Czyj jest ten kawałek podłogi

2014-10-10 06:03

 

Każdy ma swój własny cyrkiel wyobraźni. Są tacy, którym wystarcza to zaledwie, co jest najbliżej, czyli tak blisko, że nie tylko widać zarys, ale wszystkie kształty, kolory, wyraz twarzy, rysy na elewacji, czuć zapachy, smak i temperaturę, słychać dźwięki, a bywa, że obecność czegoś bliskiego jest odczuwana nawet, jeśli wszystkie zmysły wyłączyć. Tacy ludzie – to ludzie domowi, gniazdowi, nad wyraz ceniący sobie swoje własne pielesze.

Są też tacy, którzy robią – raz na jakiś czas – kilka kroków za horyzont widoczny z własnego progu. Tym już nie wystarcza to, w czym się zadomowili, ale wyprawiają się do sąsiedzkich dolin, za zakrętem, za lasem, bitą drogą albo przez łąkę: tam konstatują, że wszystko jest „jak u nas”, a zarazem „zupełnie inaczej”. Ich wiedza o świecie jest równie „pozioma”, jakby nie ruszali się z domu, ale wartością dodaną takiego spojrzenia jest możliwość porównania siebie do innych.

No, i są też tacy, którym zawsze mało, wyprawiają się na całodniowe i dłuższe wycieczki, wdrapują się na najwyższe wzgórza, gotowi są nawet oderwać się od ziemi na rozmaitych wehikułach – byle tylko ogarnąć spojrzeniem i myśleniem przestrzenie nieznane, tak wielkie, że nie ma jednego słowa na ich określenie poza słowem „dal”. Owa „dal” podstępnie tych ciekawskich zwabia i pożera, niczym plantae carnivorae[1] – i już odtąd należą oni do świata, a nie do domu rodzinnego, nie do sąsiedztwa.

Dobrze byłoby nam zrozumieć, że o ile dwa pierwsze sposoby widzenia świata wyraźnie i stanowczo kotwiczą człowieka w jego mateczniku – o tyle ten ostatni sposób odkorzenia nieuchronnie i konsekwentnie. Człowiek, którego pochłonęła „Wielka Skala”, ma odciętą pępowinę: nawet kiedy pojawia się w rodzinnych stronach, to już jest odmieniony, jest gościem zaledwie.

Ale żyć bez matecznika – gorzko i nijako. Toteż ci odkorzenieni, z przeciętą pępowiną, zastępują sobie instynktownie matecznik – ojczyzną, Heimat –Veterlandem. Okastrowani ze wspólnotowej przytulności udomowienia (gemütlich), budują sobie konstrukt pojęciowy, którego tylko oni używają na co dzień, a pozostałym serwują to swoje nowe łoże jako rzecz uroczystą i nadrzędną.

Nie, Czytelniku, nawet przez myśl mi nie przelatuje zamiar zlekceważenia Ojczyzny jako kategorii jednoczącej nas w Naród, Społeczeństwo, Kraj, Państwo. Chcę tylko powiedzieć, że akurat ci, którzy z pojęciem „Ojczyzna” obcują na co dzień w słowach i zamiarach – traktują akurat to pojęcie jako narzędzie, zastępujące im Dom.

Sporządziłem już dawno kilkaset sylwetek ludzi, z których większość znam osobiście, a pozostali uczynili wiele, bym ich poznał medialnie. Pięćdziesięcioro z nich – to pierwszy tom mojej – jak zwykle nie mającej szans na wydanie – książki „Pajacyki polskie” (TUTAJ). Następnych trzystu nazwisk – choć już „sporządzone” – nie zamieszczam, bo czekam, który z nich wytoczy mi może jakiś proces o zniesławienie, poniżenie czy co tam jeszcze. Nie mam bowiem umiaru w ocenie tych „postaci”: prezesa (byłego już) największej polskiej inwestycji (przekrętu?) nazywam niedoukiem (TUTAJ), robiącą karierę sędzinę nazywam głupią gęsią i wredną suką, a także, zwyczajnie, przestępcą (TUTAJ), najbardziej medialnego podskakiewicza lewicowego nazywam … eeeech (TUTAJ), ober-dyplomatę nazywam księciuniem-murgrabią z Chobielina (TUTAJ), dostaje się też najsłynniejszemu polskiemu witrażyście (TUTAJ), a nawet profesorce, którą przez meandry twardej polityki prowadzi siła pozaziemska (TUTAJ). I nic, nadal nie jestem podsądnym, a przecież nie mam „żółtych papierów” ani nie jestem medialnym nad-człowiekiem, którego lepiej nie ruszać. Skoro tak, to upewniam się w swoich ocenach, że oto ci celebryci tak dalece przekroczyli horyzonty, że nic już ich nie trzyma blisko przyzwoitości, zdrowego rozsądku, trzeźwego spojrzenia, współplemieńców. Czysta, wysublimowana celebra[2]. Zbyt długo i intensywnie uprawiana, powoduje swoisty samo-kult, kiedy to celebryta traci więź z rzeczywistością i żąda dla siebie – bardziej lub mniej uprzejmie – wyłącznie cokołu i aplauzu.

Rzecz w tym, drogi Czytelniku, że całe to towarzystwo, z Ojczyzną na ustach, włazi nieproszone do Twojego domu, a nażarłszy się do syta, zgwałciwszy Ciebie i Twoich bliskich – czyni Ci na koniec uwagi, jak masz żyć, następnie owe uwagi potwierdza majestatem prawa, które on właśnie stanowi dla Ciebie, mając w nosie to co ustaliłeś sobie ze swoimi bliskimi i w swojej – na przykład sąsiedzkiej – wspólnocie.

Przy okazji wyborów, zwanych szyderczo samorządowymi – osobnicy i osobniczki odkorzenione do imentu (szanujące tylko własną grupę interesów, złożoną z takich samych popaprańców) – dodatkowo wmawiają Ci, że to oni, nikt inny, są naturalnymi Twoimi przewodnikami, jako najlepsi z najlepszych.

No, to pokaż, Czytelniku, jaki z Ciebie obywatel.

 

 



[1] Pedia: rośliny mięsożerne (łac. plantae carnivorae), znane też pod mniej precyzyjną nazwą jako rośliny owadożerne (łac. plantae insectivorae) – grupa ekologiczna roślin której przedstawiciele wabią i chwytają zwierzęta za pomocą różnie przystosowanych w tym celu liści pułapkowych oraz odżywiają się pokarmem zwierzęcym. Ofiarami są najczęściej owady, pajęczaki, niewielkie skorupiaki;

[2] Celebra – to (nierzadko sformalizowana, na wzór obrządku) nienaturalna, nad-uroczysta, nacechowana lekceważeniem, wyniosłością lub nawet pogardą wobec „maluczkich” forma bycia w przestrzeni publicznej. Wybrane zamienniki definiujące celebrę: akt uroczysty, celebracja, majestatyczność, nabożeństwo, namaszczenie, patos, ceremonialność, obrzędowość, majestatyczność, podniosłość, powaga, pompa, rytuał, obrzęd, uroczystość, uświetnienie. Celebryta – to np. ktoś, kto obnosi się ze swym gwiazdorstwem, osoba popularna, osoba wzbudzająca zainteresowanie mediów i ich odbiorców, osoba „znana z tego, że jest znana”, sława, gwiazda;