Co dziś powinien człowiek przyzwoity

2014-12-09 07:18

 

Każdy z nas – o ile nie ma ochoty zwariować – ma w sobie wielką wyrozumiałość i racjonalne (niekoniecznie logiczne) wyjaśnienie dla swoich niecnot rozmaitych, które popełniamy na każdym kroku, zważywszy, że żyjemy coraz gęściej i pośród coraz liczniejszych, coraz wyższych wymagań.

Człowiek bardziej niż my pierwotny, choćby 1000 lat temu, mógł przez całe życie nie spotkać tylu innych ludzi, ilu my spotykamy codziennie. Radził sobie bez silników, bez elektryczności, bez telefonii, informatyki, internetu, żelbetonu, asfaltu, AGD, RTV. Żył wolniej, a jeśli umiał pisać i liczyć, jeśli odbył podróże za góry i rzeki, jeśli doświadczył innej niż ojczysta mowy – to miał już życie „zaliczone”. Mędrzec-uczony opierał swój autorytet na kilkunastu księgach przestudiowanych i – być może – co najmniej kilkudziesięciu napisanych stronach zawierających własne koncepty czy sprawozdania. Księgi się wtedy studiowało, a nie czytało, to ważne.

I tylko jedno było zawsze takie samo: pragnienie, by samemu sobie móc spojrzeć w oczy bez obawy, że się wyczyta z nich zło, nieprawdę, brzydotę charakteru, niesprawiedliwość. To stąd właśnie owa wyrozumiałość dla siebie i skłonność do racjonalizowania postępków własnych.

Z przyzwoitością lub jej brakiem mamy świadomie do czynienia najczęściej w chwilach ekstremalnych, kiedy nagle zaczynają być rozważane sprawy – wydawałoby się – oczywiste i od pokoleń niezmienne. Wojna, odkrycie, wynalazek, katastrofa, epidemia. Na skalę tu-teraz albo na skale epokową, społeczną. W tak zwanym życiu codziennym słowo to jest używane tylko przez egzaltowanych pouczaczy i nie zajmuje nam wiele uwagi.

Wybieram kilka spośród kilkudziesięciu synonimów: bezgrzeszność, cnota, cnotliwość, czyste dłonie, czystość, etyczność, fair play, godziwość, honorowość, lojalność, moralność, nieskazitelność, obyczajność, porządność, prawdomówność, prawość, rycerskość, sprawiedliwość, sumienność, szlachetność, uczciwość, wiarygodność, wierność ideałom, zacność, zasady i przykazania.

Słownik Języka Polskiego podpowiada, że przyzwoity to ktoś:

1.       Postępujący zgodnie z obowiązującymi zasadami etycznymi i moralnymi; porządny, uczciwy, solidny;

2.       Świadczący o takim postępowaniu, np. przyzwoite zachowanie;

3.       Spełniający wymogi, taki jak należy; odpowiedni, właściwy, zadowalający;

Pora wyjaśnić, dlaczego – przebudziwszy się dziś – obrałem sobie taki temat refleksji. Zaznaczę od razu, że należę do tej najliczniejszej rzeszy osobników, która przejmuje się swoimi niedoskonałościami moralnymi, ale nie czyni z tego spowiedzi, nie rozpowszechnia swojego samo-zakłopotania. Czyli – lekko lub bardziej – pozuje przed innymi.

Oto bowiem widzę to, co pewnie wszyscy: czas jest ekstremalny, dzieją się wojny, odkrycia, wynalazki, katastrofy, epidemie. Walą się – pod własnym ciężarem albo na skutek ciśnienia historii – rozmaite systemy i ustroje. Ujawniają się napięcia i naprężenia, których istnienie wcześnie starannie tuszowaliśmy, nawet sami przed sobą.

No, i wyłazi szydło z worka. Słowo „przyzwoitość” przestaje być pustą i gładką wydmuszką, objawia nam się w setkach znaczeń, o których wcześniej wyobrażenia nie mieliśmy. Staje się koronnym dowodem na nienormalne normy, które opanowały plagą patologii wszelkie pory i zakamarki naszej codzienności i odświętności.

W takich chwilach warto – dla własnego poczucia równowagi – pootwierać sobie różne rachunki, dawno już zbilansowane, i przyjrzeć się od nowa pozycjom „ma” i „winien”. Bo – być może – zaksięgowaliśmy sobie wszystko zbyt optymistycznie, być może widzieliśmy kiedyś inne kolory, niż teraz, w ekstremalnie ostrym naświetleniu.

Żeby nie szukać daleko. Cztery ustrojowe reformy nazwane od imienia profesora Buzka. Emerytalna – odebrała, a nie poprawiła bezpieczeństwo socjalne ludzi pracujących, a szczególnie tych, którzy przeszli w „trzeci wiek”. Oświatowo-edukacyjna – ujawniła rozmaite niedostatki, z obumieraniem średniego technicznego szkolnictwa na czele. Administracyjna (zwana samorządową) – okazała się zniewoleniem społeczności lokalnych wobec dyktatu rządowego. Zdrowotna – okazała się porażką totalną, w wyniku której publiczna służba zdrowia (niektórzy nie lubią tu słowa „służba”) stoi na skraju bankructwa, i to wcale nie z powodu podwyższonego komfortu pacjentów, a komercyjne placówki na tym żerują, podobnie jest w farmacji.

Nie bez znaczenia jest tu ustrojowa postawa tzw. wymiaru sprawiedliwości, począwszy od służb kontrolnych-sygnalizacyjnych, poprzez inspekcje, straże i policje, poprzez prokuratury i sądy – aż po obszar penitencjarny z jednej strony, a z drugiej trybunały i nadzwyczajności, jak prawo łaski. Słowo „przyzwoitość” nie przystaje zupełnie do tego obszaru, choćby nie wiem jak je przeredagowywać.

Moim ulubionym powiedzonkiem politycznym jest: skoro większość ludzi, tych doświadczających Państwa i tych je budujących pracą na funkcjach, urzędach i stanowiskach, uważa, że bez Państwa (jego wścibstwa, niekompetencji, niesprawiedliwości, biurokratyzmu, niejasnych interesów) żyłoby się nam lepiej niż pod jego rządami – to takie Państwo jest nielegalne, nawet jeśli uwzględnimy paradoks, że to Państwo ma niemal wyłączne prawo do definiowania, co jest legalne, a co nie.

 

*             *             *

Polacy mają to szczęście, że całkiem niedawno upomnieli się o przyzwoite Państwo, a swój odruch nazwali Solidarnością. I choć od tego czasu  znakomita większość młodzieży wyrosła bez doświadczenia Solidarności i jej klimatu – to jakaś symbolika się uchowała i nadal rozumiemy te niedawne czasy jako erupcję skutecznych, choć ryzykownych warunków stawianych Państwu przez „masy ludowe”.

Dziś, po ćwierćwieczu, ugruntował się w Polsce podział na tych, którzy co dzień od nowa tworzą Państwo, na tych, którzy co dzień od nowa „dosiadają się” do państwowych beneficjów oraz na tych, którzy to wszystko przymusowo fundują własnym trudem i własnym losem, a ich opór traktowany jest jako próba obalania systemu-ustroju.

Oczywiście, dwie pierwsze grupy (budowniczych Państwa i jego „gości” przy bufecie) – bardziej ochoczo niż wtedy, kiedy to miało związek z prawdą – propagują wielki cywilizacyjny skok Polski, którym „powinniśmy się zadowolić i okazać wdzięczność”, nawet jeśli „pojawiają się rysy i niedoskonałości”. Taka postawa dotyczy zarówno tych, którzy są aktualnie przy top-władzy, jak i tych, którzy niby psioczą, ale chodzi im wyłącznie o zamianę ról czy miejsc przy bufecie.

 

*             *             *

Przyzwoity człowiek powinien dziś dążyć do „reasumpcji bilansów zamkniętych”, co w języku politycznym oznacza „rozliczenia dokonań już podsumowanych i nagrodzonych”. Bo jeśli okazuje się, że – wróćmy do „wymiaru sprawiedliwości” – na przykład stróże praworządności, sami będąc z nią na bakier, ciemiężyli ludzi niewinnych rujnując im życiorysy, sami za to zgarniając apanaże i awanse, to dopóki są oni na tych awansach i mają możliwość wpływania na ocenę samych siebie – zło będzie się roznosić lepką mazią.

Przyzwoity człowiek powinien dziś powstrzymać się od prostego „przejęcia sterów” w naiwnej bądź cynicznej wierze, że sama jego dobra wola zniesie fatalne skutki patologicznego systemu-ustroju. Ten człowiek – jeśli trwa w postanowieniu bycia przyzwoitym – powinien dążyć do wyparcia tej zmurszałej, przegniłej, toksycznej konstrukcji ustrojowej i wziąć odpowiedzialność za zbudowanie nowej, choćby w duchu Solidarności, zarejestrowanym przecież i zapisanym.

Duch Solidarności nie jest taki skomplikowany do odczytu:

1.       Niezgoda na to, by Państwo eksploatowało rabunkowo Kraj i Ludność;

2.       Niezgoda na Nomenklaturę w stylu „towarzysz mierny, ale wierny”;

3.       Niezgoda na jedynomyślność (tu: w sprawie zielonego trzęsawiska”);

4.       Niezgoda na relatywizm prawny: na „równych i równiejszych”;

5.       Niezgoda na dopuszczenie „przyjaciół” z zagranicy do bufetu bez biletu;

6.       Niezgoda na nierówności społeczne-ekonomiczne oparte na wyzysku i „dojściach”;

7.       Niezgoda na zabicie samorządności (Państwo wie lepiej od nas, czego nam trzeba);

Tych siedem „niezgód” (każdy niech sobie taką listę sam zredaguje) płowiało w nas pod przemożną racją „demokracji i rynku”, wciskaną nam na siłę zawsze, kiedy dokonywano oszustwa kosztem naszym (Ludność) i naszego potencjału (Kraj).

Jeśli sobie odpuścimy te niezgody – to nijak nie uda się nam przejść do rozwiązań konstruktywnych, nie roszczeniowych, bo sami sobie obierzemy „jakże nowych” wodzów, którzy – bez starań remontowych – zagospodarują „pod siebie” tę fatalną rzeczywistość i uczynią wiele, by nic się nie zmieniło.

To tak na wszelki wypadek mówię, zanim się na dobre rozmaszerujemy.