Co mają robić „ci pozostali”…?
Jedną z ważniejszych kwalifikacji ekonomicznych człowieka jest oportunistyczna umiejętność wpisania się w jakiś „projekt gospodarczy”, np. w biznes korporacyjny, prywatny, nomenklaturowy. Podobnie – umiejętność przełożenia własnej zaradności-zapobiegliwości na przedsiębiorczość, czyli na branie na siebie, na własny rachunek i ryzyko, zaspokojenia jakichś potrzeb społecznych (tak powstają piekarnie, sklepy, szwalnie, itp.).
Przedsiębiorczość i Oportunizm – to dwie skrajnie przeciwne sobie postawy gospodarcze. W słowie „skrajność” mieści się ich ekonomiczna ocena: przedsiębiorca rezygnuje z bezpiecznego spokoju na rzecz tego, że robi to co sam wybrał, a Oportunista rezygnuje z dużej części podmiotowości gospodarczej w zamian za względne bezpieczeństwo dochodu.
Mało kto zastanawia się nad tym – a już na pewno nie „podręczniki” dla ekonomistów – że pomiędzy Oportunizmem a Przedsiębiorczością jest wielki obszar różnorodności, a w nim wiele postaci aktywności dochodowej.
Moim zdaniem „całkiem pośrodku” jest kooperatywność-spółdzielczość. Wybito nam z głowy tę formułę, co było zarówno w interesie Solo-Biznesu (albo Korpo-Biznesu), jak też Nomenklatury, bo ona „obstawia” rozmaite przedsięwzięcia udając, że działa na dobro publiczne, a w rzeczywistości „lepi swoje” kosztem „ogółu”.
Cóż to jest Spółdzielczość? Ano, zobaczmy w opozycji do Spółki
Egoizm kolektywny konkretnego środowisteczka;
|
Egoizm jednostkowy-grupowy „ja kosztem reszty”; |
Bezpośrednia orientacja współuczestnictwa;
|
Uczestnictwo co najwyżej przez „motywację”; |
Autokefaliczność wobec wszelkiej nad-organizacji;
|
Konieczność wpisania się w reguły systemowe, nadrzędne wobec firmy-biznesu; |
Kolektywny przydział i podział pracy-obowiązków;
|
Arbitralne, odgórne dyspozycje; |
Kolektywny podział owoców pracy;
|
Arbitralny uznaniowy przydział płacy, nagród, przywilejów; |
Minimalny (logicznie niezbędny) udział rozliczeń natury pieniężnej
|
Pieniądz wyznacznikiem i miernikiem wszystkiego, fetyszem; |
Świątynia wzajemnictwa, dobrosąsiedztwa, składkowości, samopomocy;
|
Świątynia Demutualizacji |
Szkoła nad-elementarnych umiejętności społecznych;
|
Szkoła ucząca „zwycięzca bierze wszystko, obojętne jak wygra; |
Mutualizm (Re-mutualizm) stosunków społecznych;
|
Stosunki społeczne zapośredniczone przez pieniądz i prawo-algorytmy-procedury; |
Optimum samo-organizacji;
|
Optimum organizacji „zadanej” z zewnątrz; |
Formuła biznesowa: SAMI SOBIE
|
Formuła biznesowa: WMUŚMY INNYM NASZE
|
Każdy z aspektów spółdzielczych doznaje i doświadcza (poddany praktyce kooperatywizmu) rozmaitych zadrapań, kontuzji, przewrotek, patologii – ale nie więcej, niż w formule Oportunizmu czy Przedsiębiorczości.
Powodem większości wykluczeń społecznych – w których akurat Polska przoduje np. w OECD – jest to, że Przedsiębiorczość nie każdemu jest dana z powodów psycho-mentalnych, a nomenklaturowość jest ograniczona wytrzymałością gospodarki na rozrost budżetów. Wykluczeni – w tym sensie – to ci, którzy nie są w stanie zostać Przedsiębiorcami, bo są „z innej bajki”, ale też nie są w stanie wpisać się do Oportunizmu – bo nomenklaturowość ma swoje granice, inaczej grozi implozją.
Spółdzielcą jest się od niemowlęcia: małe dzieci nie rywalizują o pozycję (choć rywalizują o dobra), rzadziej niż dorośli monopolizują-zaklepują. Małe dzieci spontanicznie wchodzą w „biznesy” wyglądające atrakcyjne, czyli oddają „swoje” do wspólnej puli, żeby coś ponad-indywidualnego w ogóle uruchomić, by zadziałało.
Potem się to młodzieży wybija z głowy. Do mety masz dobiec pierwszy, choćbyś nawywijał po drodze nie-sportowo, nie-olimpijsko. Jeśliś, mocniejszym będąc, podajesz rękę słabszym, by wszyscy razem dobiegli w miarę równo – toś frajer.
A potem się dziwimy, że spółdzielczość to wyszydzany, marginalny fenomen, choć samych „spółdzielni” jest formalnie niemało.
* * *
W moim wyobrażeniu spółdzielnia to niewielki, samorządny kolektyw-środowisteczko, który trudzi się dla wspólnego dobra, pojmowanego niekomercyjnie.
Dla takiego wyobrażenia warto działać.
Ja działam.
I nie muszę w tej sprawie machać flagami jakiegokolwiek koloru… Nie muszę odprawiać guseł i szeptać modlitw na jakiejkolwiek mszy ideowej. Wystarczy, że bliscy mnie zrozumieją.
I o to – o zrozumienie bliskich – rozbija się współcześnie spółdzielczość.