Co powinno być za darmo (2)

2012-06-16 08:19

 

Istnieje coś takiego, jak dorobek cywilizacyjny. To jest pakiet rozwiązań, które spełniają pięć podstawowych warunków (Pięciokanon Społeczny):

 

  1. Powstają dzięki pasji, poświęceniu i kosztem wszystkich, nawet tych zaangażowanych pośrednio albo wręcz przymusowo;
  2. Ich „misją założycielską” było szerokie zaspokojenie oczywistych potrzeb występujących masowo (w tym sensie publicznych), a nie komercja;
  3. Radykalnie podnoszą status quo (np. poziom życia), stwarzają jakościowo nowe szanse rozwoju;
  4. Przez samo swoje istnienie zajmują przestrzeń publiczną (gospodarczą, społeczną), ograniczają inne wybory przez sam fakt że są;
  5. Ich funkcjonowanie zajmuje uwagę wszystkich, stają się „naturalnym”, a na pewno obiektywnym elementem rzeczywistości, najszerzej pojętego środowiska;

 

W tych czterech punktach opisałem tzw. Ultragospodarkę, na którą składają się Administracja (urzędy, placówki, organy), Infrastruktura (zespolona w sieci, struktury, systemy), Walory (bankowość, ubezpieczenia, gwarancje, fundusze, budżety, zapasy) oraz Polityka (nie mylić z Państwem, chodzi o zorganizowaną optymalizację interesów społecznych, np. samorządy, ale też kliki, koterie, kamaryle).

 

Ultragospodarka spełnia w aż nadto oczywisty sposób cztery kryteria opisane powyżej. Jest dobrem publicznym, w rozumieniu buchalteryjnym jest dobrem narodowym.

 

Już słyszę głosy oburzonych „rynkowców”, którzy wierzą święcie, iż komercyjność to jedyna szansa na zdefiniowanie realnej wartości dóbr, usług, całych struktur, a jeśli coś jest za darmo, to działa mechanizm niegospodarnej eksploatacji „dobra niczyjego” (patrz, np.: dylemat wspólnego pastwiska). Ale nie wdam się w odwieczną niemal dysputę między lewicą a prawicą o tym, jaki sposób zarządzania majątkiem narodowym jest bardziej efektywny i/lub bardziej sprawiedliwy. Choć nie powstrzymam się od kąśliwości i przypomnę „rynkowcom”, że nie istnieją nawet niszowo gospodarki rynkowe (swobodna konkurencja, równe szanse, swobodne przepływy, niska bariera wejścia), za to jest oczywiste i bardzo konkretne zmonopolizowanie wszelkiej gospodarki.

 

Zamiast tego przytoczę istniejącą w prawie niemal „od zawsze” instytucję służebności drogi koniecznej. Akurat polskie prawo w tej mierze jest niezbyt doskonałe i rodzi więcej konfliktów niż rozwiązuje problemów, ale idea godzenia interesów jednostkowych z interesami wspólnymi jest oczywista: nie może być tak, że dobro jednostkowe jest ograniczane przez inne dobro jednostkowe lub publiczne, bowiem zamyka to równość szans poprzez przywileje dla jednych ograniczeń obciążających innych.

 

Powstaje bowiem podstawowe pytanie, które jest co dzień odmieniane w zwykłych sprawach w milionach wariantów. Dlaczego energia elektryczna, woda bieżąca, internet, autostrady, kanalizacja, zbiorowy transport osób, zasoby muzeów, postępowania sądowe albo administracyjne, opieka zdrowotna,  – są dostępne tylko dla tych, którzy mają pieniądze na to, co spełnia Pięciokanon Społeczny? Dlaczego jest tak, że inwestowanie w te i inne sprawy zawsze wiąże się z poważnym wysiłkiem podatnika, ich codzienna eksploatacja wiąże się z uciążliwościami powszechnymi – a dostępność do nich oparta jest na selekcji finansowej? Dlaczego ktoś, kto ma parę groszy więcej, może przez kraj jechać wygodnie i szybko a ja nie, choć z moich podatków wybudowano autostradę czy super-szybką kolej, i to właśnie w ten sposób, że co dzień doświadczam jej uciążliwości? Dlaczego w sporze urzędowym czy sądowym stawia mi się bariery finansowe, co powoduje, że nie mam rzeczywistego dostępu do sprawiedliwego procesu? Dlaczego w większości urzędów i we wszystkich sądach bez logicznego powodu (poza stworzeniem bariery) za skopiowanie kartki płacę 1,-PLN, choć „na ulicy” kosztuje to 5 groszy, nie więcej niż 20? Czy moi przodkowie byli gorsi, skoro nie mam prawa korzystać z ich dziedzictwa w muzeum tak samo swobodnie, jak ktoś majętniejszy, z tych samych przodków? Czy sieci tramwajowe, kolejowe, autobusowe, energetyczne, wodociągowe – powstały zupełnie bez udziału podatków moich albo moich ojców i matek?

 

Kiedy powiadam, że te sprawy powinny być „za darmo”, to nie mówię o bezpłatności. Ale stawiam pryncypialnie problem równej dostępności, czyli zniesienia podstawowej bariery, jaką jest we współczesności opłata finansowa.

 

Pewnie że mam konkretne rozwiązania, gotów jestem je nawet udostępnić do powszechnej wiedzy.