Co się dzieje w koloniach

2015-02-10 07:28

 

Europa karmi, Ameryka chroni – taka doktryna na pewno obowiązuje w Polsce, Ukrainie i Estonii, a znalazłoby się kilka innych państewek tego regionu mających podobne myślenie, wmuszających je swoim „masom obywatelskim” na dziesiątki sposobów: przekazem medialnym, wsparciem dla inicjatyw takich a nie innych, dopuszczaniem inwestorów takich a nie innych, sojuszami, itd., itp.

Tytuł tytułem – a w treści owa doktryna wygląda bardziej praktycznie:

1.       Europa-żywicielka „wzięła w zastaw” rozmaite regalia w krajach Europy Środkowej, np. bankowość, zaopatrzenie w żywność, montownie zachodnich AGD-RTV i art. motoryzacyjnych, ubezpieczenia, turystykę. Czerpie z tego oczywisty dochód i do tego kontroluje poprzez nie rodzime starania gospodarcze. Po czym przekazuje tak skolonizowanemu krajowi dotacje budżetowe, definiując reguły ich wydatkowania, a do roli wykonawców przedsięwzięć dotowanych – deleguje swoje firmy. Dla tego planu korumpuje administrację centralną, dopuszcza korumpowanie lokalne i tzw. trzeci sektor, organizacje pozarządowe;

2.       Ameryka – wartownik zaczepny – dba o to, by wszelkie militaria, w tym strategie, ale też dyplomacja – pracowały zgodnie w interesie amerykańskiego sojuszu armii, białego domu i korporacji. W tym celu, w krajach środkowo-europejskich, instaluje gdzie się tylko da swoją obecność, choćby w postaci „placówki konsultacyjnej” albo używanego, demobilizowanego sprzętu, wkręca lokalne władze w swoje szemrane przedsięwzięcia „antyterrorystyczne”, no i konsekwentnie rozlokowuje swoją agenturę wpływu w administracji i w mediach oraz w służbach sekretnych. Charakterystyczne, że Amerykę sprawy stricte gospodarcze interesują tu śladowo;

Kolonizacja gospodarcza oraz zobowiązania sojusznicze rozchwiały kondycję ekonomiczną, ale też tożsamość najbardziej „dotkniętych” nimi krajów. Jeśli ich władze myślą jeszcze o suwerenności gospodarczej – to mają do dyspozycji wyłącznie nisze i enklawy, nie ujęte w ogólnych, wieloletnich strategiach Europy i Ameryki. W Polsce takimi enklawami są niewątpliwie górnictwo, rolnictwo, energetyka, budownictwo mieszkaniowe, lecznictwo, edukacja, mała i średnia przedsiębiorczość, a największym polskim problemem gospodarczym jest tzw. infrastruktura krytyczna, rozsypana, rozklekotana, dziadziejąca, jak jej symbol, koleje. A jeśli władze myślą o suwerenności militarnej – to mogą co najwyżej eksperymentować z Obroną Terytorialną Kraju, Obroną Cywilną, czy jak jej tam.

Zauważyć nietrudno, że te nisze i enklawy suwerenności wymagają poważnych , zwanych ogólnonarodowymi, programów rewitalizacyjnych, a zatem finansów. Skąd je brać, skoro wszystko co wartościowe i dochodowe, poprzez sojusze i „prywatyzacje” przeszło w ręce kierowane sumieniami „zagranicznymi”? Toteż zapaść objawia się spazmami w „suwerennych” obszarach gospodarki i dziadostwem w „suwerennych” obszarach militarnych (tu symboliczny jest długi ciąg awarii lotniczych z udziałem najwyższych władz, zwieńczony bezprecedensową, wstydliwą Katastrofą).

Rejterada Premiera i Wicepremier(ki) ma więc swoje głębokie uzasadnienie. Tylko nadzwyczajne umiłowanie Ojczyzny i równie nadzwyczajna przyzwoitość mogłyby ich powstrzymać.

Szaleństwo polskich władz, które uruchamiają gigantyczny projekt militarny, przeredagowują najnowszą historię na oczach jej żywych jeszcze uczestników, unikają sprawowania rządów w nielicznych enklawach suwerenności, ustępując na każdym kroku „sumieniom zagranicznym”, lokalnym związkom zawodowym i rosnącym w siłę „indignados” – skończy się jakąś rozpaczliwą „Aurorą”, tyle że w warunkach zupełnej degrengolady sił alternatywnych, antysystemowych, zdających się bardziej zdezorientowanymi, niż rząd porzucający w panice ostatnie punkty zakotwiczenia.

Trudno nie przyznać racji Kukizowi, Ogórek, Dudzie, a nawet Korwinowi-Mikke, ale każde z nich z osobna, i wszyscy oni razem – punktują wybrane, widowiskowe słabizny Państwa, nie proponując nowego ustroju w miejsce tego, co już na nazwę ustroju nie zasługuje. W ogóle nie myśląc – to niewybaczalne – kategoriami Europy Środkowej.

A im dłużej się opozycja „redaguje” – tym sprawniej zasadza się na Europę Środkową niezgrana para kolonizatorów: USA i Europa. Z każdym dniem szanse alternatywy maleją. Nadchodząca zadyma może już niczego nie zrujnować – bo odbędzie się na złomowisku-rumowisku.

Damy radę?