Epicykle

2013-12-27 07:52

 

W czasach, kiedy świat wpadał w swój pierwszy zachwyt nad biegaczymi talentami Etiopczyków i Kenijczyków, jeden z nich w wywiadzie tuż po biegu dał odpór egzaltacjom i powiedział coś wystarczająco mądrego, bym to zapamiętał: otóż powiedział on, że nie za bardzo rozumie, dlaczego ludzie biegają wciąż w kółko po wyrównanym i sztucznym torze tylko po to, by gawiedź miała na co patrzeć, a zwycięzca dostawał kawałek bezużytecznej pamiątki na wstędze. Dodam, że wtedy finansowe tantiemy nie sięgały – jak dziś – reklamowego absurdu.

Stadion – jako miarę odległości zawiniętej w pętelkę – wymyślili Hellenowie na użytek olimpijski. Wtedy miało to jakiś kulturowy sens.

Może idea stadionu wniknęła w ludzką świadomość z Kosmosu? W każdym razie najbardziej poważną powtarzalność doświadczamy w postaci pór roku, te zaś są bezpośrednim skutkiem krążenia Ziemi wokół Słońca.

No, i mamy pierwszy pit-stop. Kto wymyślił w Europie, że Stary Rok zamienia się w Nowy Rok akurat w porze zimowej – nie wiemy. Podobno Juliusz Cesar. Pierwszym w historii rokiem rozpoczętym 1 stycznia był rok DCCVIII Ab Urbe Condita, tzn. 708 rok od założenia Miasta (Rzymu), czyli według obecnie stosowanej rachuby czasu 46 r. p.n.e. Rzymianie czcili w ten dzień Janusa, boga bram, drzwi i początków.

Kolejne pit-stopy – to dni nominowane jako graniczne między porami roku. Te już są rzeczywiście wzięte z Kosmosu:

/pory roku: wersja dla infantylnych i wersja dla ambitnych/

 

Dalej już poszło jak z płatka: rok ma mniej-więcej 365 dni. Nooooo, to jest czym zarządzać, jest w czym mieszać! Znalazł się na Bliskim Wschodzie dobry powód, by wprowadzić cykl siedmiodniowy. Najtęższe głowy nie są w stanie powiedzieć ze stuprocentową pewnością, czy Niedziela stała się biblijnym Dniem Odpoczynku ze względów fizjologicznych, czy to fizjologię dopasowano kulturowo do wymagań religijnych. W każdym razie odpoczynek tak bardzo się spodobał w Europie – że go wydłużono jeszcze na sobotę. Jako że jest to biblijny dzień stworzenia zwierząt lądowych i człowieka, można przyjąć, że Europejczycy ukradli ten dzień Panu i rzekli: to moje urodziny, będę tego dnia leniuchował, tak jak ty, Panie, leniuchujesz w niedzielę.

A propos urodzin: to kolejny powód do świętowania, a skoro tak, to czemu nie imieniny? Dołóżmy do tego rocznice ważnych wydarzeń politycznych, religijnych, kulturalnych, osobistych – i już jest kalendarz zapełniony.

Cały rok mamy upstrzony swoistymi „stadionami”, które pokonujemy bez opamiętania, zaczynając nową rundę w chwili zakończenia poprzedniej. Całą dobę mamy upstrzoną mikro-rundami, wedle których porządkujemy sobie plan zajęć.

Na koniec zauważmy, że w tak zredagowanych kalendarzach zwykło się wyznaczać „punkt początkowy” tych swoistych „zawodów”: linearnie – kiedy lata liczone są w sposób ciągły od jakiegoś dawnego wydarzenia historycznego, np. od narodzenia Chrystusa (kalendarz gregoriański), od ucieczki Mahometa z Mekki do Medyny (kalendarz muzułmański), bądź niedawnego (np. od daty wstąpienia ostatniego władcy na tron, jak np. kalendarz japoński, kalendarz Dżucze), albo cyklicznie – gdzie lata liczy się w powtarzających się cyklach, np. 12-letnich, 60-letnich itp. (np. kalendarz chiński, kalendarz Majów, kalendarz balijski).

A czymże innym jest podzielenie doby na godziny, minuty, sekundy? Godzina, jako jednostka czasu, była z początku używana przez cywilizacje starożytności (między innymi Egiptu, Sumeru, Indii oraz Chin) jako dwunasta część okresu pomiędzy wschodem i zachodem słońca, lub jako 1/24 całego dnia. W obu przypadkach podział ten odzwierciedlał powszechne użycie dwunastkowego systemu jednostkowego. Znaczenie liczby „12” przypisywane jest liczbie corocznych cyklów księżyca, a także liczbie kości palców jednej ręki człowieka (3 w każdym z czterech palców. Znacząca jest tu możliwość policzenia 12 kości palców po kolei za pomocą kciuka). Ponadto bardzo powszechna jest tendencja do analogicznego zapisu danych (12 miesięcy, 12 znaków zodiaku, 12 godzin, tuzin). W kulturach starożytności i średniowiecza, w których podział na dzień i noc był dużo bardziej istotny niż jest w epoce powszechności sztucznego światła, liczenie godzin zaczynało się o wschodzie słońca. Tak więc świt wyznaczał początek pierwszej godziny, południe zaczynało się z szóstą godziną, a zachód kończył ostatnią, dwunastą. Oznaczało to, że długość godzin zależała od pory roku. Ten typ rachuby jest czasem określany, na astrolabiach i zegarach astronomicznych, mianem „Babilońskich” godzin. Ten system jest także używany w prawie żydowskim (Halacha) i żydowskich tekstach. W przypadku nowoczesnego zegara 24-godzinnego, liczenie godzin zaczyna się o północy. Godziny są numerowane od 0 do 23. Słoneczne południe przypada w przybliżeniu o 12:00, z dokładnością do 15 minut. Podczas równonocy słońce wschodzi ok. 6:00, a zachodzi ok 18:00.

Całkiem możliwe, że takie uroczyste i organizacyjne „opalikowanie” kalendarza i doby ma zbawienny wpływ na nasze funkcjonowanie. Ale równie możliwe jest to, że w ten sposób stajemy się niewolnikami „czasu zorganizowanego”, który przestaje być czasem filozoficznym, a staje się czasem regulacyjnym, dyscyplinującym. Możliwe, że bez takich palików człowiek czułby się jak podróżnik szerokiego stepu pośród bezgwiezdnej nocy, pozbawiony jakiegokolwiek punktu odniesienia. Ja jednak należę do tej mniejszości, która – napotkawszy w stepie kolejny palik – nie odprawia wokół niego radosnych czy żałobnych guseł i karnawałów, tylko zmierza dalej, odnotowawszy co trzeba.

Uczestniczyłem w obchodzeniu Nowego Roku w różnych kulturach. Bywałem też pośród obchodów świąt w ogóle nieznanych w Polsce. Może stąd mam dystans do tych naszych przywiązań?

W każdym razie coraz bardziej rozumiem, o co chodziło przed laty afrykańskiemu biegaczowi, który dziwił się, że można tak w kółko i bez sensu biegać po bieżni tylko po to, by wyprzedzić innych w jakimś wyznaczonym punkcie. Toż to dziecinada!