Ci Trzej, co przybyli

2011-01-06 05:56

 

Oto mamy znów okazyjny wysyp dzieł dziennikarsko-para-naukawych, z których dowiadujemy się, że Ci Trzej to nie byli żadni tam królowie, tylko magowie, czarnoksiężnicy, mędrcy – jednym słowem biblijna inteligencja kosmopolityczna, która – jak to inteligencja – w ramach knutych intryg namierzyła Dzieciątko i przybywszy do Stajenki zaklepała Je sobie dla swoich sekretnych celów w przyszłości.

 

A biedni wyznawcy-chrześcijanie skręcają się w coraz bardziej beznadziejnych wyjaśnieniach, że ależ skąd, Gwiazda Betlejemska przywiodła tu Szlachetnych ze złotem, mirrą i kadzidłem, oni zaś pokłon Maleńkiemu oddali jako Panu Stworzenia Wszelkiego.

 

Zadziwiająca jest dla mnie uległość ludzi Wiary, którzy dają się wątpiącym zepchnąć do kąta, opisanego szyderczo: „Pisma Święte (w tym Biblia) są dokumentami historycznymi”. I jako takie są gniotami, bo jedna nieścisłość goni drugą.

 

Na chwilę zboczę ku ścieżce mniej uczęszczanej.

 

Historycy (naukowcy) uwielbiają nurzać się w dziełach pamiętnikarskich, ogłaszają w tej sprawie konkursy i śledzą uważnie konkursy ogłaszane przez innych. Wynurzenia konkursowiczów traktują jak najpoważniej, ale do głowy im nie przyjdzie rozdawać pamiętnikarzom doktoraty. Ich dzieła są znakomitym materiałem do historyczno-naukowej obróbki, wszyscy wiedzą, jak działa ludzka pamięć, zatem owe pamiętniki w czystej postaci są zapisem tego, co w ludziach zostało „z tamtych czasów”, osadzone we wspomnieniach, a te są w tej samej sprawie u każdego inne. Jako pouczająca lektura dla młodzieży i dla „naonczas nieobecnych” są owe pamiętniki bezcenne, bo są czegoś świadectwem.

 

Wracamy ku Alei Głównej.

 

Otóż jedynym poważnym dowodem na prawdziwość Biblii jest to, że Ona jest. Niezależnie od szczerości Wiary – albo jej zupełnego braku – widać, że część Biblii (uwaga: „część” nie oznacza „od-do”, tylko „aspekt”) jest zapisem starożytnego kultu, część jest Ewangelią (dobrą nowiną), część zapisem kanonów moralno-etycznych, część zapisem praw, część – hagiografią (peanami na cześć Spraw i Ludzi). Wszystko to stanowi dość sprawny kanon, stanowiący dla chętnych inspirację do poszukiwania i zanurzania się w tym, co Dobre, Piękne i Prawdziwe (prawe), a dla niechętnych ostrzeżenie, że Zło, Plugawość i Kłamstwo zwyciężają co najwyżej jedynie tu-teraz.

 

Proroctwa biblijne – najbardziej wrażliwy aspekt religijny – nie mają nic wspólnego ani z futurologią, ani z nostradamusowym wróżeniem z fusów. Czerpane są z wiedzy uniwersalnej, która dla jednych oznacza objawienie (np. poprzez Ducha Św.), dla innych zaś olśnienie o charakterze naukowym. Nie zrozumie tego wyłącznie ktoś, kto nie doświadczył w jakiejś sprawie, iż pojmuje wszystko całym sobą, tylko nie jest w stanie tego dowieść przed żadnym sądem ani przed kolegium uczonych.

 

Wiara – to OSOBISTA PEWNOŚĆ, że coś jest, choć nie ma i nie będzie na to dowodów. Wiara nie ma nic wspólnego z probabilistyką, wiara nie występuje w 10%, 50% czy 99%: albo jest, albo jej nie ma. Dowody mają zawsze charakter subiektywny.

 

Czyż przed Kopernikiem nie mieliśmy wszyscy pewności, że Ziemia jest pępkiem świata? Czyż przed Żeglarzami nie mieliśmy pewności, że Ziemia jest kształtem talerzowatym?

 

Ktoś zapamiętał przekaz – a może ów przekaz w nim powstał – że do Betlejem w Dniu Narodzin przybyli trzej ważni goście, z darami dla nowo narodzonego. Opisał to tak jak umiał (wierni mają pewność, że pod wpływem Ducha). W konkursie na Kanon Biblijny jego praca została „zakwalifikowana” (tu znów wierni mają pewność, że pod wpływem Ducha) i teraz jest wraz z innymi świadectwami drukowana w milionowych nakładach we wszystkich możliwych językach.

 

Po co historycy-profesjonaliści, tym bardziej amatorzy, za wszelką cenę chcą obronić albo obalić zapisy biblijne jako dzieła historyczne?

 

Ci sami ludzie, którzy odmawiają prawdziwości zapisów biblijnych, jednocześnie bałwochwalczo wyznają prawdziwość dzieł Platona i innych konfabulujących mistrzów Starożytności. Nie przeszkadzają im nieścisłości, skłonni są wybaczyć Mistrzom poważne niedociągnięcia w koncepcjach budowy Uniwersum, a nawet praw przyrodniczych.

 

Platon – przecież wiemy, że intelektualny mocarz – dziś nie obroniłby pracy magisterskiej, licencjackiej, może nawet semestralnej! Promotor znęcałby się nad nim, domagając się albo bibliografii, albo wyników wiarygodnych badań. Platon rzuciłby to wszystko w kąt i zostałby schizofrenikiem, albo zacząłby udawać bzika, jak Diogenes.

 

I nic by to nie zmieniło w fakcie, że miliony ludzi na świecie mają pewność ludzi wierzących, że Małemu cześć oddawali Królowie.

 

 

Kontakty

Publications

Ci Trzej, co przybyli

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz