Faktura pro forma

2014-01-29 16:29

 

W nowym roku wyłożyłem grupie swoich stałych kibiców i żelaznych dyskutantów – może przynudnawo – kilka zagadnień, które trzeba teraz zakończyć rachunkiem podsumowującym.

Na przykład zastanawiałem się nad tym: „Poglądem czy rozumem”, wskazałem na rozmaite bezeceństwa utracjuszy rządzących Krajem: „Regalia” albo „Zainfekowane Państwo”, wskazałem na niezdolność establishmentu do reformowania, wskazałem na zasady demokratyczne, wskazałem na „Drgania i tąpnięcia”, wskazałem na bezsens zajmowania się pojedynczymi słabościami (bo trzeba usuwać patologiczne mechanizmy), bo „Obywatel przede wszystkim”, zapytywałem „Dlaczego nie działa” i wskazałem na sens „Juramentu”, dałem konstruktywny przykład rozwiązania kwestii dochodu, ochrony zdrowia czy emerytur („3232”), i w ramach „Jezusologii” opisałem swoją wizję „Res Plurablica”. Dziś rano zastanawiałem się, „KTO” mógłby rządzić polską lepiej i słuszniej. Bo przecież nie „Demiurczyki”…?

To wszystko zgodnie z noworocznym: „Stawiam na jakość”. Przytoczyłem kilka z tytułów, bo Czytelnik, zwłaszcza ten doraźny, miał prawo nie zauważyć, że moje notki układają się w logiczny ciąg.

Zakładam, że z tych notek wynika jasno moja postawa polityczna:

  1. Owoce Transformacji, choć kolorowe i soczyste, są pioruńsko drogie dla Społeczeństwa i dla Kraju, no i w dużej mierze zatrute „chemią rolną i chemią gospodarczą”, a ich „rynkowa” dostępność pozostawia wiele do życzenia wobec niczym nie krępowanych procesów monopolizacyjnych i drenażowo-rozwarstwiających;
  2. Różnica między materialno-społecznym bytowaniem człowieka i jego wspólnot w przestrzeni wyznaczonej przez Gomułkę i Gierka a przestrzenią zdefiniowaną przez Mazowieckiego, Wałęsę, Kwaśniewskiego i Tuska – zdecydowanie stawia wyżej „dawne czasy”, a że one słusznie minęły – mamy dojmujący kłopot społeczno-ekonomiczny;
  3. Porządek konstytucyjny, ład polityczno-społeczny – zwał jak zwał – ten w wersji podstępnie narzuconej Polsce jest nie do przyjęcia, ustawiony jest wrogo wobec Kraju (zasoby, regalia) jak też wobec Obywatela (pojedynczego) i Społeczeństwa. Ten porządek jest niereformowalny, szkoda zdrowia na jego kontynuowanie, dopieszczanie;
  4. Obalanie ustroju-systemu można sobie wyobrażać najprzeróżniej, ja mam pogląd, że docelowo ustrój ten powinien być oparty na koncepcji samorządności (mikrolokalnej samoorganizacji politycznej) i spółdzielczości komunarnej (wspólnotowo-wzajemniczo-mutualnych formach samoorganizacji gospodarczej);
  5. Oznacza to tworzenie – drogą „oddolną” – polityczno-gospodarczej rzeczywistości równoległej. Konstytucyjnie jest ona dopuszczalna (tylko fundamentalista ustrojowy nie rozumie, że Konstytucja dopuszcza równoległe rozwiązania państwowe, a zwłaszcza samorządowe), gorzej z tym co nazywam obywatelstwem rzeczywistym;
  6. Początkiem procesów „rewolucyjnych” powinna być wielostronna analiza swoistego „trójkąta ustrojowego”, w postaci wzajemnych odniesień dokumentów diametralnie różnej wagi: Konstytucji, Ordynacji Wyborczej, Regulaminu Sejmu: ich wzajemne współdziałanie dyktuje ustrój nie do przyjęcia, pryncypialnie sprzeczny z Konstytucją;
  7. Ustrojową podstawą nowej rzeczywistości (postuluje jej wdrażanie poprzez formuły ustrojowo równoległe) powinna być instytucja Swojszczyzny, dziś już porzucona w systemie prawnym, za to będąca znakomitym nośnikiem Obywatelstwa, Demokracji, Samorządności, Mutualizmu, Samostanowienia, czyli wszystkiego, co pożądane w postulatach społecznych;

Jeśli zatem poszukuję czegoś wartościowego w rozmaitych konceptach „koncesjonowanych” (serwowanych przez Government, czyli Parlament, Rząd, Samorząd Terenowy, Nomenklaturę) i konceptach flibustierskich (dziś reprezentowanych przez Indignados, Toruńczyków, Dudziarzy, Municypalno-Komunalnych, Narodników), jeśli przyglądam się najpoważniejszym realnym nazwiskom (Tusk, Kaczyński, Cimoszewicz, Pawlak, Czarzasty, Palikot, Gowin, Delfin, Miller, Schetyna, Kalisz, Siwiec, Sikorski) – to opadają mi ręce, bowiem żaden z nosicieli tych nazwisk nie nosi się z zamiarem ustrojowej przemiany na powrót zgodnej z najnowszą polską tradycją demokratyczną zapisaną choćby w społecznych aktach 1956, 1970, 1976, 1980-81, 1989), żaden też żywioł podskakiewiczowski nie definiuje całościowego konceptu ustrojowego, każdy sobie mości ideową niszę: sprawiedliwość społeczna, silna ojczyzna, decentralizacja samorządowa, przywrócenie praworządności w instytucjach państwowych, godność pracownicza, opatrzność dla maluczkich.

Wielokrotnie zauważałem, że funkcjonujemy niejako w wehikule, który porusza się sprawnie, ale nie w pożądanym kierunku, albo że żyjemy w gmachu przepysznym, ale przegniłym, ryzykujemy, że za chwilę nas pochłoną jego gruzy. Oba porównania są dla mnie ważne, odzwierciedlają niemal w całości mój stosunek do tego co nazywamy rzeczywistością. To z tego wywodzę podstawowe „obliczenia” na użytej faktury pro forma, jakiej spodziewam się od Losu dla mojego Kraju i jego Ludności.

Jeśli coś jest nie w porządku – można to szybko nazwać po imieniu i próbować naprawić oraz zapobiec powtórkom. Można też zlekceważyć, usprawiedliwiać, a nawet przewrotnie propagować jako coś pożądanego. Pierwsza postawa jest trudna: reagowanie na drobne uchybienia to społecznie duży koszt bieżący, a racje niepewne, dyskusyjne. Reagowanie zaś wtedy, kiedy wady i niedociągnięcia przeistoczyły się w patologie – zawsze napotka na argument: skoro już się na tyle zaangażowaliśmy, to już nie zmieniajmy, może los będzie łaskawy. Druga postawa polega na tym, żeby uniknąć osobistej odpowiedzialności, udawać, że sprawy dzieją się „same” albo za sprawą kogoś, kogo skompromitujemy, konkurenta na przykład.

Ja należę do tych reagujących „od razu”, co wcale nie oznacza, że jestem rodzajem słowiańskiego Gandhiego, chyba że pamiętamy, iż Mahatma w młodości podkradał rodzicom, sprzeniewierzał się wegetarianizmowi, buntował się przeciw przywódcom swojej kasty, łgał wobec bliskich, a dopiero potem odkrył w sobie Ahimsa (porzucenie przemocy) i Satya (pozostawanie w prawdzie). Niewątpliwie zresztą należę do „dalitów” (pariasów, uciśnionych, niedotykalnych) w moim własnym kraju, pośród współplemieńców, zajmuję miejsce pośród wykluczonych, siedzę na taborecie podobnym do jednego z takich: TUTAJ (Lista uznanych prawnie kast upośledzonych społecznie).

Filozofia walki bez użycia przemocy znana jest pod sanskrycką nazwą सत्याग्रह (satyāgraha). Ma ona swoje źródło w ahinsie, występującej w indyjskich religiach zasadzie nieszkodzenia nikomu.

Jako ktoś, kto powyższych siedem punktów redaguje wciąż od nowa, wciąż je doskonaląc, od szokowo-terapeutycznych początków Transformacji – mam prawo wykraść Losowi kopię faktury pro forma, która już jest niemal wystawiona, czeka tylko na „datę emisji”.

  1. Przede wszystkim niepostrzeżenie nasz polski ustrojowo-systemowy Bartek zaczyna przypominać atrapę usztywnioną przez sieć podpórek i podwieszeń, bez których runąłby, a które odbierają mu ustrojowość, stają się konceptem (nie konceptem) „załataj niedoróbkę i módl się o farta”;
  2. Polskie społeczeństwo (właściwszym słowem jest Ludność) traci w coraz szybszym tempie zdolność integracyjną: nie ufamy ani władzy, ani sobie, ani państwu, ani urzędom, organom, służbom, ani infrastrukturze, ani przedsiębiorcom, a nawet sąsiadom: w cokolwiek „wchodzimy”, to w pełnej gotowości do jutrzejszego „wyjścia”;
  3. Poziom życia codziennego konsekwentnie obniża się. Oczywiście, słyszymy propagandę o tym, ileż to nowych rozwiązań technicznych i infrastrukturalnych podnosi standardy cywilizacyjne. Propaganda ta jednak pomija szczegół: rzeczywista dostępność tych standardów jest coraz bardziej ograniczona, jest udziałem wciąż węższej grupy osób;
  4. Kondycja Gospodarki i Państwa oraz Kultury pogarsza się niemal z dnia na dzień. Coraz więcej jest w użyciu klajstrów, fototapet, dezodorantów, substancji przeczyszczająco-udrożniających, a nawet swoistego medialnego „graffiti” odwraca naszą uwagę od tego, co istotne – ale rzeczywistość kracze, słychać tąpnięcia, czuć drgania;
  5. Samozadowoleniu z tego, że siedzi się w wehikule nieźle się od wewnątrz prezentującym, towarzyszy coraz bardziej dojmujące poczucie, że chyba zjeżdżamy w dół, i to nie po tej stronie grzbietu, stąd niby szybko i wesoło, ale coraz chłodniej, coraz bardziej cieniście, coraz bardziej poza „kontrolą trakcji”;

Faktura pro forma, o której wciąż piszę – to koszty odwrócenia, a właściwie porzucenia tych 5 procesów i zastąpienia ich nowymi, bardziej odpowiadającymi oczekiwaniom. Z każdym dniem większe. To co, będziemy patrzeć niczym na licznik długów?

Jest bardzo ważne dla nas, kiedy wreszcie ktoś tę fakturę ujawni i na kogo będzie ona wystawiona.