Mam wystarczająco dużo latek i jeszcze więcej „genetycznie zaprogramowanej” niezależności (najczęściej zgubnej dla mnie), aby dorobić się kilku środowisk, które mnie mają za kogoś zupełnie innego politycznie niż jestem. Przede wszystkim mieszają „politykę” z „ideami”, „światopoglądem” oraz „temperamentem”. Jestem zatem dla jednych kaczystą, dla innych komunistą, dla jeszcze innych wykształciuchem.
Zanim przejdę do rzeczy: nie mam poglądów politycznych, to jest, nie wiążę się interesem politycznym z żadną drużyną, która ma na celu zdobycie władzy lub przeforsowanie projektu w interesie innym niż ogólny, powszechny. Manewry typu „prawe skrzydło na lewe, lewe na środkowe, a środkowe do tyłu” – nie interesują mnie.
Nie przeszkadza mi to mieć swoją własną ocenę poszczególnych polityków i ugrupowań, z których ostatnio większość udaje, że nie są partiami.
Moje poglądy ideowe są zaś proste jak cep, choć ich uzasadnienie ma wiele tomów. Jestem przeciwny jakiemukolwiek monopolowi, temu wielkiemu i temu mikro oraz nano, temu gospodarczemu i temu społecznemu, i temu politycznemu, zaś za jedyny poważny tytuł do dochodu uważam aktualny (a nie pradawny) wkład własny (nie cudzy) do społecznej puli dobrobytu, chyba że ktoś żyje zupełnie solo i uprawia robinsonadę, to niech mu egoizm kwitnie, zanim nie zrujnuje swojej wyspy. Każdego człowieka uważam za twór dużo bardziej złożony niż ręce, nogi, głowa i żołądek, a to oznacza, że w każdym trzeba się doszukiwać człowieczeństwa i najszerzej rozumianej Osoby, a nie sposobności ogrania go dla własnych celów. Nawet jeśli jest on głupi, chory lub wredny. Wobec wszystkiego powyższego za największe zło Ludzkości uważam Wyzysk. Za najwyższą formę zorganizowania społecznego uważam samorządność, nieprzymusowy i niepolicyjny związek ludzi oparty na samoorganizacji i samoopodatkowaniu. Za najbardziej wartościowych uważam tych ludzi, którzy są Obywatelami, czyli mają rozeznanie w sprawach publicznych i pełną wolę czynienia ich zbiorowym wysiłkiem lepszymi. Za najbardziej kompetentnych przywódców uważam tych inteligentów (wykształcenie, kompetentne poczucie misji obywatelskiej), którzy brzydzą się intrygą i nie mają w sobie pogardy dla nikogo. Nie znam takiego zła, które usprawiedliwiałoby zwalczanie go innym złem. Nie znam takiego zagrożenia dobra publicznego, które uzasadniałoby stosowanie instytucjonalnej przemocy (armia, policja, windykacja, penitencjaryzm, lincz, egzekucja), nie ma takiej patologii, która usprawiedliwiałaby inwigilację w obszarze osobisto-intymnym. Uważam fenomen Państwa za historyczno-cywilizacyjny przeżytek, który już dawno wyczerpał swoje możliwości czynienia życia zbiorowego efektywnym, dziś obraca się przeciw Ludzkości i Człowiekowi.
A teraz do rzeczy.
Mieszkam w takim kraju, w którym Państwo nie tylko jest pełne wszystkiego potencjalnego zła, które wymieniam powyżej, ale które też świadomie przeciw Krajowi i Ludności konstruuje organy, urzędy, prawa, agendy, celowo powołuje urzędników, funkcjonariuszy plenipotentów, celowo szczuje na ludność władyków i janczarów, jest zatem Wrogiem Publicznym numer 1. To nie jest państwo uosabiane symbolicznie przez Tuska, Kaczyńskiego czy Millera z osobna. To jest po prostu Rzeczpospolita Polska, która odziedziczyła wprost wszelkie patologie państwa, którym gardzi i od którego nieudolnie się odcina (PRL), a jeszcze dołożyła drugie tyle od siebie.
Gdyby RP robiła to wszystko profesjonalnie – to mógłbym powiedzieć, że jest jakaś konkretna ekipa, którą wystarczy jakoś „podejść”, pokonać, wyrzucić poza polityczny nawias. Ale RP robi to po dziadowsku, po prostu trwa w nic nierobieniu, pasożytując na wszystkim co się da, nie dbając o nic, nie poczuwając się do niczego, skubiąc Kraj, jego dorobek, jego tradycję i jego imię, zaś ogłupiała Ludność patrzy na to nie pojmując, że wystarczyłoby po prostu odmówić posłuszeństwa takiemu państwu, począwszy od prostego urzędnika i „reprezentanta represji”, skończywszy na powszechnym bojkocie wyborów. Że niby powstałby chaos? A teraz co jest?
Ustrój panujący w Polsce nazywam Mega-Neo-Totalitaryzmem. Opiera się on na kilku filarach:
1. Gęste prawo, w dużej części powielaczowe, „starające” się rozpoznać i literalnie skodyfikować jak najwięcej drobnych i poważnych sytuacji i okoliczności, zamiast ustanawiać zasady (nawet Konstytucja, nieprzestrzegana zresztą przez samo Państwo, nie spełnia tych kryteriów): powstaje pole dla całkiem „prywatnych” gier i patologii;
2. Patologiczna decentralizacja, polegająca na odpychaniu od siebie przez Organy, Urzędy, Agendy, Urzędników, Funkcjonariuszy i Plenipotentów wszelkiej decyzji i odpowiedzialności, chyba że chodzi o partykularny (osobisty, rodzinny, kamarylno-koteryjny) interes;
3. Równie patologiczna żarłoczność tyjącego Państwa i Nomenklatury (kadr Administracji, Infrastruktury, Finansów i Polityki), co nie ma żadnego związku, a nawet ma przeciw-związek ze społeczna (publiczną) efektywnością, pożytkiem i służebnością powyższych dziedzin;
4. Tłumienie, wygaszanie a nawet jawne tępienie samorządności i obywatelskości, zarówno tej terytorialnej czy „pozarządowej”, jak też tej spontanicznej, oddolnej: powstaje patologiczna sytuacja, że tylko „wysunięte placówki państwa” oraz janczarzy i władycy Systemu mają życiowe szanse;
5. Rozrost aparatu inwigilacyjnego i przemocy oraz instytucji przymusu podatkowo-opłatowo-akcyzyjno-prowizyjnego, bez żadnego realnego obywatelskiego związku (kontroli) nad wydatkami tak konstruowanego budżetu i bez żadnego związku z poprawą życia, dostatkiem;
6. Jawna odmowa uczestniczenia Państwa we wzbogacaniu kulturowo-cywilizacyjnego dorobku Kraju i Ludności, wręcz przeciwnie: wyprzedaż i marnotrawne „oskubywanie” Kraju i Ludności z ich dorobku, dla celów nikczemnych, a nawet podłych;
7. Równie jawna i cyniczna odmowa Państwa w realizacji podstawowych programów społecznych (choć narzuca tu swoją kontrolę): edukacja, nauka, ochrona zdrowia, wyrównywanie szans, eliminacja obszarów i przyczyn wykluczenia, łagodzenie skutków urbanizacji, podwyższanie poczucia bezpieczeństwa osobistego i ekonomicznego oraz socjalnego, implementacja systemowych zdobyczy cywilizacyjnych (np. tele-informatyka);
Pod zarządem takiego Państwa (a uniknąć tego zarządu nie sposób) – Ludność i Kraj wciąż bardziej się ugina, Państwo zajmuje człowiekowi coraz więcej czasu, uwagi, energii, coraz więcej kosztuje i wciąż więcej wymaga, wtrącając się w sprawy osobiste, intymne i wspólnotowe (bez korzyści społecznej-publicznej, dla „czystej władzy”). Dodatkowo takie Państwo wydaje się wciąż mniej podmiotowe i suwerenne, stając się zakładnikiem wewnętrznych i międzynarodowych sił mających „odśrodkowe” interesy wobec Kraju i Ludności.
Właściwie już kończę, tylko jedna uwaga w odpowiedzi tym, którzy podpowiadają: jak ci tak źle, to się wyprowadź!
Otóż – szanowni – to jest moja Ojczyzna. Niech się z niej wyprowadzą patologie, monopoliści, wyzyskiwacze i gracze. Niech się ode mnie odczepią. Niech swoje dziadostwo uprawiają na własny rachunek.