Dwie podłe zasady

2010-11-12 13:53

 

Z dnia na dzień kolebiemy się przez życie, jedni ostrożnie, jakby się „dosiedli” tylko, inni z animuszem, dziarsko, jakby panami świata byli.

 

Jedni wszystko co rzeczywiste traktują jako coś zastanego, oczywistego, takie ma być – bo takie jest, takie nam dano. Inni woleliby nieco inaczej, więc postulują, czasem nawet pohukują, zaś jeszcze inni zabierają się i przestawiają różne elementy, ryzykując, że to co nowe nie będzie takie jak trzeba.

 

I tak trwamy w tym galopie, a może tylko w truchcie. Niektórzy upadają, inni się zrywają.

 

Nad nami wiszą, widoczne tylko dla tych, którzy umieją zadrzeć głowę, chmury dwie, sprowadzone tu przez tych, co Władzę nad Światem mają.

 

 

*             *             *

Te chmury, które nam cieniem się kładą, to dwie podstawowe zasady kształtujące relacje między Państwem i Obywatelem, między państwowymi janczarami-władykami i szarymi ludźmi.

 

Zasada domniemania, że obywatel nie jest obywatelem: Państwo do Obywatela zwraca się z atencją wyłącznie w jednej sprawie: głosowanie w wyborach, referendach, badaniach opinii publicznej, sondażach. Wtedy Obywatel dowiaduje się, że w jego ręce trzymającej jakąś kartkę (nikt go nie pytał, co ma być tam napisane) zaklęta jest władza obywatelska, magiczna zdolność decydowania o losie świata i losie własnym. Idź, głosuj, użyj swojej mocy, obywatelu – judzi państwo.

 

W każdych innych okolicznościach obywatel jest NIKIM. Wszyscy, których Obywatel utrzymuje ze swojej pracy, czują się upoważnieni do pouczania go, manipulowania nim, nakazywania mu lub zakazywania, poprawiania go, wpasowywania go w procedury i formularze oraz algorytmy, a przede wszystkim dają mu znać, że jest w hierarchii społecznej na samym dole, chyba że jest ich szefem w strukturze.

 

A najważniejsze, aby obywatel nie przestawał ich utrzymywać: podatki, opłaty, akcyzy, cła, procenty, prowizje, komisyjne – będą mu przypominać, grozić konsekwencjami, nękać, słać ponaglenia, agitować w mediach.

 

Jeśli zapytać wprost jakiś urząd, organ, agendę, funkcjonariusza, urzędnika, prokurenta – i jeśli on zechce łaskawie odpowiedzieć – to wskaże na niezwykle humanitarną „filozofię postępowania” w kontaktach z Obywatelami. Uśmiech, pomoc, wskazanie co jest właściwe, otwarcie na zmienne okoliczności. Ale to nieprawda. Policjanci wiedzą, że obywatel coś przeskrobał, a tylko kwestią czasu jest wykrycie, co konkretnie narozrabiał. Urzędnicy wiedzą, że obywatel kombinuje i ma ukryte cele, a jego podanie to ściema maskująca, przełożeni wiedzą, że pracownicy to bumelanci i leserzy, na wszelki wypadek ich łają i obcinają premie, nauczyciele zastawiają sieci na uczniów i studentów, którzy – wiadomo – nie uczą się, liczą na przypadek, lekarze z góry wiedzą, że pacjent symuluje, więc „wyciągają rękę na zgodę, przypieczętowana kopertą”, sędziowie mają gotowy wyrok tuż po obejrzeniu sobie podsądnego, przecież widać, ze to przestępca, kontroler bywa zdziwiony i niezadowolony, jeśli wszystko jest w porządku, ale i tak w protokole zapisze, że „nie stwierdzono”, nigdy zaś nie napisze „tu jest dobrze, wzorcowo”. „Kanar” bardzo ubolewa, kiedy wszyscy okazują mu prawidłowe bilety. Służby węszą spiski i zbrodnie nawet tam, gdzie ich być nie może, celnicy wiedzą, ze każdy przemyca, pytanie tylko, jak to ukrył, referenci wiedzą, że obywatelski wniosek jest podminowany jakąś „żabą”, więc szukają jej, nawet nie rozpatrując sprawy. Wszyscy urzędnicy, funkcjonariusze, janczarzy-władykowie są ustawieni w taki sposób, jakby obywatele nic innego nie robili, tylko łamali prawo i dobre obyczaje, jakby uparli się, by przeszkadzać w normalnym funkcjonowaniu Państwa.

 

Im aktywniejszy obywatel – tym bardziej podejrzany, tym bardziej niepokojący. Dopiero dłuższa praktyka obcowania z obywatelem może owocować marką „jednostki pozytywnej”: markę tę przylepia się na czoło społeczników, aresztantów, petentów, pracowników, pasażerów, itd., itp. pozwala to ulżyć w jego przypadku ucisk, jaki stosuje się powszechnie.

 

Zasada uzasadnionej-usprawiedliwionej deprywacji obywatelstwa: mimo „wynoszenia ponad poziomy” fenomenu Obywatelskości, Państwo i jego janczarzy-władykowie wiedzą najlepiej, czym pachnie obywatel pozostawiony samemu sobie w swojej inicjatywności, kreatywności, spontaniczności, wielofunkcyjności, zapale, aktywności. Narobi taki obywatel zamieszania, a potem tylko trzeba to wszystko rubrykować, dekretować, archiwizować, wczepiać w katalogi, porównywać z tym, co zapisane w programach, uchwałach, dekretach, ustawach, postanowieniach, przepisach. Eeeech, szkoda gadać!

 

Czyż nie lepiej tak docisnąć śrubę, tak zręcznie podstawić nogę, tak ofuknąć – żeby się opamiętał, żeby zrozumiał, kto tu rządzi i kto mu może ewentualnie pomóc, podpowiedzieć?

 

Czujne Państwo szybko reaguje na każdą nową aktywność obywatelską: albo wpasowuje ją w istniejące tryby (pan się, obywatelu, nie piekli, takie mamy obowiązki), albo się takie tryby szybko ustanawia, jeśli jeszcze ich nie wprowadzono na ten rodzaj aktywności (bo, obywatelu, wszystko musi być zgodne z prawem i zgodne z interesem państwa, pan przecież jest obywatelem i rozumie, o czym tu się mówi).

 

A potem te wszystkie regulacje oddaje się do dyspozycji janczarów-władyków. W odróżnieniu od urzędników, funkcjonariuszy i prokurentów – janczarzy-władykowie „wychodzą do ludzi”, kręcą się pośród nich i „w imieniu tego to a tego przepisu” reagują zgodnie ze swoimi uprawnieniami, tymi prawdziwymi i tymi „ugranymi” zwyczajowo.

 

Niech się obywatel nie żołądkuje, tak musi być, głową muru nie ma co przebijać. Że co, że to jest wbrew Konstytucji? Oooo, obywatelu, z grubej rury uderzacie, prosicie się o kłopoty…!

 

 

*             *             *

Obie zasady: podejrzliwości wobec obywatela oraz temperowania jego zapału – to dwie najpodlejsze zasady współżycia społecznego, jaki udało się Ludzkości wdrożyć w życie, a Rzeczpospolita Polska jest mistrzem świata, z dnia na dzień doskonalszym w sztuce stosowania tych zasad.

 

W cieniu tych zasad materializuje się WŁADZA (patrz: Poddani Jej Wysokości Demokracji – tutaj), ta zaś zabija wszelkie obywatelstwo, choćby nie wiem jakie peany o nim śpiewano. I demokrację zabija, i samorządność.

 

Dlatego potrzebujemy nowej, partnerskiej Ugody Społecznej. Takiej, jak tutaj opisano.

 

 

A wybory tuż-tuż, samorządny obywatelu!

 

 

Kontakty

Publications

Dwie podłe zasady

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz