Domniemania rozmaite

2012-09-12 19:07

 

 

Twierdzę, że panujący nam miłościwie w Polsce ustrój-system jest z wyrachowaniem skierowany – w interesie rządzących – przeciw Obywatelom (każdemu z osobna) i przeciw Społeczeństwu jako takiemu. Z tego powodu – zważywszy rozmaite, konkretne formy „obcowania” państwa z Ludem i traktowania Kraju przez owo państwo – ustrój-system nazywam Mega-Neo-Totalitaryzmem. I dążę do obalenia tego porządku, zwanego konstytucyjnym.

 

Dziś porozmawiajmy o niektórych technikach pacyfikowania obywatela.

 

Ktokolwiek próbował zachować się jak człowiek godny w sytuacjach konfliktowych – zna te smutną prawdę, że policja sama sobie „nominuje”, kto ma w konflikcie rację, podobnie prokuratury i sądy. Nie inaczej jest w tzw. organach nadzoru i kontroli, na rozmaitych szczeblach, nie mówiąc już o służbach (jakie fajne słowo: „służby”), sekretnych i jawnych. Nie wyssałem tego z palca, potrafię tego poglądu bronić. W tym postępowaniu tzw. stróżów prawa i tzw. wymiaru sprawiedliwości tkwi głęboko ukorzenione przekonanie, że jeśli się oni pomylą, albo kiedy okażą się stronniczy – to każdy pokrzywdzony połapie się w tym i niezwłocznie (w terminie zawitym) zareaguje poprawnie pod względem formalnym. Jest to domniemanie systemowe, konkretni urzędnicy i funkcjonariusze wiedzą, że jest dokładnie odwrotnie, zresztą, dla zabawy, albo pod wpływem uprzedzenia, a może dla interesów jakichś, preparują rozmaite sytuacje, w których obywatel MUSI się pomylić, więc jego sprawa staje się „z urzędu” przegrana.

 

Można mieć różne zdanie w jakiejś sprawie niż policjant, strażak,  inspektor jakiejś służby, kontroler, poseł, minister, prezydent. I wyrazić to swoje zdanie w sposób stanowczy, zwłaszcza jeśli oni w oczywisty sposób naruszają jakieś dobro obywatela. Oczywiście, duma i próżność jednego z powyższych najczęściej zostaje urażona. Znajdą paragraf, by człowieka zmiętolić, a jeśli się uda, ukarać w trybie, który pozwala na to, by on dowiedział się o całym postępowaniu już po fakcie, bez możliwości wyłożenia swojej racji.

 

Kiedy zareaguje na policyjną, prokuratorską, sądową, urzędnicza agresję – a najczęściej się to nie zdarza z różnych przyczyn – wtedy mu w urzędzie, w sądzie, w komendzie, w prokuraturze powiedzą: ależ o co chodzi, ma pan prawo złożyć sprzeciw, zażalenie, odwołanie, apelację, może pan składać różne wnioski. Pańskie prawa zostały zabezpieczone!

 

Otóż to jest bzdura. Moim prawem rzeczywistym – jest prawo do nie wplątywania mnie w kafkowskie imadło. Jeśli system-ustrój mnie powala i czyni zdezorientowanym, a w konsekwencji bezbronnym – to szyderstwem z prawa, sprawiedliwości i obywatelstwa, ale też szyderstwem z demokracji jest opowiadanie mu, że przecież może się odwołać! Taka interpretacja konstytucyjnego zapisu o demokratycznym państwie prawnym otwiera szerokie pole do represyjnych, opresyjnych, wyzyskowych praktyk skierowanych przeciw obywatelowi, w dodatku bezprawnych.

 

Żyjemy i funkcjonujemy pośród innych, podobnych sobie ludzi, aby z powodzeniem większym lub mniejszym starać się swoje życie uczynić fajniejszym i znośniejszym. Jeśli nasze życie codzienne obudowane jest rozmaitymi kreacjami systemu-ustroju – to ich uzasadnieniem może być tylko wspieranie naszych starań indywidualnych, zbiorowych, wspólnotowych, społecznych. A jeśli te kreacje zawracają nam głowę, odciągają od spraw codziennych, przynoszą ryzyko błędu i niezasłużonych konsekwencji tego błędu – to są opresją, w dodatku totalitarną, jeśli zważyć, że system-ustrój z butami (regulacyjnymi) wchodzi nam w każdy szczegół życia.

 

W rzeczywistości system-ustrój powiada obywatelowi: w zasadzie możesz mówić i robić co ci się podoba, ale pod jednym warunkiem: przyjmiesz mnie (system-ustrój) z dobrodziejstwem inwentarza, jestem jaki jestem, mnie negować nie wolno, podobnie jak tego, co robię. Chyba że w ramach porządku, jaki ja sam (ja, system-ustrój) zaprowadziłem.

 

Doprawdy, pokrętna forma służebności Państwa wobec obywatela.