Czy populizm i dlaczego…?

2018-07-05 09:30

 

Mój znajomy, człowiek z dorobkiem zawodowym, ale z niepowodzeniem politycznym na koncie – zauważył był (cytuję): Niestety taka jest prawda, że większość społeczeństwa popiera PiS-owską reformę sądownictwa. Nawet spora część protestujących popierałaby podobne zmiany gdyby to nie PiS je wprowadzał... Kto nie zna programów Jaworowicz, czy filmów takich jak „Układ zamknięty”, o którym nawet Wyborcza pisze że to „Polska z bliska”? Kaczyński jako populista nie wymyśla nic nowego, tylko realizuje pragnienia społeczeństwa...

Widzę w tym oświadczeniu ten rodzaj refleksji, który mnie pociąga, bo szuka prawdziwych powodów, dla których na powierzchni życia publicznego pojawiają się liszaje.

To jest bardziej złożone: populizm nie polega na orientowaniu się we wszystkim na infantylne oczekiwania społeczeństwa-narodu-ludności, tylko na tym, by robić swoje udając, że się orientuje na "elektorat".

Nawet jeśli uważamy to za niemoralne – tak po człowieczemu – to przecież politycy, a tym bardziej ich ugrupowania i kamaryle, rzadko kiedy poważnie przejmują się Krajem i Ludnością, ale nie bez powodu zadbali o takie „wstawki” do obszaru prawa, jak wielokrotnie przeze mnie obsobaczany artykuł 104 Konstytucji, w którym stoi czarno na białym, że posłowie są „szefami” wobec elektoratu, ale jakby co – to ów elektorat nie może posłów wiązać, ograniczać, trzymać za słowo dane w kampanii wyborczej.

W tłumaczeniu na „nasze” wygląda to tak, że w kampanii wyborczej można naobiecywać wszystko, a kiedy kampania jest skuteczna (kandydat „wygrał”) – to można te obietnice spuścić do pomyj za pomocą rzeczonego artykułu Konstytucji.

Sam znam takich przepisów – różnej rangi – setki, bo je sobie kolekcjonuję. I widzę, że nawet w dobie rozważań o nowym referendum konstytucyjnym – nikt tego procederu nie zamierza ruszyć…

Wróćmy do PiS i spostrzeżenia mojego kolegi, że niektóre obietnice (projekty legislacyjne) tej formacji są bez masowego „obywatelskiego” poparcia tylko dlatego, że to PiS je zgłasza, a gdyby zgłosił ktoś inny…

To jest ta smutniejsza połowa prawdy, mówiąca o tym, że racjonalność „obywatelska” jedzie na kobyle stereotypów, uprzedzeń, małostek.

Ta druga połowa nas powala bezsilnych wobec szyderczego cynizmu: otóż PiS jak chyba żadna inna formacja wprowadza mnóstwo rozwiązań prawnych, które podpiera swoimi obietnicami wyborczymi i pragnieniem „narodu” by się one ziściły.

Flagowcem flotylli projektów jest ten o nazwie 500+. To jest – mówię jako ktoś kto czuje się ekonomistą – ostrożna przymiarka do Minimalnego Dochodu Gwarantowanego, płaconego w pieniądzu, rzeczach, sługach i dostępach każdemu, kto nie potrafi lub nie może sam sobie zapewnic godnego dochodu.

Nie patrzmy na niedoróbki, kierunek wydaje się słuszny, zwłaszcza jeśli dodamy Mieszkanie+ oraz pakiet dla przedsiębiorców niewielkich.

Rzecz w tym, iż cała tę zabawę w „przekupstwo socjalne” skierowuje się do elektoratu czynnie wspierającego chrześcijański model rodzinności (Ona przy Kuchni, Dzieciach i Kruchcie, On oddany słusznej idei, nie awanturujący się).

Nie dość, że ludzi prawdziwie tak myślących i działających jest niewielu (choć wielu – nie będąc takimi – myśli że są) – to taka „polaryzacja” (jak magnes przyłożony do opiłków żelaznych) powoduje lawinowe „nawrócenia” polityczne, pozorne i fałszywe, bo bez skutku głównego, czyli demograficznego.

Więc mamy do czynienia z wielowarstwową machinacją: rządzący udają, że robią dobrze wszystkim, choć robią dobrze tylko „swoim”, a pozostali trudno, skoro się załapali… Inna warstwa tej zabawy – to udawanie przez łakoma rzeszę, że się nawróciła i jest „swoja”. Tak odczytuję prognozy oparte na wyborczych wskazaniach „opinii publicznej”.

W tym kontekście cała ta polska zadyma demokratyczno-wolnościowo-konstytucyjna – to furda, tyle co zeszłoroczny śnieg. Bo aktyw opozycyjno-dysydencki też udaje, że walczy o Sprawę, gdy tymczasem walczy o kontr-PiS-tencję, co oczywiście najlepiej ujął niezawodny huncwot Wałęsa, ogłaszając krucjatę przeciw „głównemu sprawcy”, i to do skutku, ze stutysięczną armią gotową do powtórki piekła zakończonego niegdyś stanem wojennym, a nawet z użyciem broni (z czego się teraz wycofuje udając że to echo grało, a nie on grzmiał w tubę).

Da ktoś wreszcie temu Wałęsie osła osiodłanego, maczugę sękatą i płaszcz złocony…? Mnie bowiem nie stać, bo wciąż się chichram (hihram?) na wyobrażenie tego Sancho-Pansy stojącego przed Nowogrodzką niczym rycerz Dreptak Waligórskiego…. Taki rozchichrany nie mogę nawet się schylić w charakterze schodka, po którym Wałęsa wtarabaniłby się na osła…

I ten przysłowiowy Suweren, czyli bogu ducha winien elektorat, nie wierzy już nikomu, ale przyzwalająco sięga po darmówki, obiecując, że odda swoje głosy na łapowników socjalnych.

Zresztą, kiedy przywyknie do tych wszystkich „plusów”, które się jeszcze na dobre nie zagnieździły – dopiero pokaże gdzie raki zimują, wszystkim po równo, psiajuchom, wielbicielom artykułu 104 Konstytucji.

I po co było odmawiać Zmianie rejestracji sądowej, a potem jej przywódcę osadzać w więzieniu, nazywanym eufemistycznie aresztem tymczasowym…? Jeszcze chwila, i nawet mega-socjalny populizm stanie się wydmuszką, powgniataną zewsząd i zwyczajnie niejajeczną…!