Cyber-zabawa w duchy

2013-12-06 07:17

W świecie „człowieka puszczańskiego” mieliśmy zapewne tyle samo skłonności do działania wbrew normom współżycia społecznego, co dziś. Tyle że wtedy podkładano inne świnie, podkradano inne dobra, inaczej zasadzał się jeden na drugiego.

Przez długie tysiąclecia – choć świat się zmieniał, a rzeczywistość obfitować zaczęła w rozmaite kąski łakome dla ludzi mających lepkie ręce, zimne serca i impregnowane sumienia – społeczności sąsiedzkie mniej więcej wiedziały o każdym z nas, kto zacz. Ten jest przyzwoity, choć raptus, tamten cichy, ale kradnie.

Aż przyszedł do nas świat całkiem syntetyczny, nierzeczywisty. W przestrzeni zwanej wirtualną funkcjonuje coraz więcej z nas, niektórzy – coraz liczniejsi – na tyle się pogubili, że wychodzą z cyberprzestrzeni do „realu” wyłącznie „po bułki” oraz „do toalety”. Wszystko inne mamy w sieci. Nikt poważny nie powie dziś jednoznacznie i stanowczo, do czego to doprowadzi: w dobie, kiedy podstawą utrzymania materialnego staje się „kombinacyjny łeb” oraz umiejętności typu „gameboy” – cała biologiczna uroda człowieka wydaje się zbędnym dodatkiem do układy nerwowego przedstawionego na rysunku poniżej[1], przy czym wiadomo, że stawiając tak problem idę „na skróty”.

 

 

No, przyznam się: pretekstem do tego, że oderwałem się od polityki i wchodzę w obszary cybernetyczno-etyczne jest wzmianka medialna o tym, że z najbardziej popularnych platform informatycznych „podwędzono” w ciągu kilku tygodni 2 miliony haseł użytkowników. Zacytujmy[2]:

Hakerom udało się wykraść hasła należące do internautów z 92 krajów za pomocą złośliwego oprogramowania znanego jako keylogger, które monitoruje i zapisuje klawisze wystukiwane przez użytkownika komputera, oraz sieci typu botnet (mianowicie: Pony Botnet). Najliczniejszą grupę, która padła ofiarą ataku cyberprzestępców, stanowiły osoby mające konta w najpopularniejszym portalu społecznościowym Facebook. Ponad trzy razy mniej wykradzionych haseł i identyfikatorów służyło do logowania w usługach Google’a (Gmail, YouTube) czy Yahoo. Odkryto, że w sumie hakerom udało się zdobyć informacje o kontach na przeszło 93 tys. stron internetowych, wliczając w to przede wszystkim następujące serwisy:

  1. Facebook – 318 tys. kont
  2. Google, Google+ oraz YouTube – 70 tys. kont
  3. Yahoo – 60 tys. kont
  4. Twitter – 22 tys. kont
  5. Odnoklassniki (rosyjski portal społecznościowy) –  9 tys. kont
  6. ADP – 8 tys. kont
  7. LinkedIn - 8 tys. kont

Jednym słowem, tłumacząc „z polskiego na nasze”: ktoś ma na tyle sprytu, że nawet jeśli zawsze zamykamy za sobą starannie drzwi – to i tak wlezie przez szparę do naszych włości i buszuje w nich jak po własnym gospodarstwie, podbierając co mu tam się nawinie pod rękę. Proceder uprawiany od zawsze, od czasów przedludzkich. Tyle że kiedyś „na wiosce” wiadomo było, kto to, choć nie zawsze za rękę złapano. A dziś nie wiemy nic. Duchy.

Owe duchy zrobiły – w opisanym przypadku – prosty numer: sporządziły pęki wytrychów, które wykorzystają z zaplanowany sposób, kiedy my pójdziemy spać, a nawet „równolegle”: my czytamy Heideggera na jednej „www”, a na drugiej ktoś nas „oporządza”, jak złodziejaszek w sąsiednim pokoju.

Swoje „łupy” owe duchy zmaterializują w „realu” (nakupią wódki i się upiją, wykupią sobie wczasy na ciepłej wyspie, wypożyczą najnowszy model samochodu) – albo wzbogacą swój wirtualny świat, lepiej zabezpieczony. Albo wystrzelą groźną rakietę z jednej bazy wojskowej przeciwko innej soldatesce, winę zrzucając na nas. Pomysłowość ludzka nie zna granic…

Najlepszym zabezpieczeniem przed tzw. cyberprzestępczością jest samowykluczenie: rezygnujemy z telefonu komórkowego i stacjonarnego, z kablówki, z internetu, z konta bankowego, z gadgetów elektroniczno-informatycznych. Czyli uciekamy za płot, do dzikiej puszczy. Paranoja…

Tylko po co…?

Zabawa w „policjantów i złodziei” trwa w najlepsze…