Co głosowaliśmy, a co wybieraliśmy

2014-05-26 07:43

 

Jest godzina 6.30 „dnia następnego”, po długich bojach dotarłem do „miejsca stałego zasiadania” przy klawiaturze. Zaraz pójdę spać, ale wcześniej podzielę się, bo doświadczenie rozmnaża się przez podział według rozdzielnika…

Nie mam wątpliwości, że wczoraj odbyliśmy kolejny ceremoniał głosowania, uparcie nam wmawiany że to wybory niby są:

  1. Z głosowaniem mamy do czynienia wtedy, kiedy rzeczywistość powyborcza jest już „poustawiana”, a w urnach gromadzone są jedynie bezwiedne legitymizacje tego, co już ułożono w innym trybie: zdolny Czytelnik rozumie, że nawet gdyby najwięcej głosów wysypano z urn dla Europy Plus Twój Ruch i Solidarnej Polski, a najmniej dla PiS i PO – to Polska reprezentowana byłaby w europarlamencie w podobny sposób (co i tak nie zmienia analizy danej TUTAJ);
  2. Z wyborem (politycznym, społecznym, gospodarczym) mamy do czynienia wtedy, kiedy tak zwany elektorat czynnie uczestniczy w kształtowaniu „ofert do wyboru”, czyli na przykład sam „oddolnie” wyłania kandydatów, redaguje postulaty stanowiące rzeczywisty obowiązek dla zwycięzców, egzekwowany skutecznie;

Należę do rzeszy tych, którzy liczyli głosy. Ciekawostką mojej komisji  (Warszawa, ale skrajne obrzeże) jest to, że Danuta Hibner zgarnęła 42% wszystkich oddanych głosów, a frekwencja miała się tak jak 724 do 1360, czyli około 50%. W dodatku najmłodszy członek komisji, obrany jej wiceprzewodniczącym, wprawiał mnie wciąż od nowa w pozytywne zdumienie swoim zaangażowaniem, spokojem, zapałem do uczenia się (właściwie mógłby bez trzęsienia ziemi zastąpić przewodniczącego). Zresztą, tym razem „drużyna” była naprawdę OK.

Mimo, że – jako się rzekło – mamy za sobą dzień głosowania, dokonał się mimo to w Polsce WYBÓR: opierając się na wynikach ogłoszonych świtem widzę, że ludność zadeklarowała potrzebę zmian: na tych zmian lidera wskazała PiS, ubarwiając ten swojski wybór takimi kolorowankami jak tryumfujący awanturniczy korwinowcy, jak wycofaniem ludowców do ostatnich rzędów, jak zachowanie „uśrednionej” pozycji lewicy koncesjonowanej, czerpiącej nadal z kadr i zasobów ideowych PRL. Młodzi mają te proporcje w nosie, co zapowiada głębsze zmiany. Oburzeni, niepokonani, zmieleni – czas na waszą opowieść o marzeniach polskich.

Platforma, od lat, a ostatnio rozpaczliwie mustrująca na pokład koniunkturalistów z „innych bajek”, powinna powoli zatrudniać adwokatów, bo mecenasa z urzędu nie każdy jej aktywista dostanie. Lekceważona wyniośle propozycja postawienia obecnego Premiera przed Trybunałem – to część mojego starego postulatu (ale niech będzie Korwinowi, że on jest pierwszy). Przypadek  łomżynianina rodem z ZChN, utożsamianego z PiS, ale pozostającego w europarlamencie tym razem w roli lubelskiego PO-wca – jest dla mnie symboliczna: PO wygrać może już tylko siłami tych, których dopiero co zwalczała i którymi gardziła. Kulawe to są i będą zwycięstwa…

Wyborem jest też odrzucenie przez krakusów – i to zdecydowane – pomysłu na igrzyska zimowe (pogratulować łakomej Jagnie).

Na gorąco – jest jeszcze parę myśli, ale zupełnie rozczochranych, więc je „porzeźbię” najpierw sobie…

 

*             *             *

Zdawszy protokolarnie co było do zdania – wpasowałem się w nocną Warszawę. A tu – po staremu:

  1. Komorowski pośrednio zadecydował o tym, jak go żegnać będziemy w przyszłości: chyba tak, jak on Generała, Ministra, Sekretarza, Premiera, Prezydenta, Dyktatora. Że niby o ogładzie mówię…;
  2. Szumiący w ciemnościach kibole Legii, nie niepokojeni przez policję, informowali warszawiaków, co myślą o Polonii i paru innych sprawach: tu nie mówię wcale o ogładzie;
  3. Ukraińcy pokazali sobie samym, jak to się robi, że miesiącami ofiarni ludzie koczują po kozacku, że w strzelaninach giną setki ludzi, że kraj traci strategiczny półwysep, że Rosja z Ameryką prawie piorą się po twarzach – a na koniec ojcem narodu obiera się gwaranta tego, że nic się nie zmieni;
  4. We Francji rządząca partia złapała 14%, a narodowcy wygrali w cuglach…
  5. Itd.,;

Niech żyje, czy jakoś tak…