Fala a kontrdemokracja

2013-08-02 15:23

 

Widywałem z bliska następujące środowiska „zarządzane” przez „falę”: wojsko (zapewne inne służby mundurowe), areszty i więzienia (tu się to nazywa np. „grypsera”), szkoły średnie, duchowieństwo, grupy przestępczości pospolitej, niektóre zakłady pracy, grupy kibicowskie, salony celebryckie (np. „warszawka”), zespoły sportowe, środowiska wiejsko-parafialne, ostatnio zaś – Monar. Znaczy – zjawisko jest powszechne. Znam z opowieści, że „fala” obowiązuje też w Sejmie, rzadziej w samorządach (regionalnych, branżowych), a nawet w związkach zawodowych.

Zjawisko polega na tym, że osobnicy mający w środowisku dłuższy staż niż inni – czują się bardziej wtajemniczeni (oblatani), przez co – za zgodą formalnych przełożonych – budują własną, oddolną, subkulturową hierarchię, zaznaczając przejścia od jednej pozycji do drugiej swoistym rytuałem, a jednocześnie budując złożoną „nadbudowę” uprawnień, przywilejów, obowiązków, nagród i kar oraz wyróżników.

W zjawisku „fali” liczą się dwie okoliczności konstytuujące:

  1. Rozwija się ono za cichym przyzwoleniem władz formalnych, choć nierzadko ukonstytuowane jest na wartościach i praktykach sprzecznych z oficjalną misją środowiska;
  2. Jest esencją „racjonalności alternatywnej”, korygującej racjonalność zakładaną, oficjalną, co oznacza, że w swoisty sposób wspiera spoistość i ład w środowisku;

W tym sensie „fala” jest rodzajem manifestowania się samorządności lokalnej, środowiskowej. Jeśli ci najbardziej „wtajemniczeni” wiedzą, jak używać władzy, danej im z tytułu awansów „falowych” – wyszedłszy z oczywistego zła – sieją dobro wokół (najbardziej spektakularna jest-była popularność włoskiej mafii, która całym środowiskom lokalnym potrafi/ła zapewnić opiekę socjalną, zatrudnienie i opiekę nad dziećmi oraz starcami, czym zastępowała służby komunalne i municypalne, z powodzeniem i poparciem ludności).

Najczęściej jednak „fala” oznacza wzmocnienie mechanizmów nomenklaturowo-monopolizujących, co utrwala społeczne patologie środowiskowe. Wtajemniczeni pastwią się nad „młodszymi”, a wielowarstwowość „fali” nie pozwala nazwać zła po imieniu, tak jak miałoby to miejsce w przypadku dychotomii MY-ONI.

W konsekwencji „fala” przyczynia się do subtelnego w formie, choć dolegliwego w skutkach formowania stosunków „monarchicznych” w rzeczywistości formalnie, konstytucyjnie demokratycznej. Nieliczni sprawują faktyczną włądzę, a ciałą kolegialne i procedury konsultacyjno-uspołeczniające stają się atrapą, narzędziem w rękach „wtajemniczonych”. Pozwala to szydzić tym najbardziej wtajemniczonym z niezadowolonych „młodszych”: macie swoje samorządy, sądy, arbitraże, instancje, rzeczników, skargi, zażalenia, ostatecznie nawet wybory i referenda – o co wam chodzi!?! Zaś ci „pośrodku” (jeszcze nie top-wtajemniczeni, ale już zaawansowani) – najczęściej stając po stronie „grypsery” – bronią swojego dorobku i swoich nadziei na awanse, choć w trzewiach noszą rację „oddolnych”.

W Polsce kilkanaście osób rządzi niepodzielnie Krajem i Ludnością: wodzowie największych partii parlamentarnych, szefowie najistotniejszych służb, niekiedy urzędnicy prezydenccy i organy kontroli. W tym sensie Polska nawet przez szybę nie obcowała jeszcze z demokracją, mimo pozorów.