Dobre zmiany?

2013-06-21 17:38

 

Kilku polityków przyznaje się do współautorstwa konceptu Dobrych Zmian, który na razie sprowadza się do inicjatywy powołania nowego zespołu parlamentarnego (czyli czegoś w rodzaju koła zainteresowań).

Chciałbym krótko zauważyć, że obowiązkiem parlamentarzystów, który biorą na siebie plotąc androny podczas kampanii przedwyborczych oraz składając ślubowanie, jest wprowadzanie zmian na lepsze. Powstaje zatem wrażenie, że ci, którzy zakładają nowy zespół sejmowy, właśnie sobie przypomnieli o tej oczywistości – a pozostali jeszcze się nie obudzili. To by się trochę zgadzało z tym co piszę od zawsze, uchodząc za malkontenta i dyżurnego narzekacza.

Głoszę – i potrafię to udowodnić – że jeśli rząd nie potrafi tak zmieniać rzeczywistości, by zmiany nie szkodziły nikomu, a poprawiały los wielu – to lepiej niech się nie zabiera za rządzenie. Praktyka jednak jest inna, odwrotna wręcz: zbawienne ponoć reformy Balcerowicza wygenerowały rzesze bezrobotnych, bezdomnych i kolosalną przestępczość zorganizowaną. Równie obfite w dobrodziejstwa reformy Buzka pogorszyły warunki ochrony zdrowia, stłamsiły ostatecznie samorząd lokalny, upośledziły system edukacji, skryminalizowały system emerytalny. Takich przykładów jest setki, nawet jeśli ograniczymy się tylko do ustaw sejmowych.

Posłowie zakładający nowy Zespół zajmują się zaś swoistym KERYGMATEM, czyli głoszeniem objawień, jakich właśnie doznali na skutek jawnej i oczywistej (wreszcie) kompromitacji Transformacji (kerygmat: chrześcijańska norma nakazująca głoszenie dobrej nowiny każdemu napotkanemu).

Oczywiście, z zainteresowaniem będę się przyglądał posłom nowego Zespołu, którzy jakoś tam próbują przygotować się do „dudziarskiej jesieni” (patrz: dudy, patrz: dziarskość), ale myślę sobie, ze bez uspołecznienia gospodarki (nie mylić z upaństwowieniem) oraz bez usamorządowienia polityki – nic z tego nie będzie poza „ratuj się kto może”.