Co mają robić „ci pozostali”…?

2018-11-27 15:39

 

Jedną z ważniejszych kwalifikacji ekonomicznych człowieka jest oportunistyczna umiejętność wpisania się w jakiś „projekt gospodarczy”, np. w biznes korporacyjny, prywatny, nomenklaturowy. Podobnie – umiejętność przełożenia własnej zaradności-zapobiegliwości na przedsiębiorczość, czyli na branie na siebie, na własny rachunek i ryzyko, zaspokojenia jakichś potrzeb społecznych (tak powstają piekarnie, sklepy, szwalnie, itp.).

Przedsiębiorczość i Oportunizm – to dwie skrajnie przeciwne sobie postawy gospodarcze. W słowie „skrajność” mieści się ich ekonomiczna ocena: przedsiębiorca rezygnuje z bezpiecznego spokoju na rzecz tego, że robi to co sam wybrał, a Oportunista rezygnuje z dużej części podmiotowości gospodarczej w zamian za względne bezpieczeństwo dochodu.

Mało kto zastanawia się nad tym – a już na pewno nie „podręczniki” dla ekonomistów – że pomiędzy Oportunizmem a Przedsiębiorczością jest wielki obszar różnorodności, a w nim wiele postaci aktywności dochodowej.

Moim zdaniem „całkiem pośrodku” jest kooperatywność-spółdzielczość. Wybito nam z głowy tę formułę, co było zarówno w interesie Solo-Biznesu (albo Korpo-Biznesu), jak też Nomenklatury, bo ona „obstawia” rozmaite przedsięwzięcia udając, że działa na dobro publiczne, a w rzeczywistości „lepi swoje” kosztem „ogółu”.

Cóż to jest Spółdzielczość? Ano, zobaczmy w opozycji do Spółki

Egoizm kolektywny konkretnego środowisteczka;

 

Egoizm jednostkowy-grupowy „ja kosztem reszty”;

Bezpośrednia orientacja współuczestnictwa;

 

Uczestnictwo co najwyżej przez „motywację”;

Autokefaliczność wobec wszelkiej nad-organizacji;

 

Konieczność wpisania się w reguły systemowe, nadrzędne wobec firmy-biznesu;

Kolektywny przydział i podział pracy-obowiązków;

 

Arbitralne, odgórne dyspozycje;

Kolektywny podział owoców pracy;

 

Arbitralny uznaniowy przydział płacy, nagród, przywilejów;

Minimalny (logicznie niezbędny) udział rozliczeń natury pieniężnej

 

Pieniądz wyznacznikiem i miernikiem wszystkiego, fetyszem;

Świątynia wzajemnictwa, dobrosąsiedztwa, składkowości, samopomocy;

 

Świątynia Demutualizacji

Szkoła nad-elementarnych umiejętności społecznych;

 

Szkoła ucząca „zwycięzca bierze wszystko, obojętne jak wygra;

Mutualizm (Re-mutualizm) stosunków społecznych;

 

Stosunki społeczne zapośredniczone przez pieniądz i prawo-algorytmy-procedury;

Optimum samo-organizacji;

 

Optimum organizacji „zadanej” z zewnątrz;

Formuła biznesowa: SAMI SOBIE

 

Formuła biznesowa: WMUŚMY INNYM NASZE

 

 

Każdy z aspektów spółdzielczych doznaje i doświadcza (poddany praktyce kooperatywizmu) rozmaitych zadrapań, kontuzji, przewrotek, patologii – ale nie więcej, niż w formule Oportunizmu czy Przedsiębiorczości.

Powodem większości wykluczeń społecznych – w których akurat Polska przoduje np. w OECD – jest to, że Przedsiębiorczość nie każdemu jest dana z powodów psycho-mentalnych, a nomenklaturowość jest ograniczona wytrzymałością gospodarki na rozrost budżetów. Wykluczeni – w tym sensie – to ci, którzy nie są w stanie zostać Przedsiębiorcami, bo są „z innej bajki”, ale też nie są w stanie wpisać się do Oportunizmu – bo nomenklaturowość ma swoje granice, inaczej grozi implozją.

Spółdzielcą jest się od niemowlęcia: małe dzieci nie rywalizują o pozycję (choć rywalizują o dobra), rzadziej niż dorośli monopolizują-zaklepują. Małe dzieci spontanicznie wchodzą w „biznesy” wyglądające atrakcyjne, czyli oddają „swoje” do wspólnej puli, żeby coś ponad-indywidualnego w ogóle uruchomić, by zadziałało.

Potem się to młodzieży wybija z głowy. Do mety masz dobiec pierwszy, choćbyś nawywijał po drodze nie-sportowo, nie-olimpijsko. Jeśliś, mocniejszym będąc, podajesz rękę słabszym, by wszyscy razem dobiegli w miarę równo – toś frajer.

A potem się dziwimy, że spółdzielczość to wyszydzany, marginalny fenomen, choć samych „spółdzielni” jest formalnie niemało.

 

*             *             *

W moim wyobrażeniu spółdzielnia to niewielki, samorządny kolektyw-środowisteczko, który trudzi się dla wspólnego dobra, pojmowanego niekomercyjnie.

Dla takiego wyobrażenia warto działać.

Ja działam.

I nie muszę w tej sprawie machać flagami jakiegokolwiek koloru… Nie muszę odprawiać guseł i szeptać modlitw na jakiejkolwiek mszy ideowej. Wystarczy, że bliscy mnie zrozumieją.

I o to – o zrozumienie bliskich – rozbija się współcześnie spółdzielczość.