo-pozarządowych, ogromadzonych wokół Nomenklatury.

To, z czym rozprawia się dr Żukowski, zainspirowane zostało tekstem Pacewicza w GW TUTAJ. Pacewicz daje tutaj otwarcie instrukcje dla organizatorów KOD-owanych manifestacji. Sam artykuł – przytaczający mapkę informacyjną – ma charakter motywacyjny nawet w warstwie plastycznej.

Pacewicz wydał 1983 (legalnie) roku książkę pod tytułem „Pomiędzy myślą a rzeczywistością”, z podtytułem „rewolucja społeczna jako zjawisko psychologiczne”. Dr Żukowski wychwycił z tej książki np. taki cytat:

„Bardzo ważnym elementem rewolucji jest pozbawienie prawomocności ładu społecznego, a to wymaga wspólnoty w negacji, co wydaje się odgrywać ogromną rolę, zwłaszcza w fazie pre-rewolucyjnej i w pierwszych fazach rewolucji”.

Z pozoru wydaje się, że to instruktaż dla „kaczystów”, ale wiemy, że to nieprawda. Zatem Pacewicz mówiąc o „wspólnocie w negacji” montuje kontrrewolucję, czyli zamiaruje używać „pospólstwa” by zatrzymać proces zmiany suwerena. I nikomu z jego „obozu” nie przeszkadza użycie przezeń słowa „wspólnota”, choć jeśli używa tego Kaczyński – maluje mu się gębę faszysty.

Nie demonizuję Pacewicza. Nie znam gościa osobiście. O ile mi wiadomo, ma człowiek własne problemy. Mam świadomość, że jest on – może nie szeregowym – harcownikiem z Hufców Służebnych. Chcę tą notką „lajkować” dra Żukowskiego, który wykazał się refleksem: okazuje się bowiem, że „spontaniczna” kampania przerażenia zapędami „kaczyzmu” i obrony konkretów (TK, Konstytucja) – ma wszelkie cechy „zagospodarowywania” zwykłych ludzkich trosk przez cynicznych graczy, w interesie tych, którzy owe zwykłe ludzkie troski mnożą.