Dusza czy duchy środkowo-europejskie

2015-03-05 19:47

 

Gdzież jest więc ten obszar? Według jednej z możliwych definicji jest nim ta strefa naszego kontynentu, w której w podobny sposób odbywało się powstawanie narodów, ów ważny składnik procesu modernizacji. Na początku tego procesu nie było niepodległej państwowości [...] Obszar ten był zamieszkany przez ludność o skomplikowanej strukturze narodowościowej, gdzie zazwyczaj współistniały różne wyznania religijne i, co za tym idzie, różniące się od siebie tradycje cywilizacyjne. Gdzie idea nowoczesnego narodu zawitała z zewnątrz, była niejako towarem importowanym z Zachodu. Mówiąc krótko: na wschód od niemieckiego i na zachód od rosyjskiego obszaru językowego. Zalicza się do niego nie tylko dawna Monarchia Austro-Węgierska, ale zarówno pozostające poza nią tereny polskie, jak i Bałkany”. Słowa te napisał Csaba György Kiss – węgierski literaturoznawca, historyk kultury, profesor uniwersytecki.

Jednym ze sposobów poszukiwania definicji, tożsamości, miejsca w przestrzeni – jest odpowiadanie sobie na pytanie: kim NIE jestem.

Europa Środkowa przede wszystkim nie jest fenomenem śródziemnomorskim. W czasach helleńskich tereny położone na północ od starożytnej Macedonii uważano za barbarzyńskie, a i sama Macedonia raczej była kopciuszkiem dla Hellady, choć na końcu wydała jednego z największych zdobywców w Historii. Za czasów Imperium Romanum powstał łańcuch „limesów”: wszystko co na północ i na wschód od nich – wciąż traktowano jako żywioł niecywilizowany, co pozwalało – na przykład – rozproszyć Celtów czy dokonać holokaustu Daków. Dziś, kiedy o barbarzyństwie nie ma mowy – nadal trudno jest o „równouprawnienie” ekonomiczne, polityczne.

Wbrew politycznym rozwiązaniom formalnym (wejście kilkunastu krajów do Unii Europejskiej) – Europa Środkowa nie jest Europą pojmowaną jako „stara”. Takie żywioły jak Galijski, Germański czy Brytyjski (też przecież późno włączony do Imperium Romanum) – emanują ku Europie Środkowej zarówno wyższymi technologiami, o wiele wyższą kulturą prawno-państwową i obywatelską (nie da się wszystkiego złożyc na destrukcyjny wpływ „sowietów”) – jak też umiejętnością dochodzenia do rozwiązań wspólnych (nie mylić z kompromisem) tam, gdzie różnice generują dyskomfort i konflikty. Europa Środkowa jest tu po prostu „oswajana”.

Bardzo późno do Europy doszlusowała Skandynawia, znajdując w niej dla siebie miejsce poczesne. Ale Europa Środkowa od Skandynawii różni się wielopłaszczyznowo. Najbliżej w tę stronę (nie tylko topograficznie) jest Estończykom. W ostatnim stuleciu Skandynawia zaimponowała – nie tylko Europie Środkowej – zręcznym połączeniem efektywności gospodarczej z solidaryzmem społecznym, nie kuleje też tam innowacyjność i poszanowanie praw człowieka (choć jest tam też doświadczenie eugeniczne). Początki „obcowania cielesnego” Europy Środkowej ze Skandynawią – to poza uspokajającymi ożenkami – ekspansje Gotów, a potem Potop.

Europa Środkowa zdecydowanie nie jest Rosją. Na szczęście, Rosja miała do zawojowania wielkie przestrzenie za Uralem i Wielki Step, aż po Pacyfik i Alaskę, gdzie opór przed rosyjską ekspansją był zdecydowanie mniejszy niz w Europie Środkowej wpatrzonej raczej w Zachód. Nadzwyczajna pasjonarność kultury rosyjskiej pozwalała jej przez wieki dominować nad kulturami podbijanymi i anektowanymi, dławić je, a te w ostatecznym rozrachunku były wchłaniane przez żywioł rosyjski, rusyfikowane. Dlatego Rosja – mimo oczywistego zróżnicowania etnicznego, a nawet rasowego (ok. 140 nacji) – wydaje się jednorodna kulturowo.

Europa Środkowa nie jest też Orientalna. Orient docierał do niej od dawna: Hunowie, Awarowie, (Proto)Bułgarzy, Mongołowie-Tatarzy, Turcy, na koniec imperium osmańskie-ottomańskie. Można też przewrotnie zauważyć, że chrześcijaństwo, przybywszy z orientalnego przecież Bliskiego Wschodu poprzez późniejszy Watykan, dotarło w katolickiej postaci jedynie do Czech, Polski czy Austrii i Węgier oraz obszarów graniczących z Italią, a chrystianizacja pozostałych terenów odbyła się poprzez orientalne Bizancjum - Basileia tōn Rōmaiōn (Βασιλεία των Ρωμαίων).

 

*             *             *

Tak zdefiniowana Europa Środkowa nadal pozostaje sobą: jednym z najważniejszych elementów jej tożsamości jest kompleks sąsiedzki: Europie zazdrościmy demokracji i technologii, Skandynawii zazdrościmy niezależności opartej na zgrabności gospodarczej i silnej tożsamości subregionalnej, Rosji zazdrościmy potęgi, Orientowi zazdrościmy najmniej, ale przede wszystkim roli globalnej kuźni cywilizacyjnej, Śródziemnomorzu zazdrościmy tradycji dwóch-czterech-sześciu fenomenów cywilizacyjnych (Egipt, Hellada, Roma, Lewant, Imperia Azji Mniejszej i kalifaty).

Dała się Europa Środkowa zauroczyć i oswoić Europie: przywołuje stamtąd od niemal zawsze (i przepoczwarza) osiągnięcia filozoficzno-teologiczne, naukowe, techniczne, demokratyczne. Nie przeszkadza to jej układać się z Rosją, nie zawsze przecież pod przymusem. Ostatnie dziesięciolecia środkowo-europejskie – to formuła „Europa karmi, Ameryka strzeże”, przy czym oba człony tego zawołania trzeba rozumieć a’rebours, bowiem ani Europa nie karmi, tylko tuczy na swoje potrzeby, ani Ameryka nie strzeże, tylko „palikuje” kolejne połacie globu swoimi bazami i instalacjami.

Dla tej formuły a’rebours Europa Środkowa zdecydowała się na politykę antyrosyjską, w złosliwej wersji „dopiec ruskowi”, z której „wyłamują” się nieliczni (Łukaszenka, Janukowycz, ostatnio Orban). Taka polityka generuje wielkie koszty gospodarcze i społeczne, których nie rekompensuje tzw. Zachód. Największym kosztem jest brak – wspólnej środkowo-europejskiej, ale też w przypadku poszczególnych państw – polityki podmiotowej: jak nie Układ Warszawski i RWPG – to NATO i UE. Przy czym wiernopoddańczość „zachodowi” wydaje się czasem bardziej jaskrawa niż niegdys wierność „obozowi krajów demokracji ludowej”.

Na tym tle – może to jest zbyt duże moje odstępstwo od rozważań powyższych – przyjemnie czyta się i słucha  Fethullaha Gülena, przywódcę ruchu Hizmet (Służba) albo – zamiennie Cemaat (Wspólnota), odnajdującego w islamie wątki wzajemnicze, gromadnicze, samopomocowe, edukacyjne, koncyliacyjne. Jakoś – zapętleni w ustawiczny wybór między Moskwą a Brukselą – nie zauważamy oferty orientalnej, nie zamierzamy jej nawet posmakować, choc doświadczenia z dwoma dotychczasowymi ofertami – nienajlepsze są przecież.

Profesorowi Csaba Kiss, przytaczanemu na wstępie, mogę z szacunkiem dla jego dorobku i z pokorą dopowiedzieć: Europa Środkowa składa się przede wszystkim z wiecznie niezaspokojonej tęsknoty za trwałą pozycją na mapie megaregionu. To wielka sztuka: stworzyć Rzeczpospolitą Obojga narodów, by wkrótce zniknąć z politycznej mapy świata. Równie wielką sztuką jest animować kontynuację Świętego Cesarstwa Rzymskiego, by skończyc jako mały kraik, wydający zresztą na świat  Führera. To największa ze sztuk, by funkcjonować w ramach niemałego imperium (osmańskiego-ottomańskiego) – by odrzucić to dziedzictwo i ostatecznie uruchomić „kocioł bałkański”.

Cóż, jest o czym myśleć

Uwaga: to jest notka uzupełniająca do artykułu „Kontur Europy Środkowej”, TUTAJ