Co my właściwie świętujemy

2018-12-25 13:35

 

Żartowniś tworzący przytoczoną sześcio-pocztówkę podkreśla – może i prawdziwe – elementy wspólne sześciorga mitycznych postaci. Nie podkreśla tego, że owe postacie wytyczają niezbyt klarowny szlak (jest ich tylko sześć) od surowej, zdystansowanej sprawiedliwości Horusa po Miłość Jezusa. Cokolwiek sądzić o symboliczności, nierealności samych postaci – szlak jest zarysowany prawidłowo, czyli wedle naszych postulatów niezmieniających się od tysiącleci, niezależnych od miejsca na Ziemi.

Przez Facebook przemknęła właśnie ta sześcio-pocztówka, wskazująca na podobieństwa „pewnych okoliczności” wspólnych dla Horusa, Attisa, Mitry, Kryszny, Dionizosa i Jezusa (data urodzenia, niepojętność poczęcia i narodzin, cuda towarzyszące doczesności, osobliwą królewskość postaci, zmartwychwstanie). Sam się ustawiłem w łańcuszku „podaj dalej”. Teraz pora na nieszpory.

 

Horus, 3000 pne, Egipt

Horus jest mitem, propagowanym od zarania Kemetu przez dawno-egipską sektę kapłańską jako osnowa założycielska polityki wewnętrznej. Faraonowie – będący w rzeczywistości karykaturami władcy kreowanymi i manipulowanymi przez sektę – przedstawiani byli jako kolejne wcielenia Horusa. Stąd sam Horus musiał – by wzmacniać autorytet faraona – być nad-ludzki, czyli mieć życiorys podobny do ludzkiego (rodzinne utarczki) ale i nadprzyrodzone szczęście (fortunę), obfite w rozmaite cuda.

Kemet – to słowo „założycielskie” Egiptu „czarno-ziemskiego”, osiadłego dla kultywacji naniesionego przez wylewy mulistego, żyznego gruntu wzdłuż dolnego Nilu. Żywioł zaludniający ten teren – przybył z okolic Górnego Nilu jako „schizma” porzucająca myśliwsko-łowieckie i zbieracze koczownictwo. Migracja z afrykańskiej strefy równikowej na północ wzdłuż Nilu została nieco wcześniej „zatrzymana” na skraju pustyni (dziś: Libijskiej-Arabskiej) z oczywistych względów: dalej nie było już na co polować i co zbierać, a klimat suchy z dużymi dobowymi wahaniami temperatury był zabójczy dla łowców z wilgotnego buszu. Dlatego, niejako z konieczności, dojrzewała „monarchia” Górnego Nilu obejmująca plemiona zatrzymane na pograniczu klimatu.

Przełomem stało się odkrycie (nigdy nie brakuje pionierów poszukujących „tego co za horyzontem”), że wylewy Nilu są sprawcą kilkumiesięcznego rozkwitu roślinności w wąskim pasie wylewowym. Wtedy ta część żywiołu sudańsko-etiopskiego, która miała smykałkę rolniczą (ćwiczoną w zalewach około katarakt górnych) – odważyła się na osadnictwo „poza ostatnie katarakty” wzdłuż rzeki, znanej od wielu pokoleń w swoim górnym biegu, więc oswojonej.

Z czasem okazało się, że ekonomiczna przewaga osadników dolnego Nilu wystarcza do odrębności politycznej, a następnie – do aneksji ziem pierwotnych, górnego Nilu (Nubia, Wawat, Kusz – Ta-Setiu – „Kraj Łuczników” lub Ta-Nahesi – „Kraj Wędrownych Łuczników”), ucywilizowanych wcześniej, ale wyczerpujących swoje łowiecko-pastersko-zbieracze moce rozwojowe.

Wszystko to zostało „opisane” w eklektycznej (rozpostartej między busz i pustynię) mitologii, której kluczowym rysem jest „biografia” Horusa. Część tej mitologii przedostała się nawet do Starego Testamentu (opowieść o Kusz).

 

Attis, 1200 pne, Hellada

Frygia – to region zasiedlony przez lud prawdopodobnie przybyły z Bałkanów, który w pewnym okresie owocował rozległym królestwem w sercu Azji Mniejszej. Wcześniej teren ten zagospodarowywali Hetyci, ci zaś też nie byli tam pierwsi.

Jako, że region ten wciąż zaludniały nowe ludy – jego mitologia kładła akcent na te elementy kulturowe, które „zadowalały wszystkich”. Attis zatem okazał się ostatecznie intrygującym satyrem mającym problemy ze swoją płciowością, niemęskim, za to atrakcyjnym towarzysko na tyle, że potrzebowano go wszędzie jako ozdobę boskich pałaców, niekiedy matrymonialną.

Największą karierę mitologiczną zrobił Attis jako partner „naczelnej bogini” panteonu frygijskiego, Kybele, bogini płodności, urodzaju, matki bogów i ludzi, zwanej „Wielką Macierzą Bogów”, której kult miał charakter orgiastyczny, a kapłani zwani korybantami dokonywali na sobie samokastracji podczas oszałamiającego tańca.

Sam Attis był o-mało-co-boskim symbolem odradzającej się przyrody. Mniemać należy, że mityczna orgiastyczność Attisa i jego matrony Kybele nie ma charakteru biesiadno-hulaszczego, ale charakter rozmaitości, różnorodności, bogactwa, przepychu, mnogości, mozaikowości, feerii, gejzeru,  bezliku, dostatku, gąszczu, mrowia, niezliczoności.  Obfitości zatem.

Tłumaczyłoby to atrakcyjność regionu dla kolejnych, zmieniających się co kilkaset lat najeźdźców. W Azji Mniejszej swe kultury i państwa rozwijali Hetyci, Huryci, Luwijczycy, Frygowie, Lidyjczycy, Persowie, Celtowie, Pelazgowie, Grecy, Ormianie, Rzymianie, Bizantyjczycy, Kurdowie, Turcy seldżuccy i Osmanowie. Ankara nie bez powodu jest stolicą, choć strategicznie gorzej położoną.

Można też na tym opierać przekonanie, że wyraźnie przebijający przez mitologię frygijską matriarchat „ogarniał” kolejnych mieszkańców regionu nawet wtedy, kiedy byli oni wyznawcami kultów zdecydowanie „męskich”. Zresztą, czyż islam nie wielbi Aminy (matki Mahometa), Chadidży (pierwszej żony), Fatimy (córki), Asiji (żony faraona adoptującej Mojżesza), Marii-Dziewicy (matki Jezusa)? Czyż judaizm nie wielbi Sary, Rebeki, Lei i Racheli? Czyż Szekina nie jest alter-boginią Jahwe, współstanowiącą z nim Elohim? Tego samego można doszukać się w bliskowschodnich wierzeniach wcześniejszych, począwszy od Mezopotamii.

 

Kryszna, 900 pne, Indie

Imię to oznacza „wszechatrakcyjny”. Dojrzewający Kryszna miał skłonności do „zabaw” z pasterkami, co z czasem przerodziło się w filozofię-kult Rasalila, oznaczający mistyczne i ekstatyczne połączenie się wyznawców z Kryszną (Najwyższym Osobowym Bogiem) przez zabawę, taniec, radość, miłość i całkowite oddanie, co ma uwalniać od rezultatów złej karmy. Podobieństwo Kryszny do Attisa jest niemal bliźniacze, tyle że zniewieściały i zarazem lubieżny Kryszna nie jest nosicielem przesłania matriarchatu.

W odróżnieniu od Horusa czy Attisa – Kryszna akcentuje postulat (czasem wręcz nakaz) ignorowania wszystkiego, co stanowi „flash” (przebłysk), czyli jest doczesne: to ułatwi dotarcie do sedna, do „rzeczy samej”.

Choć Kryszna – to przykład ziemskiej inkarnacji Wisznu, w dodatku wcielonej jako potomek „arystokracji” miasta Mathura (Uttar Pradesh, Indie) – to na skutek zdarzeń losowych wychował się w ukryciu, w rodzinie pasterskiej. Niczym Jezus. Od dzieciństwa jednak umiał obronić się przed nasyłanymi „tajniakami” dybiącymi na jego życie.

Indie – to od tysiącleci przestrzeń gęsto zaludniona, obfita nie tylko w dobra, ale też we włości „książęce”. Kryszna pośród tego wszystkiego znalazł swoją ścieżkę rozwoju duchowego, i nie był w tym jedyny. Subkontynent Dekan jest bowiem krainą zdumiewającą, w której mimo bogactwa owoców przyrody kwitną wykluczenia społeczne i związana z nimi nędza – że wspomnijmy choćby głęboko zakorzenione podziały kastowe.

Warto zauważyć, że do dziś pojawiają się w różnych stronach świata osoby pełniące rolę mistycznego odgromnika doczesnych potrzeb intymnych, pęczniejących z niezaspokojenia, tu zaś przeniesionych do roli służebnego rytuału, oderwanego od rozmaitych „tabu”.

I zawsze jest tak, że najpierw pojawia się wulgarna, konsumpcyjna oferta – a z czasem przeistacza się ona niemal w sakrament. Niech przykładem będzie Rasputin, który zapewne imponował paniom w zwykły męski sposób, ale ostatecznie dawał im zaspokojenie nie tylko doraźne, dawał im pewność kobiecości i inspirację do działań dobrych, pięknych, prawdziwych, rozgrzeszających alkowiane paskudztwa.

 

Dionizos-Bachus, 500 pne, Hellada

Ta mitologiczna postać – to starogrecki bóg płodności, dzikiej natury, winnej latorośli i wina. Użyję Pedii: kult Dionizosa przywędrował do Grecji ze Wschodu, poprzez Trację, około VI wieku p.n.e., choć jego imię pojawia się już w zabytkach mykeńskich z XIV-XIII w. p.n.e. Na cześć Dionizosa odbywały się Dionizje, jego kult sprawowały bachantki, które organizowały ekstatyczne misteria. Wielu badaczy uważa, że Dionizos jest połączeniem lokalnego, greckiego bóstwa z innym, potężniejszym bogiem z Tracji, lub Frygii, prawdopodobnie z Sabazjosem (też niewąskim rozpustnikiem).

Zatrzymajmy się na chwilę przy tej rozpuście, bo łączy ona już trzech naszych „bohaterów”: Attisa, Krysznę i Dionizosa. Wszystko za sprawą Erosa. Fenomen Erosa zbudowano w Helladzie na emocji Pożądania połączonej w jedno z emocją zastępczego Spełnienia. Zastępczego – bo pożądanie czegoś, co jest ostatecznie niedostępne, prowadzi do pośpiesznego, tymczasowego zaspokojenia naprędce przyswojoną Namiastką. I tu już nie mówimy wyłącznie o „prostym seksie”, tylko o tym, co w Erosie najistotniejsze: o zastąpieniu przeżycia fizycznego (obżarstwo, ruja, gromadzenie, próżniacza wystawność) przeżyciem satysfakcji duchowej, mniej egoistycznej, a właściwie altruistycznej.

Dochodzimy do pojęcia Miłości, najmocniej wpisanego w teologię chrześcijańską (o niej potem). O ile Eros popycha nas w kierunku zaspokojenia własnego, o tyle Miłość jest bardziej złożona: pozwala czerpać satysfakcję z tego, że zaspokoiło się pragnienia czyjeś, nie swoje. Rozwijam się dając od siebie coś, co dla mnie jest ważne, moje, ale dla bliźniego jest jeszcze ważniejsze dlatego, że jest dla niego niedostępne, nie-moje. To w tym sensie grecki Eros (rzymski Amor, Kupidyn) rozpowszechnia po świecie dobro w postaci strzał rozsyłanych ku spragnionym, aby spełnili się świadcząc Miłość innym.

Może i Dionizja-Bachanalia były kanonadą pośpiesznej, zdyszanej ekstazy ogarniającą wszystkich uczestników święta (podkreślmy: święta) – ale bezpośrednią treścią tego zdarzenia-obchodów nie jest eksploatacja „byle-napotkanego” narzędzia zaspokojenia, tylko odwrotnie: poszukiwanie kogoś (i kogoś, i kogoś) kogo można uszczęśliwić, zaspokoić. Nie łupieski wyzysk, rabunek – a dar. Na tym polega, zdaje się, Miłość.

 

Mitra, 200 pne, Hellada

Jako władca ładu Mitra panował nad zmianami kosmicznymi, strzegł porządku społecznego, chronił majestat królewski i występował jako sędzia w zaświatach (Pedia). W mitologii perskiej: bóg słońca i światłości, opiekun przysiąg i układów, patron wojowników i władców. W Indiach ; ten, który zaprowadzał zgodę między ludźmi, czuwa nad przestrzeganiem umów, wiązany ze Słońcem, uosabia łagodny, opiekuńczy aspekt władzy królewskiej. Sprawował pieczę nad rytą, porządkiem społecznym, umowami i przyjaźnią.

Może nadużywam już Pedii: zarówno wedyjskie Mitra jak i awestyńskie Mithra wywodzą się ze słowa mitra, oznaczającego przysięgę, pakt, ugodę, przyjaźń. W sanskrycie oraz współczesnych językach indoaryjskich – przyjaciel.

W mitologii perskiej Mithra był bogiem słońca i światłości, opiekunem przysiąg i układów, patronem wojowników i władców, bogiem-słońcem. W mitraizmie, będącym kombinacją zaratusztrianizmu i kultów hellenistycznych, Mithra został zrównany z Ahura-Mazdą, stając się głównym przedmiotem kultu.

Indyjski Mitra jest przedstawiony w Wedach jako ten, który zaprowadzał zgodę między ludźmi. Czuwa nad przestrzeganiem umów. Wiąże się go także ze Słońcem. Uosabia łagodny, opiekuńczy aspekt władzy królewskiej. Jest tym, który przywraca ład, odzwierciedla stałość i niewzruszoność zasad rządzących wszechświatem.

Doczekał się Mitra europejskiego pomieszania z poplątaniem: w Rzymie Mitrę przedstawiano jako młodzieńca w tunice (helleńskiej) i czapce frygijskiej (Attisa) na głowie, zabijającego byka.

 

Jezus, przełom er, Ziemia Izraela

Choć prawie wszyscy jesteśmy oswojeni z kultem Jezusa – nawet jeśli go odrzucamy – to sprawia on nam najwięcej kłopotów. Jesteśmy bowiem zanurzeni w technicznej ścieżce rozwoju cywilizacyjnego, na której „obowiązuje” doświadczenie takie oto: jeśli doskwiera ci jakieś niezaspokojenie – to postaraj się wynaleźć, skonstruować coś, co twoją potrzebę zaspokoi.

Na tej ścieżce rozwoju cywilizacyjnego – poprzez Europę rozniosła się ona na cała globalną Północ – stoi drogowskaz o nazwie Pleroma (pełnia doskonałości), ukutej przez Platona, przynajmniej rozpowszechnionej przezeń. Pleroma – to kompletny, zupełny zbiór idealnych-doskonałych form wszystkiego co jest, było i będzie. To ona kreuje u „technicznych” coś, co ekonomiści nazywają „momentem idealnym pracy”(koncepcją uprzedzającą wykonanie, planem).

Chrześcijanie czynią Jezusa nosicielem Pleromy (np. w biblijnym Liście Pawła do Kolosjan: wers 19 w brzmieniu >Zechciał bowiem [Bóg], aby w Nim zamieszkała cała Pełnia<). Nikt poza Jezusem nie ma takiego „wyposażenia”, więc możemy go co najwyżej naśladować, a najlepiej przyłączyć się – powiadają chrześcijanie.

Owa Pełnia Doskonałości owocuje u Jezusa pragnieniem ofiarowania, poświęcenia, dania przykładu bezbrzeżnej Miłości do Człowieka, ale i do każdego dzieła Stworzenia, jakie przyjdzie na myśl, a co jest ziemską manifestacją Pleromy, noszonej przecież przezeń „podręcznie-przysobnie”, zawsze na podorędziu.

Jezus jest zatem doświadczeniem rozwoju Ludzkości. Znany jest żartobliwy rysunek pokazujący kolejne wizerunki ewoluujących ssaków człekokształtnych

Jezus – na podobnym rysunku – przewodziłby pochodowi bohaterów niniejszego tekstu.

 

*             *             *

No, i zrobiło się poważnie, uroczyście, świątecznie...

Przyglądając się kolejno Horusowi, Attisowi, Krysznie, Dionizosowi, Mitrze i na koniec Jezusowi, przy okazji konstatując wspólne dla nich zawieszenie między wulgarną doczesnością a uświęconą wiecznością – widzimy ten szczególny postęp mentalny, od pogoni za obfitością dóbr ku pogoni za bogactwem duchowym, od profanum ku sacrum.

Świętujemy więc to, że w ogóle istnieje dla nas możliwość przezwyciężenia słabości „konsumpcyjnej”, nastawionej na łatwe branie tego co pod ręką, co się nadarza – i przeniesienie się w przestrzeń zespolenia z Wszystkim Co Jest, a nosi nazwę Opatrzności, Boga, itd.

Powyższy, naprędki opis sześciu mitów traktuję jako przyczynek do – być może kiedyś – poważniejszej analizy. Tu zaś warto pomyśleć, że jest to ćwiczenie ze świętowania. Oto w polskich domach pojawia się choinka oczekująca na podarki, w pobliżu ołtarzy pojawiają się szopki, w korespondencji pojawiają się życzenia, w obcowaniu pojawiają się gesty, w sumieniach pojawiają się postanowienia, w sercach pojawia się skłonność do wybaczania.

Żartowniś tworzący przytoczoną sześcio-pocztówkę podkreśla – może i prawdziwe – elementy wspólne Horusa, Attisa, Kryszny, Dionizosa, Mitry, Jezusa (data urodzenia, niepojętność poczęcia i narodzin, cuda towarzyszące doczesności, osobliwą królewskość postaci, zmartwychwstanie). Nie podkreśla tego, że owe postacie wytyczają niezbyt klarowny szlak (jest ich tylko sześć) od surowej sprawiedliwości Horusa po Miłość Jezusa. Cokolwiek sądzić o symboliczności, nierealności samych postaci – szlak jest zarysowany prawidłowo, czyli wedle naszych postulatów niezmieniających się od tysiącleci, niezależnych od miejsca na Ziemi.

I to właśnie świętujemy. By się nareszcie narodziło!