Demarcação Já! Frustraci?

2014-06-20 16:25

 

Rodzimych mieszkańców obu Ameryk nazywa się Indianami, ze względu na fatalną pomyłkę „odkrywców”: tym zdawało się, że dotarli do Indii.

W obu Amerykach Indianie ci są – co oczywiste – gospodarzami swoich ziem, zwłaszcza jeśli „ktoś inny” wszedł w ich posiadanie bez poszanowania praw gospodarza (to oględne sformułowanie, bo można też mówić o ludobójstwie albo eksterminacji), choć żadna ważka siła polityczna na świecie nie szanuje tych oczywistych praw. Dotyczy to zresztą również Australii czy Syberii albo Grenlandii. Tak zwana społeczność międzynarodowa udaje sama przed sobą, że historia Ameryk, Syberii czy Australii albo Grenlandii rozpoczyna się od „chwili” ustanowienia tam kontroli (administracji?) imperialnej.

Jak wiemy, czas kolonizacji w Afryce czy w Indiach albo w Arabii zakończył się, choć sama kolonizacja poczyniła w tych obszarach świata spustoszenie kulturowe i polityczne. No, ale Indie, Arabia, Afryka – to setki milionów ludzi. Nie da się tego powiedzieć o ludach Australii, Grenlandii, Amazonii, Syberii, itd., itp.

Werá Jeguaka Mirim, 13-latek z plemienia Indian Guarani, z wioski Krukutu, był jednym z trójki dzieci dobranych wedle rasy (biały, czarny, indiański), które podczas inauguracji mundialu wypuściły w powietrze gołębie pokoju. Schodząc z boiska nastolatek niespodziewanie wyciągnął transparent z hasłem nawołującym do przywrócenia Indianom ich rdzennych ziem – taki jest przekaz medialny z wydarzenia, którego brazylijska telewizja (inaczej: telewizja oficjalna) nie przekazała światu, celowo i świadomie kastrując przekaz. Protest zaplanowano – najprawdopodobniej – siłami Comissão Guarani Yvyrupa, pozarządowej organizacji oporu Indian Guarani (południowa Brazylia).

Werá Jeguaka Mirim – to syn Olivio Jekupé (patrz: TUTAJ). Indianina Guarani, pisarza infantylnego (literatura infantil). Encyklopedie definiują „literaturę infantylną” jako tę, która jest tworzona przez „bardzo nieletnich” oraz tworzona przez dorosłych dla dzieci. Tymczasem chodzi o literaturę „prymitywną”, właściwie zapis ludowych podań przekazywanych dotąd ustnie, stanowiących niematerialny dorobek kultury. Używa się tu przymiotnika „indigenous” albo „native” (tubylczy, autochtoniczny). Mówiąc zatem jaśniej: Olivio Jekupé jest duchowym strażnikiem kultury Indian Guarani, biorąc odpowiedzialność za to, co go bezpośrednio dotyczy, czym żyje jego wspólnota (fenomen Guarani obejmuje kilka milionów ludzi rozproszonych po dużym obszarze Ameryki Południowej). Oczywiście, ojciec, syn i większość wioski mówią biegle po portugalsku, chodzą w odzieży i obuwiu marko-podobnym, mieszkają – jak mówi jeden z wioskowych przywódców – w kilkaset osób na 25 hektarach, co wobec tradycyjnej formuły życia jest dla nich ciasnotą.

Wyobraź sobie, Czytelniku, że do twojego domu wtargnęli żądni łupów i kwatery watażkowie. Kogo z rodziny nie ubili, tego gwałcą. Dom uznają za swój, informując Ciebie o tym albo i nie. Po wstępnym, euforycznym obrabowaniu go – zaczynają w nim gospodarzyć, a Ciebie i innych ocalałych trzymają w piwnicy albo w przydomowej komórce. Po kilkuset latach Twoi potomkowie uznani zostaną za Twoich pełnoprawnych spadkobierców, w związku z czym otrzymają pokoik pod schodami i prawo pędzenia bimbru oraz – dwa razy w kwartale – głośnej imprezy rodzinnej zaliczanej łaskawie do folkloru, na którą „wypada” zaprosić potomków watażkowych, ci zaś nadal całą posiadłość mają za swoją.

Kiedy młody Werá pokazywał stadionowi czarny napis na czerwonym tle (może wiedział, że to kolory anarchistów) – demarcação já! – to w rzeczywistości przywoływał całą historię kolonizacji Ameryki Południowej. Napis ten, w tamtym regionie – oznacza żądanie natychmiastowego zaprzestania procederu wyznaczania (zacieśniania) obszarów swobodnego funkcjonowania wiosek, aby wszystko inne swobodnie podporządkować „przemysłowemu” rolnictwu, które na zawsze odmienia eksploatowane tereny. W artykule na stronie Comissão Pastoral da Terra (TUTAJ) znajdujemy zdanie „As três inocentes pombas, mais uma vez trouxeram o desejo de uma paz negada de mais de cinco séculos. A paz dos indígenas, dos quilombolas, dos sem terra” (Trzy niewinne gołębie, po raz kolejny niosą pragnienie pokoju, którego odmawia się od ponad pięciu wieków. Pokoju dla rdzennych mieszkańców, dla ich siedzib-quilombolas, dla bezrolnych).

Potoczne przekonanie na temat rzeczywistości kolonialnej Ameryki odbiega znacznie od stanu faktycznego (Ronald Lasecki, Narodziny narodu, recenzja filmu "Brava Gente Brasileira"). Winna jest temu w największym stopniu kartografia historyczna. Z map przedstawiających podział polityczny Ameryki Południowej w XVIII wieku wysnuć by można wniosek, że kraje tego kontynentu były wówczas w pełni skolonizowane. Rzeczywistość historyczna wyglądała jednak zupełnie inaczej i faktyczne granice Ameryki Romańskiej nie obejmowały między innymi dorzeczy Amazonki, Orinoko, a także terenów Mato Grosso i części kontynentu położonej na południe od rzek Colorado i Bio-Bio. W krajach tych żyły wolne plemiona indiańskie, samodzielność polityczną zachowujące niekiedy aż do końca XIX wieku, a odrębność sposobów życia do połowy wieku XX. Obecność Białych ograniczała się tam do działalności misjonarzy i wędrownych handlarzy, okresowych najazdów łowców niewolników i pojawiających się tylko niekiedy reprezentantów administracji kolonialnej, czy później funkcjonariuszy państw powstałych na gruzach imperiów hiszpańskiego i portugalskiego.

Medialna Brazylia żyje dziś świętem futbolu. Polityczna Brazylia uchodzi za lewicową. Gospodarcza Brazylia, poza „normalką” – to zwarcie „przemysłu” rolnego (nie mającego nic wspólnego z ekologią) i przemysłu drzewnego oraz inwestorów – z Amazonią. Przypomina to zwarcie „młyn” w meczu rugby, tyle że w jednej z drużyn stoją giganci, a w drugiej – karły. Wyczyn młodego chłopaka – to element beznadziejnej walki podjazdowej, jaką prawowici gospodarze Brazylii prowadzą z najeźdźcami, którzy od 500 lat zdążyli się już zadomowić na tyle, że widzą Indian jako niewdzięcznych barbarzyńców. Niewdzięcznych oczywiście za kaganek cywilizacji, im przyniesiony.