Człowiek samoubogi

2014-04-05 09:47

 

Pęcznieje dysputa, niepotrzebnie dzieląca świat na to co STWORZONE i to co DOKONANE. Jedynym jej skutkiem – dodajmy, fatalnym – jest sekciarstwo i fundamentalizm. Oba z czasem stają się zmorą tych, którzy je współtworzą i tych, którzy znajdują się w orbicie ich zainteresowań.

Spróbuję z tym powalczyć.

Wyobraźmy sobie jakiś SuperGeniusz (SG), zamknięty w przestrzeni idealnie ciemnej: żadnych sygnałów z zewnątrz (szczególarze niech sobie odpuszczą pytania o to, jak będzie SG karmiony i jak będzie załatwiał „potrzeby” – mówimy o modelu). Otóż taki SG z konieczności jest bezczynny albo idiocieje. Bezczynny dlatego, że nie mając żadnego „surowca” intelektualnego ma „przestój”, idiocieje dlatego, że może co najwyżej spekulować nad własnymi wyobrażeniami, zwidami, omamami, abstrakcjami, iluzjami.

Wystarczy jednak choćby jedna informacja z zewnątrz – aby SG zajął się konkretem. Kilka informacji wystarcza, by SG zaczął „modelować” rzeczywistość. A wielka mnogość informacji każe SG nawet selekcjonować „szum” informacyjny (patrz: inteligencja).

Można założyć (nie TRZEBA, ale MOŻNA), że wszystko, co nazywamy Materią, zostało „dostarczone” SG jako źródło informacji z „zewnątrz” albo powstało jako imaginacja SG. Nie ma dobrej metody naukowej, aby wiarygodnie rozdzielić Materię od Imaginacji. Ale jest sens, by choćby na chwilę „odciąć” swoją umysłowość i duchowość od „flesz-ciała”, będącego dla tej umysłowości i duchowości doczesnym tragarzem. Choćby na chwilę, niezobowiązująco.

Od lat używam słowa Logika dla wskazania, że Uniwersum (Wszystko co Jest) występuje w kilku(?) „redakcjach”, właśnie Logikach. Jedną z Logik jest Materia, ale nie jest powiedziane, że Logiki nie przenikają się, co oznacza, że nasze zmysły, bodźcujące instynkt>doświadczenie>behawior, intuicję>wyczucie>opinia, emocje>wartości>ocena, wyrafinowanie>refleksja>wiedza – rejestrują coraz bardziej „dojrzale i profesjonalnie” pomieszane bodźce, wpuszczane w nasz obszar detekcji przez wąską dziurkę. Tylko ktoś bezgranicznie niekompetentny może zatem twierdzić, że COKOLWIEK WIE o rzeczywistości w sposób naukowy. Nie neguję nauki jako takiej, wręcz odwrotnie, ale mam świadomość, że za miliard lat jacyś kosmiczni badacze rumowiska po „błękitnej planecie” będą mieli jej „archeologiczny” obraz tak dalece nieprawdziwy, jak my mamy nieprawdziwy obraz siebie samych i Uniwersum.

Każda nauka – w tym nauki zwane ścisłymi, oparte na matematyce – wywodzi swoje koncepty z jednego lub kilku AKSJOMATÓW (zdania przyjmowane za prawdziwe, których nie dowodzi się w obrębie danej teorii). Taką potrzebę ma wszelka inteligencja, nawet – jeśli istnieje – SG. Jest to potrzeba nijak nie wyjaśnialna, w tym sensie absurdalna. Przejawem tej potrzeby są też wszelkie formy WIARY, przy czym nikt nie jest w stanie powiedzieć, co jest skuteczniejsze poznawczo: aksjomat boskiego SG czy aksjomaty którejś z „nieboskich” nauk.

Jeśli potrafimy się zmusić do oderwania WIARY od RELIGIJNOŚCI, to łatwo zauważymy, że każda próba intelektualnego, duchowego, emocjonalnego uporządkowania rzeczywistości jest nacechowana WIARĄ, czyli arbitralnym przyjęciem, że coś, co jest w swej istocie niepojęte – to jednak JEST. Poprzednie zdanie jest wyznaniem WIARY, a nie RELIGIJNOŚCI. Takie wyznanie zawierają elementarze wszelkich nauk, jakie wykreowała Ludzkość.

Dawkinsy – czyli fundamentaliści poglądu o nie istnieniu czegokolwiek boskiego – stawiają na APROKSYMACJĘ: newtonowski świat rzeczy stał się, w wyniku badań naukowych – arystotelowskim, bohrowskim, światem atomów, antycypowanym zresztą przez „religie” Njaja i Waiśeszika (poglądy atomistyczne odnowił Pierre Gassendi w dziele „Exercitationes paradoxicae adversus Aristoteleos”), a obecnie – z wykorzystaniem dorobku fizyki kwantowej – wyróżniamy kilkadziesiąt cząstek elementarnych i oddziaływań „niczego na nic”, uznając to wszystko za sumaryczny budulec Materii(?). w ten sposób Dawkinsy oczekują, że człowiek i jego inteligencją tak bardzo zbliżą się do „sedna materialnego”, że wszystko stanie się jasne bez potrzeby wyobrażania sobie jakiegokolwiek Boga.

Życzę dawkinsom powodzenia. I refleksji nad tym, co sami wyprawiają ze swoją „pochwałą intelektu”.

Oświadczam: każdy, kto WIARĘ wmawia innym jako aspekt wyłącznie religijny (dotyczy zarówno przywódców kościołów, jak też dawkinsów) – bawi się niebezpiecznie z Uniwersum, a ta zabawa grozi wybuchem. Wiara bowiem – powtórzmy – to aksjomatyczne założenie o tym, że coś, co niepojęte, jest. Można temu nadawać formę uduchowioną, można formę unaukowioną, ale istoty Wiary nie da się zmienić, ZANIM NIE BĘDZIEMY WIEDZIEĆ WSZYSTKIEGO, czyli nigdy.

Jeśli wiara, ta ludowa, prostaczkowa, ma oznaczać kapitulację intelektualną, rezygnację z niezależnej pasji poznawczej, zdanie się na Opatrzność kosztem własnej podmiotowości – to zadaniem każdego kapłana-duchownego jest wybijać to wiernym z głowy. Jeśli tego nie czyni – to nie tylko popełnia zbrodnię na ludzkiej kondycji, ale też grzeszy, bowiem większość ksiąg uświęconych, które czytałem, nawołuje do poznawania wszechrzeczy własnymi siłami, a dopiero to, co nijak nie poddaje się rozumowi – oddanie (do czasu) w pacht założeniom aksjomatycznym.

Czyż naukowcy robią cokolwiek innego?