Elektorat niebezpiecznie myślący

2012-04-25 07:39

 

W rozmowie, jakich teraz w Polsce wiele, miałem wczoraj możliwość wypowiedzenia się w sprawie, którą media sprzedają jako niemal temat tygodnia, a która jest niewarta uwagi.

 

Ta sprawa nazywa się „PiS niemal łeb-w-łeb z PO”.

 

Odmówiłem wypowiedzi na ten temat, argumentując, że równie dobrze mógłbym porównywać furmankę z bryczką w dobie silników hybrydowych. Obie formacje polityczne bowiem, podobnie jak oba pojazdy, powinny sobie mościć miejsce między lamusem a muzeum.

 

Za kilka lat w Polsce główna oś zmagań politycznych w Polsce będzie symbolizowana przez dwóch gości, z których jeden jest zimnym mieszaczem, a drugi pucołowatym delfinem. Obaj mają dziś poparcie śladowe, co myli komentatorów. I myli dwóch czołowych antagonistów.

 

Formacja firmowana dziś przez osobę Bliźniaka, jako ostatnią zasługę dla kraju, pozostawi kilka symboli, w tym dwa szczególne. IV Rzeczpospolita – jako symbol sanacji Państwa (symbol, a nie wzorzec, podkreślam). Katastrofa – jako symbol degeneracji III Rzeczpospolitej, jej wydmuszkowatości, bylejakości, pozoranctwa, przegranej szansy. Banalność, miernota, fikcja, ułuda, blichtr, fasada, parawanizm, efekciarstwo, pobieżność, płycizna, politykierstwo, szaroburość – Katastrofa to wszystko obnażyła, a IV Rzeczpospolita miała nas przenieść w świat prawdziwego postępu. Tyle że po drodze liczne szeregi ludzi zdolnych, poważnych, wiernych, zaangażowanych, rozumiejących – znalazły się na obrzeżach formacji albo poza nią, tu zaś zostały zmuszone do pomózgowania,  bo każdy powrót wymaga poważnego przemyślenia, każdy akt „zapomnienia tego co było” budzi refleksję u tych, którzy „zapomnieć” nie umieją jeszcze. To z tego powodu symbole zostaną przeredagowane (nie odrzucone, tylko podane w innej zupie) i w nowej formule poniesione zostaną tam, gdzie ich miejsce, czyli na wyżyny.

 

Formacja firmowana dziś przez Nieroba jest dziś potrójnie zmurszała. Podawane jako historyczny jej sukces ponowne wygranie wyborów, w rzeczywistości jest ledwo-ledwo utrzymaniem status quo. Czy jednak ktokolwiek uznaje za sukces, jeśli po turze rozliczeń z trudem zachowa to co miał i nie dostaje ani źdźbła więcej? A do tego podstawowe „spółdzielnie”, mające bezpośrednie przełożenie na tzw. żelazny elektorat, dziś walczą o zachowanie tego, do czego „przypięły się”, kiedy jeszcze coś znaczyły. Kadry mające odświeżyć wizerunek i tryskać nową energią – w rzeczywistości okazują się nic niewarte, niezdolne do wzięcia się za bary z wieloletnimi, wielokadencyjnymi zaniedbaniami w sferze budżetowej, w sferze infrastruktury, w sferze popadającego w odtworzeniową wtórność „przemysłu”, w sferze kondycji materialnej gospodarstw domowych, w sferze wygaszania rozwarstwień społecznych, w sferze „racjonalizacji Pentagramu” drenującego Kraj i Ludność (megamedia, polityka, megabiznes, siły cienia przestępczego, służby sekretne). Pentagram uwalnia się na naszych oczach od jakiejkolwiek kontroli, nie mówiąc już o takich fanaberiach jak demokracja.

 

Kraj jest w przededniu Wielkiego Tąpnięcia, a dwie „czołowe” formacje obrzucają się błotem i pogróżkami. Czuć już chłód prawdziwego kryzysu, dla którego zapaść finansowo-budżetowa będzie tylko tłem.

 

Na marginesie:

Oto część nazwisk, które zostały „pogubione” albo „urażone” przez obie formacje, jeszcze uchodzące za główne dekoracje sceny politycznej (kolejność przypadkowa):

 

Jan Rokita, Ludwik Dorn, Andrzej Olechowski, Maciej Płażyński, Paweł Piskorski, Grzegorz Schetyna, Paweł Poncyliusz, Joanna Kluzik-Rostkowska, Zbigniew Ziobro, Leszek Balcerowicz, Michał Kamiński, Zbigniew Religa, Adam Bielan, Paweł Kowal, Marek Jurek, Przemysław Gosiewski, Zbigniew Ćwiąkalski, Mirosław Drzewiecki, Janusz Kurtyka, Jacek Kurski, Janusz Palikot, Paweł Zalewski, Zbigniew Wasserman, Kazimierz Ujazdowski, Kazimierz Marcinkiewicz, Władysław Stasiak, Bronisław Komorowski, Bogdan Klich, Lech Kaczyński, Jan Ołdakowski, Marek Migalski, Aleksander Hall, Mirosław Styczeń, Arkadiusz Mularczyk, Tadeusz Cymański, Longin Komołowski, pozwolę sobie na koniec dopisać enfant terrible obu formacji, Radosława Sikorskiego.

 

Każdy z tych przypadków (a to tylko wierzchołek) jest oddzielny, każdy inaczej sobie radzi i nie-radzi, część z nich nie żyje ze szkodą dla nawy politycznej, ale za każdym stoi kilkanaście, kilkadziesiąt, a za niektórymi kilkaset tysięcy głosów i jakieś nadzieje polityczne wyborców. Za każdym stoją lub stały dziesiątki lokalnych postaci silnych w swoim regionie, powiecie, środowisku, strukturze, mających wpływ na to, co i jak się dzieje.

 

I to ci ludzie, zakorzenieni w Polsce lokalnej, a pozycjonujący się w Polsce wielko-politycznej, stanowią „żywioł hamulcowy” obu formacji uchodzących za wiodące w Polsce. Podobnie jak im podobni, którzy są zapleczem takich polityków pierwszoplanowych, którzy jeszcze nie odeszli, jeszcze nie zostali wygubieni.

 

Mówiąc językiem politycznym (szczerze powiedziawszy, obrzydliwym), elektorat żelazny ma czwórkami prowadzić formację ku zwycięstwom, a wygrawszy – stanąć na popas i czekać na łaskawość liderów związaną z „powierzeniem ważnych odcinków państwowych i samorządowych”. Ale aby tak się działo – elektorat nie ma prawa myśleć „swoimi myślami”, nie ma prawa roztrząsać tego, co już roztrząśnięte „na szczytach”.

 

Żelazne elektoraty obu formacji – roztrząsają, śledząc to co serwują mediaści i porównując to z echami od „swoich ludzi na górze”. I to jest powód, dla którego sądzę, że obie formacje są schyłkowe. Bo w dobie starć decydujących wojsko nie jest od zastanawiania się.

 

 

PS:

Natychmiast padło z internetu pytanie: co ma robić prawdziwa opozycja. Odpowiadam:

 

Żelazny elektorat, zwany planktonem, rozmyśla. Śledzi, co kto mówi publicznie, niektórzy naradzają się w jakichś towarzystwach imieninowych, albo podczas "spotkań z ciekawym człowiekiem". Potem zacznie się między sobą rozglądać. Szukać czegoś dającego nadzieję, że jeśli przycumujemy, to się uda.

Ten elektorat już nie ma entuzjazmu, którym nakarmiłaby się wielka polityka.

To dziś

Ale z każdym dniem jest gorzej: już niedługo elektorat nie będzie się rozglądał za dobrym, mocnym pirsem, tylko za tratwą ratunkową, a to już jest inna polityka.

Mówiąc "z każdym dniem" - myślę tak jak mówię. Nie "z każdym tygodniem", nie "z każdym miesiącem".

Prawdziwej opozycji nie ma. Jest opozycja symboli, jest opozycja koniunkturalna, jest opozycja flibustierska.

 

Dziś.