Demokracja a swobody gospodarcze

2011-02-02 06:27

 

Zostałem celnie wczoraj ukąszony przez komentatora w sprawie prób eksportu demokracji do Arabii. Na moją tezę, iż kultury poza-europejskie wychwytują z idei demokratycznych tylko te, które im pasują do pozycjonowania w świecie – odpowiedział: Korea Płd. i Tajwan w rankingach Democracy Index wyprzedzają Polskę. Były tam jakieś tradycje demokratyczne? – pyta słusznie.

 

Nie wiem, czy go przekonam, że dał się wpuścić, ale spróbuję. Na początek jeszcze raz zacytuję Marcina Punpura (portal Racjonalista), który pisze: „Demokracja stała się dobrem powszechnie pożądanym, gdyż nawet państwa o skądinąd autorytarnej reputacji używają jej sztandaru. Naiwnością byłoby jednakże sądzić, że ta retoryka przekłada się na realną politykę. W krajach afrykańskich struktury państwa są albo słabo rozwinięte, albo w ogóle ich nie ma. W Azji prawa człowieka są łamane na porządku dziennym, a społeczeństwo obywatelskie to termin abstrakcyjny i niezrozumiały. W krajach arabskich sytuacja wygląda jeszcze gorzej, gdyż większość z nich ma w rzeczywistości autorytarny charakter. Kary śmierci za bluźnierstwo i apostazję, dyskryminacja kobiet, homoseksualistów, wrogi stosunek do nie-muzułmanów, to tylko niektóre z przykładów świadczące o tym, że ustrój polityczny panujący na tym obszarze kulturowym nie ma nic wspólnego z demokracją”.

 

I jeszcze raz przypomnę „pouczająco” idee demokratyczne zrodziły się w dyspucie, na ateńskiej Agorze (symbolicznie, zaś rzeczywiście w praktyce politycznej autorytarnych władców helleńskich: powtórzono te formułę w rzymskim Forum), i obrazowały optymistyczne, samopostrzeganie próżnych i dumnych z siebie Ateńczyków (następnie Rzymian), gdy tymczasem owa ateńska (rzymska) demokracja obejmowała nielicznych, żyjących z przechwyconych owoców pracy niewolniczej i z drenażu niewolniczego intelektu (to drugie bardziej w Romie). Pozostali mogli sobie pomarzyć.

 

Czy fakt, że Sanhedryn Wielki wraz okręgowymi „samorządził” się w rzymskiej prowincji oznacza, że Judea w czasach Chrystusa była demokratyczna? Moim zdaniem była raczej miejscem wszelkiego wyobrażalnego drenażu, podobnie jak wszystkie prowincje „demokratycznego” Imperium Romanum.

 

Z anglo-saskiego punktu widzenia przyjęło się komentować, że kiedy w jakimś kraju uruchamia się swobody gospodarcze, to pomykamy ku demokracji.

 

Pamiętam, jak wielkie było pragnienie polskiej „nawy rządzącej”, aby powstała u nas tzw. klasa średnia. Świat intelektu i mediów „sprzedawał” nam koncept społeczeństwa obywatelskiego, uruchamianego siłą przedsiębiorczości gospodarczej i organizacji pozarządowych.

 

I okazało się, że nawet u nas, w kraju Konstytucji 3 maja, w kraju obcującym przez wieki po sąsiedzku z procesami decentralizacji, z rozkwitem municypalności i komunalności, z erupcją praw obywatelskich i praw człowieka, z absolutną decentralizacją władzy, z patrzeniem Władzy na ręce i częstymi dymisjami niegrzecznych oficjeli – kolejne rządy potrafiły poprzykręcać biznes do kaloryfera, żeby sobie za dużo nie myślał, a organizacje pozarządowe jedzą rządom z ręki, nie mówiąc już o samorządach terytorialnych, które są „gorszymi”, wysuniętymi placówkami Rządu i w ogóle Państwa.

 

Tzw. klasy średniej jak nie było – tak nie ma. Poziom obywatelstwa (mierzony np. rozmiarami i jakością tzw. kapitału społecznego) – dziadzieje. Mediokracja kwitnie. Państwo schowało się za tajemnicami i kumoterstwem. Nomenklatura stała się wielkim korytem. Hierarchowie największego z kościołów dysponują do woli organami państwa i samorządu terytorialnego i majątkiem społecznym, nie rozliczając się przed parafianami i tymiż organami z niczego, nawet z przestępstw. Srebra rodowe wyprzedawane są za bezcen (tzw. prywatyzacja), a pozyskane środki rozpływają się w zadłużeniu.

 

Gdzież ta demokracja? Nie ma jej nawet pośród establishmentu, jak to było w Helladzie! Agorę czy Forum (helleńsko-rzymskie symbole dysputy) – tłamsi się nie szanując świata intelektu, głodząc go albo karmiąc za srebrniki „eksperckich” usprawiedliwień polityki.

 

Wyjrzyjmy za granicę: w Chinach czy Indiach albo Afryce swoboda powoływania firm jest niemal pełna, ale reżimy „wiszą” nad ludnością nie dając się jej „obywatelizować”, nawet przy okazji wyborów i innych fasadowych okoliczności. W Rosji każdy robi co chce w dziedzinie biznesu, byle żyć lepiej niż przeciętni biedacy, ale to co kluczowe – swoboda aktywności społeczno-publicznej i swoboda inwestowania – pozostaje pod ścisłą kontrolą i Państwa, i establishmentu. Uchodząca za wzorcową demokrację współczesną Ameryka jest od ponad stulecia krajem – 11 września nic tu nie zmienił – największej z wyobrażalnych inwigilacji ludności i sobiepaństwa służb, mega-biznesu, armii wraz z przemysłem zbrojeniowym, a tzw. wymiar sprawiedliwości jest wzorcowym „rynkiem gamblingu”, na którym kwitnie gra na przepisy, procedury i „dojścia”, w zupełnej abstrakcji od prawdy i od sprawiedliwości.

 

Nie jest zatem prawdą, że swoboda przedsiębiorczości jest tym obszarem wolności i obywatelskości, z którego nieuchronnie rozkwita demokracja, niezależnie od miejsca na Ziemi, niezależnie od wielowiekowych tradycji cywilizacyjno-kulturowych. Swobody gospodarcze są zupełnie "równoległe" do instytucji demokratycznych, nijak się wzajemnie nie przekładają. Do tego dochodzi oczywistość: nie ma w świecie firmy zarządzanej demokratycznie, przedsiębiorczość gospodarcza kłóci się z demokracją, zatem nie ma dobrego sposobu przełożenia Rynku (miejsca rywalizacji podmiotów gospodarujących o ustanowienie „pod siebie” monopoli) na obywatelskość, samorządność, demokrację.

 

Demokracja – o tym już pisałem – MUSI być wywiedziona z rosnącej obywatelskości „pospolitego ludu”, polegającej na rozeznaniu w sprawach publicznych i dobrej woli czynienia wspólnie (kolektywnie) dobra publicznego. Warunkiem takiej demokracji jest separacja bezpośredniej kontroli społecznej od administracyjnej kontroli (panowania).

 

Obywatelstwo „rejestrowe” (PESEL, NIP) – osadzone na prawie/przymusie głosowania w wyborach i takimż przymusie płacenia podatków, na wszechwładzy Nomenklatury – to atrapa, aż dziw, że dajemy się wciąż na nią nabierać.

 

W Polsce właśnie zaczyna się „dysputa” o tym, kto znajdzie się na listach wyborczych do Parlamentu. Czyżby ona była demokratyczna? Czy wybrani parlamentarzyści będą się czuli zobowiązani wobec wyborców, a swoje dobro będą postrzegać jako pochodną dobra wspólnego, publicznego?



 

 

Kontakty

Publications

Demokracja a swobody gospodarcze

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz