Dugin?

2014-04-15 07:37

 

Stanisław Janecki zauważa „wSieci”, że Aleksandr Dugin, mistyk intelektualny, ma dostęp do ucha Putina tej samej miary, co chłyst Rasputin do intuicji Aleksandry Fiodorownej, żony ostatniego cara Romanowów, Mikołaja Drugiego.

Gdyby nie istniała latynoska wersja ludowego mistycyzmu społecznego, w postaci teologii wyzwolenia – Dugin, rocznik 1962, byłby dziś zapewne królem i zarazem Harrym Potterem niemarksowskiej lewicy świata.

Wyjaśnię, co rozumiem pod pojęciem „mistyk intelektualny”. Chyba najlepiej da się to przedstawić jako nieodłączne alter-ego Starca (świętego męża), figury znanej we wschodniej Słowiańszczyźnie od początków prawosławia, a może i wcześniej. Jakiś promille mieszkańców rosyjskiej głubinki doznaje – od czasu do czasu – swoistego „nawiedzenia”, porzuca siermiężny duchowo żywot w chutorze i idzie za Głosem, snując się po całym kraju od jednego świętego miejsca do drugiego. Nazywają ich „strannikami” i szanują, z nutką bojaźni. Po latach takiej ubogiej acz uświęcającej tułaczki strannik, znawca przestrzeni pielgrzymkowo-teologicznej prawosławia, najczęściej osiada gdzieś, gdzie uchodzi odtąd za „proroka”, „starca”, ludowego mędrca. Jest wygodnym dla okolicznej ludności „odgromnikiem” codziennych niedoli ludzkich: powierza się je starcowi, i to przynosi ulgę, zwłaszcza jeśli w swej mądrości odda on w zamian słowo ciepłe i tajemnicze zarazem.

Mistyk intelektualny dochodzi do tej samej pozycji „drzwiami z naprzeciwka”, odrzucając to co jest esencją doświadczenia naukowego: dedukcję i eksperyment. Zdobywszy tytuły, pozostaje w kręgu akademickim, ale serwuje słuchaczom i czytelnikom napar ze swoich duchowych przeżyć związanych z tym, czego nie udało mu się poznać w żelaznym reżimie pracy naukowej.

W swych podróżach po Rosji napotkałem kilku takich mężczyzn (może są i kobiety, ale nic o tym nie wiem, chyba że, na przykład, Madame Bławatska), a jako ekonomista znam dość dobrze biografię i dorobek choćby Siergieja Nikołajewicza Bułgakowa, filozofa ekonomii, który porzucił marksizm dla głoszenia uduchowionych koncepcji człowieka gospodarującego (patrz: artykuł z 1909 roku, «Героизм и подвижничество»).

Aleksandr Dugin jest autorem długiej listy opracowań, 2-3 obszerne pozycje rocznie, których tytuły mówią wiele: Drogi Absolutu (1991), Misteria Eurazji (1991), Teoria hiperborejska (1992), Konserwatywna Rewolucja (1994), Misterium Eurazji (1996), Metafizika dobrego słowa: Prawosławny ezoteryzm (1996), Templariusze proletariatu. Narodowy bolszewizm i inicjacja (1997), Podstawy geopolityki (1997), Ojczyzna absolutna (1999), Konspirologia (2005), Pop-kultura i znaki czasu (2005), Postfilozofia (2009), Logos i Mitos. Pogłębiona nauka o regionalizmie (2010), a jedna z ostatnich pozycji, to W poszukiwaniu Ciemnego Logosu (2013).

W opracowaniu „Szlak Euroazjatycki jako idea narodowa” pisze on (podaję w oryginale):

„Разные исторические и философские школы спорят о том, кто является, в последнем счёте, субъектом истории. Этот вопрос остаётся открытым. Но когда мы говорим о стране, об исторической общности, о культуре, о форме специфической цивилизации, мы подразумеваем, что субъектом истории, который мы рассматриваем, является «народ». Типы государственности, хозяйственные механизмы, культурные модели, идеологические надстройки меняются, сменяют друг друга и поколения. Но нечто остаётся постоянным сквозь все эти трансформации. Эта постоянная величина, живая в течение долгих веков и на обширных пространствах, и есть народ. Говоря и думая о России, мы думаем не столько о государстве, сколько о той внутренней жизни Государства, которой является народ. Государство — лишь форма, народ — содержание”.

Celowo przytaczam ten akapit, jako dowód, że nawet jeśli Dugin myszkuje w bezpośrednim zapleczu kremlowskiej władzy – to jego koncepty są przez Putina wpuszczane jednym uchem, wypuszczane drugim. Wszak trudno go podejrzewać, że inaczej niż instrumentalnie traktował zawołanie „Państwo – to zaledwie forma, Naród – to esencjalna treść”, nawet jeśli pamiętamy, jak Władimir Władimirowicz wskrzesił Pikałowo (trzy główne zakłady pracy w tym „monomiasteczku” padły decyzją chciwych oligarchów, Putin poniżył Deripaskę, odstawił teatrzyk z kontraktem odnawiającym zamówienia – i zmusił pracodawców do natychmiastowego wypłacenia zaległych od miesięcy poborów).

Nie mogę powstrzymać się od spojrzenia na naszego „przywódcę”: otacza się on nie tyle uczonymi, co naukowcami (a to jest różnica), i to w roli dużo skromniejszej, niż pełnią u stóp Tuska iluzjoniści zwani spin-doktorami. I kiedy to widzę, to zastanawiam się, po jakiego grzyba akurat Putin – postać z leningradzkiego podwórka, ukształtowana w aparacie bezpieczeństwa, zdradzający naturę tyrana (w rozumieniu helleńskim tego słowa: jedynowładcy) – miałby dawać posłuch podszeptom mistyków.

/koncepcja Heartlandu Halforda Mackindera/

 

Jasne, koncepcja Heartlandu (Halforda Johna Mackindera) otoczonego Rimlandem (Nicholasa Spykmana) w kontekście zapętlenia się Navalizmu (Alfreda Thayera Mahana) – jest dla Rosji atrakcyjna, ale chyba nie aż tak, by nowożytne Rasputiny wlazły carowi na głowę!?!

/ Czytelnik niech się pofatyguje i w ramach „zadania domowego” zapozna się z koncepcjami Heartlandu, Rimlandu, Szachownicy i Navalizmu/

Obaliwszy w ten oto sposób podejrzenia Janeckiego o to, że Dugin kręci Putinem, zwracam na koniec uwagę Czytelnika na to, że Putin, jak każdy imperator wsiej Rusi, ma dwie ręce: jedna, ta sprawniejsza trzyma nahajkę (zwaną też kańczugiem), druga zaś zawsze gotowa jest sięgnąć do kieszeni po jakiś pierniczek dla maluczkich, umie też nią pogłaskać i przytulić.

I to jest sedno polityki wewnętrznej, rządów rosyjskich. Cokolwiek o tym sądzimy, zwłaszcza my, Polacy, którzy Europę uczymy chrześcijaństwa, a Rosję demokracji – akurat taki rodzaj rządów rosyjskich nie podoba się w wielkich miastach, a i to tylko niektórym.

Nie trzeba dodawać chyba, że sprawy ukraińskie zawracają tylko Putinowi głowę, zajętą dziś Azją Środkową, o czym piszę, i piszę, a nikt nie czyta.