Dyżurne nożyce w MEDIORAMIE

2014-01-15 13:39

 

Wychowywanie obywatelskie trwa. I jest coraz ciekawsze. Siedzimy bowiem w ogromniastym FOTOPLASTIKONIE, przy którym romańskie Colosseo to mały pan Pikuś, bowiem w naszym mieści się ze 40 milionów gapiów, a widownia zasiadła od Bałtyku po Karpaty, od Kresów po Ziemie Odzyskane, od Wolina po Bieszczady, od Suwalszczyzny po Worek Turoszowski. Specjalnie porównuję do Koloseum, bo włoska wersja pedialnego opisu Stereoskopu wyraźnie wskazuje na tę inspirację, choć ja bym dyskutował.

Ktoś tym fotoplastykonem kręci, ale o tym potem. Bo najważniejsze jest, kto i jakie wstawia fotki, które podglądamy niczym pornogrubasy.

Nie robię specjalnych obliczeń, pomiarów i badań, ale mam prawie pewność, że fotki przemykają nam przed oczami z prędkością nie mniejszą niż jedna na tydzień. W tym roku mieliśmy już fotkę sylwestrowo-noworoczną (gdzie było więcej ludzi, gdzie było weselej, co palnęła specjalistka od hymny polskiego), turniej czterech skoczni i upadek Morgi’ego, potem fotkę z pijanymi szaleńcami za kółkiem, właśnie przemknęła nam fotka orkiestrowa Owsiaka (z załącznikiem w postaci minikoncertu dnia następnego), a co chwile od nowa instalowana jest fotka z „potworem”, który wyjdzie z więzienia polować na dziatwę. Który dziś? 15-ty dopiero?

Kręci się, kręci. Ja to się aż nawet dziwię, że ci, co jeszcze mają zatrudnienie, zdążają chodzić do roboty, a ci co mają coś w lodówce, mają czas na wyjadanie z niej...

Rosjanie swój fotoplasikon nazwali KOSMORAMA, Austriacy KAISERPANORAMA, wynalazcy urządzenia posłużyli się słowem SREREOSKOP. Ja bym polską edycję nazwał MEDIORAMĄ, bo te wszystkie ciekawostki i sensacyjki oglądamy, czytamy i słuchamy dzięki uprzejmości mediastów. Ich rolą i misją jest zająć naszą uwagę w każdej wolnej sekundzie. Najlepiej żebyśmy nawet proces metaboliczny (od otworu gębowego po …), a także proces prokreacyjny podporządkowali rytmowi „ramówek” i „stron tytułowych” (zwanych przewrotnie „setkami”). Bo imieniny, akademie ku czci oraz wczasy pod gruszą już wpisaliśmy w ten reżim.

Ja nie wiem, czy to jest specyfika polska: mediaści wybrane (przez siebie) fotki prezentują ze specjalną celebrą, starannie wyreżyserowaną (i to w try-miga, bo to nie produkcja wajdowska). Uderzają w stół. I w odpowiedzi zewsząd odzywają się dyżurne nożyce: politycy, blogerzy, „przypadkowe społeczeństwo”, ścigane medialnie „zające”, służby ścigające „zające”, sojusznicy „zajęcy” mylący ślady, jaśnie władcy oraz niezwykle mądre głowy.

Rzecz da się dość łatwo wyjaśnić: mediasta nie po to instalował MEDIORAMĘ, aby dostarczać nam rozrywki (ta jest produktem ubocznym), tylko po to, by trzymać naszą uwagę na narkotycznie podwyższonym poziomie. Jeśli fotka się narkotycznie „zużyje” – natychmiast jest wymieniana na nową, prawdziwą albo wymyśloną, jeśli prawdziwej nie ma pod ręką. Ten zaś podwyższony poziom uwagi jest starannie mierzony (oj, ileż tam przekrętów!) i w postaci tabelek analitycznych ogłaszany jako oglądalność, słuchalność, nakład efektywny. Po adekwatnej wycenie – każde 15 sekund, każdy centymetr kwadratowy jest sprzedawany producentom Dziongo-Bongo, nic nie wartych produktów, które trzeba wcisnąć publiczności by opróżnić magazyny pod następne badziewie („Anegdoteryjki”).

Najbardziej mnie bawi, ale też wkurza (obie reakcje bardzo pożądane przez mediastów, bo to dobrze robi na oglądalność, słuchalność i czytalność), że tym sposobem publiczność jest nie tylko ogłupiana, ale też odciągana od spraw, które ją rzeczywiście dotyczą.