Ciemnogrodzianie wszystkich krajów…
… przejdźcie do jasnych grodów.
Jak zwykle w okolicach dat szczególnie mocno religijnych – pojawia się wysyp deklaracji, których autorzy podkreślają, jak bardzo ich mierzi (dla mało oczytanych: mier-zi) sam fakt istnienia religii, kościołów i wyznań oraz wiara sama w sobie. Jakby coś w sobie przeczuwali.
Oczywiście, dają też oni wyraz przekonaniu, że człowiek wierzący to zwykle matoł oczekujący w zaświatach spotkania (wersja chrześcijańska) z brodatym Starcem Dobrotliwym, skrzydlatymi aniołami i bezpłciowymi Świętymi, a zanim uleci w zaświaty – gadający do Absolutu zaklętego w pismach, obrazach i kazaniach, co nazywa modlitwą. Ewangelia (dobra nowina) to dla nich przede wszystkim Biblia (wciąż wariant chrześcijański), czyli zbiór dowodów na niezbyt dziesięcio-przykazanne prowadzenie się Człowieka i Ludzkości, na co Najwyższy reaguje głupio (bo mógł przewidzieć i zapobiec) oraz mściwie (czyli wbrew swojej boskości).
Najbardziej aktywnych w obrzydzaniu ludziom wiary, religii i kościołów nazywam „dawkinsami”, są oni bowiem pod wpływem wziętego głosiciela nieistnienia Opatrzności, Absolutu, Super-Inteligencji: wpływ ten jest co najmniej uduchowiony (tylko w takim stanie można przyjąć za pewne wywody tego kaznodziei), ma też wiele cech religijno-kościelnej pryncypialności, dzielącej ludzi na „dobrych bo przekonanych” i „ciemnogrodzian”.
Jako, że żadnemu człowiekowi nie umiem odmówić stałego (poza chwilami afektów) dysponowania inteligencją większą niż ją ma piasek nadrzeczny, zaś ateizm czy agnostycyzm albo inne postacie niewiary propagują ludzie nadzwyczaj inteligentni (przynajmniej ci, których znam osobiście), niezmiennie proponuję dwa proste eksperymenty.
1. Pierwszy eksperyment polega na wyobrażeniu sobie świata bez Czasu i Przestrzeni. Brak czasu powoduje, że wszystko co się stało, dzieje i stanie – mieści się w „ułamku sekundy”, a tylko „naukowe” techniki badawcze są w stanie (intelektualnie, nie w rzeczywistości bez Czasu) uporządkować rozmaite zdarzenia, np. wedle kryterium wzajemnych zależności i wynikania jednych ze współdziałania innych. Brak przestrzeni powoduje, że „wszystko co jest” (było i będzie) mieści się w punkcie (pojmowanym matematycznie, o objętości zmierzającej do „zera”), i tylko naukowe techniki badawcze są w stanie uporządkować to wszystko np. wedle kryterium wzajemnego położenia, sąsiedztwa „bardziej” i „mniej”. Eksperyment ten pozwala między innymi na to, by proces Ewolucji okazał się jednorazowym aktem, a dowolny obserwator takiego Uniwersum w oczywisty sposób jest „wszechobecny” i „wieczny”;
2. Drugi eksperyment polega na wyobrażeniu sobie jakiegoś przedmiotu o wielu różnorodnych cechach. W wyobraźni odbieramy temu przedmiotowi poszczególne cechy: kształt, kolor, zapach, ciężar, temperaturę, konsystencję, substancjalność, itd., itp., aż dojdziemy do takiego stanu, że nie jesteśmy w stanie rozpoznać istnienia tego przedmiotu, bo nie ma on żadnej cechy. Na koniec odbieramy mu cechę najważniejszą, czyli „obecność”. Odtąd nie można o nim powiedzieć, że on „jest”. Gdyby to wyobrażeniowe działanie zastosować do wszystkiego co istnieje, istniało i istnieć będzie – to uzyskujemy NIC, które nie jest żadną „pustką” (np. newtonowską), tylko NIC, idealnie nieistniejące. Eksperyment ten pozwala spojrzeć na „cokolwiek” jako na zbiór cech, po których rozpoznajemy owo „cokolwiek” oraz stwierdzamy, że owo „cokolwiek” w ogóle „jest”;
Gdybyśmy teraz – udanie przeprowadziwszy oba eksperymenty – zaczęli przywracać istnienie rozmaitych przedmiotów i nadawać im cechy rozmaite, a do tego wstrzyknęlibyśmy w rzeczywistość jakiś Czas i rozciągnęlibyśmy ja w jakąś Nieskończoność – to czyż dla wszystkiego, co „przywróciliśmy” i „ukształtowaliśmy” nie jesteśmy Stwórcą, wiecznym i wszechobecnym, który „tchnął” w to wszystko życie i jakiś matematyczno-fizyczno-chemiczno-społeczno-biologiczny porządek?
No, to teraz zapraszam do lektury ksiąg świętych każdego, kto wedle mojego przepisu doświadczył własnej boskości, i nie mam wątpliwości, że będzie te księgi czytał jak czyjeś infantylne wprawki zmierzające do pojęcia i opisania Czytającego. Tak jakby ktoś za Was próbował pisać Wasz pamiętnik. Myślę, że wiele mają uciechy rozmaici Bogowie, widząc jak się zmagają największe umysły teologiczne z problemami, których nijak nie pojmą, chyba że my, Bogowie, dodamy im jakąś kolejną cechę, na przykład jasnowidzenie albo inną pomocną intuicję. Kilkuset uczynimy Prorokami, kilkaset tysięcy niech stanie się duchownymi, drugie tyle uczonymi dziedzin technicznych, przyrodniczych i humanistycznych, a niech też powstanie rzesza tych ciemnogrodzian, którzy przeczą wszystkiemu, czego doświadczają i jeszcze uważają się za jasnogrodzian: tacy „niedowiarkowie” lepiej niż uczeni, duchowni i prorocy, lepiej niż wyznaniowe kościoły dopingują do „wciąż od nowa” wczuwania się w Absolut.
Na koniec o tym, co najprostsze, ale najbardziej przeraża „dawkinsów”. Że niby wszyscy jesteśmy Dziećmi Bożymi. No, to szybko wyjaśniam (mając pewność, że jestem zaledwie interpretatorem jakiegoś infantylnego „pamiętnika”).
Wszystko Co Jest (było i będzie) – wzięte razem – stanowi ów Absolut. Niby kłóci się to z pojęciem niezmienności boskiej, ale tylko z pozoru: przecież Wszystko Co Jest – to jest NIC (tak jak to opisałem powyżej), tylko że „poruszone”, czyli wyposażane w atrybut „jest” i w kolejne cechy, a następnie wpuszczone w bańkę z nieskończonymi Czasem i Przestrzenią. Poruszyciel? Nic łatwiejszego: Słowo. Czyli „samonazywanie” się Wszystkiego Co Jest.
W każdej z ksiąg znaczących religijnie mamy do czynienia ze Słowem, ale zwracamy uwagę na coś łatwiejszego, co odpowiada naszemu narowowi myślenia technicznego, manetkowego: że niby Słowo to jest narzędzie boskie, najlepiej spisane na papirusie czy jedwabiu albo wyryte w kamieniu. Jeśli tak to interpretujemy, to wracajmy do Pisma – może też do innych Pism – i wczytujmy się w to, co tam jest o pochodzeniu Wszystkiego. Jeśli dojdziecie w swoich poszukiwaniach do takiego pojmowania, że Wszystko Co Jest to szczególny Potencjał (może się stać a nie musi), który „samo-się-stwierdził” – to nieuchronnie odkryliście Boga i siebie jako jego aspekt, czyli Dziecię.
Co było do udowodnienia…
Wesołego Jajka, Zajączka, Baranka, Kropidła i paru innych barbarzyńskich drobiazgów! I poprawnego rozróżniania Ciemnych Grodów od Jasnych Grodów…